To miał być pojedynek gigantów. Podczas gdy my patrzyliśmy na mecz z Argentyną przez pryzmat kwestii awansu, świat ostrzył sobie zęby na pojedynek Lionela Messiego z Robertem Lewandowskim. Nasz zawodnik bardzo dobrze zameldował się na boisku, już w 4. minucie świetnie zastawiając się z boku pola karnego i wystawiając piłkę do Krystiana Bielika. Ten nie zdołał jednak oddać dobrego uderzenia. Później jednak Argentyńczykom udało się zdominować Polaków i odciąć kapitana "Biało-Czerwonych" od gry. Po 12. minucie Lewandowski nie zanotował już ani jednego kontaktu z piłką w ostatniej tercji - aż do końca pierwszej połowy. A Messi pokazał, że będzie groźny. Już w 6. min uderzył sprzed karnego - z podobnego miejsca, jak w starciu z Meksykiem. Na nasze szczęście strzał był lekki i Wojciech Szczęsny poradził sobie z jego uderzeniem. W 10. minucie Messi uderzył już znacznie groźnie - na nasze szczęście z dość ostrego kąta. I ponownie górą był Szczęsny. Szczęsny obronił karnego Messiego Argentyński napastnik nie wyglądał jak gość naładowany niesamowitą energią, przeciwnie. Człap, człap, człap... Człapał wokół Kamila Glika, Jakuba Kiwiora i Grzegorza Krychowiaka. Ale kiedy dostał piłkę odpalał niesamowite turbo. Czekał tylko na momenty, w których może pokazać pełnie swoich możliwości. Wszystko mogło zmienić się w 38. minucie, gdy arbiter po VAR-ze dopatrzył się faulu Szczęsnego na Messim. Argentyńczyk sam podszedł do piłki, lecz po chwili tylko schował twarz w dłoniach. Polski bramkarz obronił jego uderzenie. Błyskawiczne bramki po przerwie Po przerwie obraz meczu uległ zmianie - za sprawą bramek zdobytych przez Argentyńczyków. Przy nich akurat Messi nie miał udział, choć niewątpliwie fakt, że jego obecność zaprzątała głowę polskich defensorów, dodał nieco swobody jego kolegom. Zdobyte bramki dodały Messiemu sporo swobody. Zaczynał swoje szarże, dryblingi, a podanie z 72. minuty do Alvareza - palce lizać. Widać było, że jest to piłkarz nieuchwytny dla naszych obrońców. A Lewandowski? W ofensywie naszej drużyny nie funkcjonowało nic, więc i Lewandowski nie miał absolutnie nic do powiedzenia. Między 46. a 70. minutą zaliczył sześć kontaktów z piłką... Nawet jeśli "Lewy" jest najlepszym obecnie snajperem na świecie, to w meczu z Argentyną po prostu nie miał możliwości, żeby to pokazać. Umiejętności polskiej drużyny nie wystarczyły, by wykreować mu chociaż pół sytuacji. Obaj panowie starli się w pojedynku jeszcze na sam koniec spotkania. Sędzia odgwizdał wówczas faul Lewandowskiego. Z Dohy Wojciech Górski, Interia