Toni Frieros, który jest znanym dziennikarskim przeciwnikiem urzędującego prezydenta FC Barcelona Joana Laporty napisał na łamach katalońskiego "Sportu", że odejście dyrektorka ds. korporacyjnych jest związane z transferem Roberta Lewandowskiego. Dokładnie chodzi o prowizję za podpisanie kontraktu przez Polaka. - Maribel Melendez miała ostrą dyskusję z prezydentem Joanem Laportą. Powód? Mówi się, że audytor FC Barcelona ostrzegł Maribel Melendez, że pojawiły się wątpliwości co do płatności prowizji za transfer Roberta Lewandowskiego. Zgodnie z tą wersją Maribel Melendez, na wniosek audytora, poprosiła o wyjaśnienia. I stało się to, co się stało - podał Freiros. "Odeszła, bo wykryła nieprawidłowości". Chodzi o transfer Lewandowskiego. Klub reaguje Dziennikarz "Sportu" nie napisał tego wprost, jednak między wierszami jego artykułu można przeczytać, że pieniądze za rzeczoną prowizję "wyprać" miał sam agent Polaka, czyli Pini Zahavi. Miał on rzekomo przelać premię należną Robertowi Lewandowskiemu na konto izraelskiej firmy, w której udziały posiadają Laporta i właśnie Zahavi. Po artykule Freirosa w Barcelonie wybuchła wielka afera. Gdyby jego doniesienia okazały się prawdziwe, wskazane osoby z pewnością musiałyby liczyć się z poważnymi konsekwencjami prawnymi. W swoim artykule dziennikarz nie podał jednak żadnych konkretnych dowodów na potwierdzenie swoich słow. FC Barcelona nie mogła tak tego zostawić. W przestrzeni medialnej pojawiła się bowiem informacja, że dyrektorka ds. korporacyjnych odeszła z klubu, ponieważ wykryła, że prowizja za transfer Roberta Lewandowskiego przysługująca Polakowi została przywłaszczona, a następnie wpłacona na konto izraelskiej firmy z udziałami prezydenta Laporty oraz agenta polskiego napastnika. Od razu podjęto kroki, aby na łamach tej samej gazety sprostować tę informację. Robert Lewandowski przeniósł się do FC Barcelona z Bayernu Monachium latem 2022 roku. Jego transfer opiewał na 45 milionów euro. Umowa Polaka z "Duma Katalonii" obowiązuje do końca sezonu 2025/26.