Ale Albania to też kraj, zmieniający się w trakcie mrugnięcia okiem. Wśród Polaków modny turystycznie, przełamujący stereotypy cudownymi krajobrazami, malowniczymi górami i lazurową wodą. Idący ku nowoczesności, choć skrajnie różnym tempem. To wreszcie kraj, w którym wymieszane przez setki lat wpływy rzymskiego chrześcijaństwa, prawosławnego Bizancjum i islamskiego Państwa Osmańskiego nie zdołały wymazać albańskiej dumy narodowej i kultywowania własnych tradycji. Kraj, w którym w Boga wierzy każdy, choć aż do 1990 roku - decyzją komunistycznego dyktatora Envera Hoxhy - pozostawał pierwszym w pełni ateistycznym państwem świata. A zarazem kraj, w którym praktyki religijne głęboko przykryte są przez zabobony, pradawne przesądy i zwyczaje przodków. "Zginą lub będą musiały zabić" - Dzieci "gjakmarrji" żyją z wyrokiem śmierci - przekazała agencji AFP Liliana Luani, nauczycielka i wolontariuszka, mieszkająca w rejonie Szkodry. Tysiące albańskich rodzin wegetuje dziś w ukryciu, chowając się w zapomnianych, zatęchłych górskich chatach. Kryją się przed swoimi prześladowcami. Edukacja ich dzieci została przerwana. Całymi dniami nie wychodzą z domów, odczuwając tylko jedno. Strach. - Żyją ze świadomością: Zginą lub będą musiały zabić - opisuje dla "Bangkok Post" burmistrz Szkodry Voltana Ademi. - Mogą zostać zaatakowane jutro, albo nigdy - dodaje. To efekt brutalnej "zemsty krwi", budzącego największą grozę i najbardziej kontrowersyjnego zapisu na kartach kanunu - XV-wiecznego zbioru zasad, dla wielu Albańczyków wciąż ważniejszego od każdego innego systemu prawnego. Polska ma asa w rękawie. Nawet porażka w Tiranie może ujść jej płazem Brutalna praktyka, zwana w kanunie "gjakmarrją", oznacza prawo i obowiązek krwawej zemsty. Gdy członek zhańbionego rodu złoży przysięgę "zemsty krwi", z obranej drogi nie ma już odwrotu. Musi wymierzyć sprawiedliwość, karząc sprawcę swojego nieszczęścia lub jego bliskich męskich krewnych. A kara może być tylko jedna: śmierć. Krwawa tradycja nawet w XXI wieku ma swoich kultywatorów. Organizacje ochrony praw człowieka szacują, że od początku lat 90. w wyniku "gjakmarrji" życie w Albanii straciło około 10 tysięcy osób. Kolejne tyle trwa obecnie w ukryciu. I choć w swoich zapisach kanun zabrania dokonywania wendetty na kobietach oraz dzieciach, ogłoszenie "zemsty krwi" oznacza w praktyce koniec normalnego życia dla wyzwanej rodziny. Łapówka na porządku dziennym Gjin Marku, ekspert zajmujący się łagodzeniem napięć wywołanych wypaczonym postrzeganiem kanunu, twierdzi jednak, że tradycja dla wielu jest jedynie przykrywką, gdy pogrążeni w żałobie obywatele nie mogą liczyć na pomoc wymiaru sprawiedliwości. - Kiedy zawodzi system sądowy, ci ludzie nie mają jak rozwiązać swoich problemów - mówi, oskarżając sądownictwo o opieszałość i łapówkarstwo. Ale co się dziwić, skoro korupcja jest w Albanii tak powszechna i akceptowalna, że tubylcy nie mają nawet osobnego słowa oznaczającego łapówkę. Zamiast tego wszystko jest "bakszyszem". U nas słowo to kojarzone byłoby bardziej z napiwkiem. Bakszysz daje się kelnerowi w restauracji, bakszysz to zostawienie reszty taksówkarzowi. Ale bakszysz to też upominek dla urzędnika, by sprawnie załatwił naszą sprawę. Bakszysz to koperta, wręczona policjantowi podczas kontroli drogowej. Bakszysz to 10 euro wsunięte w paszport podany celnikowi. Dwie minuty, które wstrząsnęły eliminacjami Euro 2024 Prawdziwy gang Albanii Albania to wciąż kraj, w którym półświatek ma się naprawdę dobrze. Rzeczywistość nie jest może tak spektakularna jak netflixowe ekranizacje typu "Narcos", ale faktem jest, że kraj ten określa się "autostradą" dla przemytników narkotyków przez Adriatyk. Na porządku dziennym w Albanii jest szczególnie marihuana. W teorii nielegalna, w praktyce - łatwo dostępna. Miejscowość Lazarat, ze względu na gigantyczną produkcję "trawki" zyskała już przydomek albańskiego Medellin, produkując rocznie blisko milion ton narkotyku. Szacuje się, że wartość produkowanej marihuany stanowi w Albanii około... połowy PKB kraju. To kraj, w którym obcokrajowiec, zbaczając ze sprawdzonych szlaków, może się zagubić naprawdę szybko. Podobnie jak w rozmowie z tubylcami. W końcu nawet kręcenie głową oznacza tu potwierdzenie, a kiwanie - zaprzeczenie. Problemy z komunikacją mają zresztą nawet rodowici Albańczycy. Niemal każda wioska mówi odmiennym dialektem, a te ewoluowały dodatkowo przez lata odosobnienia - najpierw z powodu trudności z transportem, później pogłębione przez lata komunizmu, w których obowiązywał zakaz swobodnego przemieszczania się. Zdarza się, że Albańczycy z południa i północy nie potrafią porozumieć się w swoich rodowitych językach. Lecz po co język, skoro są w Albanii sposoby, by zrozumieć się bez użycia słów. Kawa i rakija są dobre na wszystko. Trzy religijne imperia i narzucony ateizm. Okupacje i komunizm Nie ma chyba w Europie drugiego państwa, które w swojej historii znalazłoby się w tak wielu różnych strefach wpływu. Tereny Albanii wchodziły w skład trzech różnych religijnych imperiów, doświadczyły też kompletnego zakazu praktyk religijnych. W międzyczasie okupowało je sześć różnych państw, a w XX wieku wpływ na kraj miały przede wszystkim komunistyczne Chiny i Związek Radziecki. Tereny dzisiejszej Albanii jeszcze przed narodzeniem Chrystusa zostały opanowane przez starożytnych Rzymian. Ci wprowadzili tam swoje wierzenia, z czasem przechodząc na chrześcijaństwo. Po rozpadzie Cesarstwa Rzymskiego tereny trafiły pod wpływy prawosławnego Bizancjum. Kolejne wieki były napływem plemion słowiańskich, co poskutkowało włączeniem Albanii w tereny Carstwa Bułgarii. Dopiero w XII wieku Albańczykom udało się uzyskać niepodległość. Ale na krótko. W XIV wieku podbili ją Serbowie, a chwilę później Turcy, włączając Albanię na długie lata w skład muzułmańskiego Imperium Osmańskiego. Islamska okupacja trwała aż do 1912 roku, kiedy to we Wlorze ogłoszono deklarację niepodległości. Lecz zamiast spokoju, kolejne lata przyniosły jeszcze więcej zamieszania. Okres I wojny światowej to niekończące się okupacje - najpierw serbska, a później austriacka i włoska. W 1939 roku Albanię znów zajęli Włosi, a później - na chwilę - Niemcy. Pięć lat później niepodległość Albanii dało komunistyczne powstanie Envera Hoxhy, który ogłosił się dyktatorem i krwawe rządy sprawował aż do swojej śmierci w 1985 roku. Ten czas to - mimo oczywistych wpływów stalinizmu - okres współpracy bardziej z komunistycznymi Chinami, niż ze Związkiem Radzieckim. Albania była jedynym krajem, który uwolnił się z rąk faszystów bez ich pomocy. Co nie oznacza wcale, że albańskie czasy komunizmu wyglądały lepiej, niż gdziekolwiek indziej. Nowa era wolnej i demokratycznej Albanii trwa dopiero od 1992 roku. To wtedy ostatecznie w kraju upadł komunizm, a zacofane, ciemiężone przez lata społeczeństwo, mogło wreszcie zrzucić kajdany. I w chaosie podążać ku nowoczesnej Europie. Wierzący, niepraktykujący Dziś 60% ludności albańskiej deklaruje się jako muzułmanie, ale oprócz meczetów bez problemu spotkamy tam też kościoły katolickie i prawosławne cerkwie. Nie znajdziemy za to zbyt wielu osób praktykujących religijne zwyczaje. Muzułmańskie kobiety wychodzą na miasto bez zakrytych twarzy. Przeciwnie - spotkanie młodej Albanki bez pełnego makijażu graniczy niemal z cudem. Dla zachłyśniętych wolnością południowców wygląd zewnętrzny jest szczególnie ważny. A dla kobiety każdy, nawet najbardziej przerysowany makijaż, jest lepszy od jego braku. Oto największa rewelacja eliminacji Euro 2024. Duże zaskoczenie Muzułmańscy mężczyźni - kobiety zresztą też - bez problemu raczą się wieprzowiną i nie obchodzą ramadanu. - Dlaczego miałbym nie jeść mięsa skoro lubimy? I dlaczego mielibyśmy chodzić głodni? - wzruszają ramionami. Katolickie kościoły w niedzielne nabożeństwa świecą pustkami. Ale nie dlatego, że w kraju, w którym na piedestale umieszcza się Matkę Teresę, Jana Pawła II, a czci św. Antoniego, brakuje wiernych. Odwiedzani przez misjonarzy płomiennie zapewniają o swojej wierze. Zapytani o uczestnictwo we mszach świętych, reagują za to szczerym zdziwieniem. - A to trzeba? - otwierają usta, autentycznie zdumieni. Kraj przesądów i zabobonów W Albaniii, choć w swojego boga wierzy niemal każdy, rolę praktyk religijnych zajmują starodawne przesądy i zabobony. Zawieszone na domach lalki, misie i ząbki czosnku mają odstraszać "złe oko", utożsamiane tu z zazdrością i złą energią. Czosnek najlepiej zresztą nosić przy sobie cały czas. Starsi wsypują młodym do kieszeni ziarenka cukru - to przynosi szczęście. Najbardziej ryzykowną czynnością jest zaś zamiatanie - miotła bowiem przynosi Albańczykom pecha. Przypadkowe dotknięcie stopy oznacza wielkie nieszczęście - bezdzietność, chorobę męża, a nawet jego śmierć. Pecha przynosi też obcinanie paznokci po zmroku, a niespełnienie zachcianki ciężarnej - może sprawić, że dziecko urodzi się ze znamieniem. Zabobony to także część nauk medycznych. Wszelkie choroby najlepiej uleczy bowiem w Albanii podanie oregano. Sześć bunkrów na kilometr kwadratowy Brak praktyk religijnych i wiara w zabobony są niejedyną pamiątką po czasach komunizmu, w których przejawy religijności były tępione ze szczególnym okrucieństwem. Dyktator Enver Hoxha ogłosił Albanię pierwszym w pełni ateistycznym krajem na świecie i ten stan oficjalnie utrzymywał się aż przez 23 lata. Inną pamiątką po Hoxhy są... wszechobecne bunkry. Albański dyktator tak bardzo bał się obcego ataku lub wewnętrznego przewrotu, że budował je dosłownie wszędzie. Według opowiadanych legend liczba bunkrów w Albanii miała sięgać nawet 600 tysięcy, a według niektórych opowieści - choć można włożyć je między bajki - nawet miliona. W Albanii - alarm. Narasta strach przed polskimi kibolami W rzeczywistości Hoxha wybudował około 173 tysiące bunkrów, co i tak jest absurdalnie gigantyczną liczbą. Oznacza to, że co 11 obywatel mógłby otrzymać tutaj swój bunkier. Na każdy kilometr kwadratowy kraju przypada blisko 6 bunkrów. Dziś obiekty te stoją opustoszałe, a niektóre z nich pełnią funkcję atrakcji turystycznych. W popkulturze zadomowiły się na tyle skutecznie, że na wystających z ziemi włazach reklamuje się m.in. Coca-Cola. Inne, tzw. "bunkry jednorodzinne", wyglądają z ogródków albańskich domów. (Nie)odkryte możliwości turystyczne Dopiero po upadku komunizmu Albańczycy dostali szansę uwolnienia turystycznych możliwości swojego kraju. A w ostatnich latach jakby zorientowali się, że na przyjezdnych można wzbogacić się szybko i relatywnie łatwo. Przed Albańczykami otworzyły się zupełnie nowe możliwości. Zwłaszcza, że jest to kraj, miejscami naprawdę przypominający raj na ziemi. Krystalicznie czysta woda, dostęp do Morza Adriatyckiego i Jońskiego, do tego blisko 300 słonecznych dni w roku - to wszystko tworzy wyjątkowo atrakcyjny wakacyjny kierunek. Zwłaszcza, że koszt wypoczynku w Albanii wciąż jest stosunkowo niedrogi w porównaniu do zachodnich kurortów. A standard świadczonych usług błyskawicznie szybuje w górę. Już teraz część albańskich hoteli może poszczycić się standardem na najwyższym europejskim poziomie. Turyści zwłaszcza upodobali sobie miejscowości Ksamil z rajskimi plażami i lazurową wodą oraz Sarandę, będącą największym albańskim kurortem i leżącą na wysokości greckiej wyspy Korfu. Albania będzie też atrakcyjna dla miłośników gór. Zajmują one trzy czwarte powierzchni kraju i gwarantują niezliczone możliwości pieszych (i nie tylko) wędrówek. Nic dziwnego, że kraj ten w ostatnim czasie stał się wyjątkowo modny wśród polskich turystów. Tirana. Miasto najbliżej Europy Odmienny klimat od rajskich kurortów oraz dzikich pasm górskich można spotkać w Tiranie. To dynamicznie rozwijające się miasto przyciąga miłośników bogatego życia nocnego. W stolicy Albanii zachodzą szybkie zmiany, a miasto błyskawicznie zmienia się z komunistycznego reliktu na jedną z najciekawszych europejskich stolic. Albańczycy twierdzą, że istnieje ogromna i szybko pogłębiająca się różnica między Tiraną a resztą kraju. To miejsce, w którym młodzi żyją w iście europejskim stylu - bo tylko tu można być anonimowym. W stolicy mieszka ponad 30% całej populacji Albanii. Opieka medyczna i poziom edukacji w Tiranie stoi na znacznie wyższym poziomie, niż w reszcie kraju. Choć w mieście nie da się uciec od konceptów tworzenia stolicy najpierw na modłę faszystowską, a później komunistyczną, to relikty przeszłości - jak choćby słynna Piramida w Tiranie, będąca początkowo Muzeum Envera Hoxhy, a dziś pełniąca rolę Międzynarodowego Centrum Kultury - szybko zostają zaadaptowane do nowych ról. I stają się w pewien sposób miejskimi atrakcjami. Obok nich co rusz wyrastają nowoczesne budynki. Takie, jak choćby ukryty w... galerii handlowej Air Albania Stadium. To właśnie na nim "Biało-Czerwoni" w niedzielny wieczór zmierzą się z gospodarzami w eliminacjach mistrzostw Europy. Obiekt ten oddano do użytku zaledwie cztery lata temu. Został wybudowany w miejscu stadionu "Qemal Stafa", będącego jeszcze żywym pomnikiem czasów faszystowskich (wybudowany został podczas włoskiej okupacji końcówki lat 30. i początku 40.) oraz noszący imię socjalistycznego bohatera. Z Tirany Wojciech Górski, Interia