FC Barcelona miała większość kart, zwłaszcza tych wysoko znaczonych, w swoich rękach i nie jest to żaden banał. Po pierwszym spotkaniu zawodnicy Xaviego Hernandeza i sam szkoleniowiec zbierali zasłużone pochwały, bo wygrana 3:2 w stolicy Paryża była poparta bardzo dobrą grą. Robert Lewandowski "wygrywa" z Ronaldem Araujo. Duże zaskoczenie Robert Lewandowski i spółka też nie ustrzegali się błędów, ale od strony taktycznej rozegrali więcej niż dobre spotkanie. Poza tym ewidentnie zmieniła się sytuacja wewnątrz klubu, znów zaczął tworzyć się eksplozywny zespół, a hiszpańskie media podkreślały dobrą energię, która od 27 stycznia (ostatnia porażka Barcelony) napędza Katalończyków do coraz lepszej i bardziej zazębiającej się gry. Akcentowano także świetne posunięcia Xaviego, jak to z nieznacznym cofnięciem Ilkaya Guendogana, co pomogło obudzić się strzeleckiej bestii - Robertowi Lewandowskiemu. Jak wiele (wszystko?) można zaprzepaścić, pokazał rewanż Estadi Olimpic Lluis Companys w Barcelonie i piramidalne błędy, katastrofalne na tym poziomie. Najpierw zespół osłabił Ronald Araujo, gdy w superkomfortowej sytuacji, przy prowadzeniu Barcelony od 12. min po golu Raphinhi, tuż przed końcem drugiego kwadransa osłabił zespół totalnie nieodpowiedzialnym faulem, wylatując z boiska za czerwoną kartkę. Drugim, newralgicznym momentem spotkania, były wydarzenia między 54., a 56. minutą. Najpierw Vitinha wyprowadził swój zespół na prowadzenie, co de facto jeszcze oznaczało, że sprawa awansu wciąż pozostawała otwarta. Tyle tylko, że ten, który w tych okolicznościach powinien trzymać ciśnienie, czyli w właściwy sposób motywować grający w osłabieniu zespół, wbił mu gwóźdź do trumny. Mowa o Xavim, który kompletnie się zagotował, zapomniał że jest trenerem klubu piłkarskiego, a nie sekundantem zawodnika ze sportów walki, za co wyleciał na trybuny ukarany czerwoną kartką. W Barcelonie aż huczy o skandalu po meczu z PSG. Wietrzą spisek. "Podejrzane sędziowanie" Bardzo mało zespołowi dał także Robert Lewandowski, który miał obok siebie "plaster" w osobie Lucasa Hernandeza. Tym razem najgroźniejszy napastnik w szeregach "Blaugrany" nie dał zespołowi żadnej realnej wartości dodanej, gdy liczyła się walka o kolejne gole i złapanie kontaktu z odjeżdżającym rywalem. Kulminacją złości i psioczenia na Polaka były wydarzenia z z 87. minuty, gdy przy stanie 1:3 nasz napastnik po błędzie Hernandeza zdecydował się na strzał, choć miał do wyboru zagranie do lepiej ustawionych zawodników. Koledzy Polaka łapali się za głowy, a zaraz potem kropkę nad "i" postawił Kylian Mbappe. Dodajmy, że Lewandowski nie popisał się także w pierwszej połowie, gdy miał okazję, aby podwyższyć prowadzenie na 2:0. Lewandowski największym winowajcą? Już zagłosowało ponad 40 tys. osób Jednak ciąg przyczynowo-skutkowy mógłby wydawać się oczywisty - czyli miano największego winowajcy powinien otrzymać 25-letni Araujo, zresztą nawet w L'Equipe (nieprzypadkowo wybrane medium) francuski autor podsumowania meczu podkreślił, że wyrzucenie urugwajskiego obrońcy zmieniło wszystko. Tymczasem to właśnie na stronie internetowej nobliwego paryskiego dziennika mamy mogące budzić pewne zdziwienie wyniki ciągle trwającej sondy. Zadano pytanie o "największą wpadkę" i zaproponowano do wyboru siedem nazwisk - pięć z Barcelony i dwa z PSG. Być może nieco sugestywne było zaproponowanie Lewandowskiego na pierwszej pozycji, więc niektórzy "z automatu" wybrali tę kandydaturę. Tym niemniej zdystansowanie Araujo świadczy o tym, jak gigantyczne oczekiwania dźwiga na swoich barkach czołowy napastnik świata.