Wczoraj w "Przeglądzie Sportowym" napastnik Celtiku twierdził, nie będzie nic komentował, że się nie zna na marketingu, że nie stawi się w sądzie i prosił, żeby go nie wrabiać. Jednak już w dzisiejszym "Dzienniku" kapitan reprezentacji Polski mówi znacznie więcej. Czyżby dlatego, że przepytywał go jego prawdopodobny pracodawca z firmy bukmacherskiej, a jednocześnie dziennikarz redakcji sportowej Krzysztof Stanowski? "Byłbym głupi, gdybym powiedział, że sprawy nie ma. Oczywiście, że jest. Nietrudno się domyślić, że skoro wynająłem prawników i 24 stycznia odbędzie się pierwsza rozprawa, to ja o tym wiem. Sądziłem, że nie muszę tego tłumaczyć... [...] "Dziennik" napisał coś, co jest dla mnie oczywiste - pozostaje w sporze prawnym z głównym sponsorem kadry i nie mam zamiaru się tego wypierać." - oświadczył "Żuraw". Żurawski odpowiedział również na pytanie, dlaczego skoro miał wątpliwości stawił się na sesji zdjęciowej. Jego zdaniem uczestnictwo w kręceniu reklamówek nie jest "równoznaczne z pozwoleniem na wykorzystanie zdjęć na billboardach czy w prasie". Naszym zdaniem: Za długo było spokojnie, a może nawet zbyt sielankowo wokół reprezentacji Polski. Przeważnie w takich sytuacjach w naszym kraju, znajduje się ktoś, kto dobrą atmosferę stara się popsuć. Na cztery dni przed zgrupowaniem kadry odbędzie się pierwsza rozprawa sądowa, w której Maciej Żurawski będzie procesował się z TPSA. Czy w takiej atmosferze, piłkarze będą myśleli o treningach i meczu, czy będą z zapartym tchem oczekiwali wieści z sali sądowej? I co na to wszystko Leo Beenhakker? Inną kwestią jest fakt, że Żurawski kłamie mówiąc, że nie dostał "nawet złotówki" od sponsora kadry. Chyba już zapomniał, że pobrał pieniądze za awans do MŚ 2006, a ostatnio sam dzielił między kadrowiczów 100 tys. euro za pokonanie w Chorzowie Portugalii. My wolelibyśmy, aby Żurawski zamiast strzelać argumentami do głównego sponsora kadry, zaczął wreszcie strzelać bramki, bo o ile dobrze pamiętamy, ostatni raz zdobył w kadrze gola 7 września 2005 roku.