Tegoroczna odsłona 24h Le Mans miała wyjątkowo "polski" smak. W kategorii LMP2 karty rozdawali bowiem przedstawiciele naszego kraju. Walka o zwycięstwo pomiędzy Inter Europol a Team WRT trwała do ostatnich minut zmagań. Ostatecznie górą była pierwsza z wymienionych ekip. Robert Kubica przyznał jednak, że trudno mu mówić o niedosycie. Tomasz Czernich, Sport Interia: Jak z perspektywy czasu patrzy pan na rywalizację we Francji? Robert Kubica: Pojechaliśmy mocny wyścig, bezbłędny. Idealnego Le Mans zrobić się nie da, ale spisaliśmy się naprawdę świetnie. Może patrząc pod kątem wyniku szkoda, że dało to drugie miejsce, ale uważam, że więcej nie mogliśmy zrobić. Wygrał polski zespół, z polskim kierowcą, a to wielka rzecz. Bardzo im gratuluję. Jest pewien niedosyt "wynikowy", ale Inter Europol był poza zasięgiem nie tylko naszym, ale i całej konkurencji. Zdublowali wszystkich oprócz nas. Próbowaliśmy do samego końca wywierać presję, bo wszystko mogło się zdarzyć. Udało nam się uniknąć problemów i błędów, ale czegoś jednak zabrakło. Robert Kubica: W teorii byliśmy blisko Próbując ująć to zatem jednym słowem: niedosyt, czy poczucie zadowolenia? Jechałem trzy edycje Le Mans, za każdym razem byłem w czołówce. Niewiele jest załóg, które w naszej, bardzo wyrównanej i mocno obsadzonej kategorii rok do roku notują takie wyniki. Sam przebieg zmagań też mógł być nieco mylący. W teorii byliśmy blisko, ale nie do końca. Te kilkanaście sekund, które nas dzieliło to i tak zawsze było sporo. Patrząc z perspektywy kibiców, ostatnie okrążenia były naprawdę emocjonujące. Louis (Deletraz, zespołowy partner Kubicy - przyp.red.) postawił wszystko na jedną kartę. Pojechał na całość, dzięki czemu zbliżyliśmy się do liderów. Motorsport to jednak nie jest tak prosta sprawa - trzeba brać pod uwagę kwestie sprzętowe, opon i tak dalej. Nie byliśmy w stanie ich wyprzedzić. Tym bardziej, że traciliśmy w wyjściach z zakrętów, więc sam manewr byłby bardzo trudny. Kubica ma rachunki do wyrównania? Tak, jak pan wspominał - każdy start w Le Mans to miejsce w czołówce, ale wygrać się jeszcze nie udało. Ma pan z tą imprezą rachunki do wyrównania. Zobaczymy pana w akcji w przyszłości? Zobaczymy. Tak, jak powiedziałem po pierwszej "mojej" edycji - Le Mans jest naprawdę trudnym wyzwaniem. Nigdy nie ma się pewności, że i będzie się w stanie walczyć w czołówce. Jeśli pojawię się też w kolejnych latach, mam nadzieję że powalczę. Jakie są zatem plany na kolejne tygodnie? Następny wyścig czeka nas dopiero w drugim tygodniu lipca, na Monzy. Do tego czasu - przede wszystkim regeneracja i przygotowania. Skoro w pierwszej połowie miesiąca nie będzie się pan ścigać, to będzie sporo czasu na inne aktywności. Może zatem wyprawa na Tour de France? Bezpośrednio przed Le Mans nie miałem wiele czasu, by śledzić kolarstwo, ale zawsze przed snem musiałem włączyć na iPadzie 40-minutowe skróty etapów. Żartowałem z kolegami, że to już mój rytuał. Co do "Wielkiej Pętli" - planowałem w tym roku zahaczyć o jakiś etap, o ile znajdę ekipę, która wybierze się ze mną.