Dzisiejsze gazety przynoszą kolejne informacje w tej sprawie, ale najciekawsza jest wypowiedź samego zainteresowanego. "Nie będę tego komentował. Nie wrabiajcie mnie w takie historie" - stwierdził "Żuraw" w "Przeglądzie Sportowym", dodając również, że nie wybiera się do sądu. Pierwsza rozprawa Maciej Żurawski kontra TPSA ma odbyć się 24 stycznia, czyli cztery dni przed pierwszym w tym roku zgrupowaniem kadry. Przypomnijmy, że według "Dziennika" kapitan reprezentacji nie zgadza się z nadmiernym wykorzystywaniem swojego wizerunku przez TP w reklamach. W całej sprawie zastanawiają nas jednak trzy sprawy: 1. Czy Żurawski nie wiedział po co kręci się spoty reklamowe? Przecież nikt go do stawienia się na zdjęciach nie zmuszał. W lutym 2006 roku w Kaiserslautern wszyscy kadrowicze bez żadnego oporu i sprzeciwu stawiali się na zdjęciach i pozowali dla głównego sponsora. Co po blisko roku sprawiło, że "Żuraw" lub ludzie mieniący się jego reprezentantami odgrzewają teraz starego kotleta? 2. W kręceniu reklamówki dla sponsora wzięli udział wszyscy powołani wówczas kadrowicze. Nawet Ci, którzy na mundial nie pojechali. Dlaczego teraz buntuje się tylko Żurawski (lub kręcący się wokół niego ludzie)? Dlaczego o prawo do wizerunku nie walczy Jacek Bąk, Ebi Smolarek czy Jacek Krzynówek? Czyż to nie dziwne, że tylko napastnik Celtiku wystąpił z pozwem przeciwko TPSA? 3. Sprawa wydaje się być bardziej skomplikowana. Być może prawdą jest, że Maciej Żurawski nic nie wie o sprawie, a całą medialną burzę nakręca ktoś inny, żeby z bogatej firmy jaką jest TPSA wyciągnąć kilkaset tysięcy złotych odszkodowania? Odszkodowanie to mogłoby np. pokryć koszty, jakie jedna z firm poniosła pozyskując (dość nieskutecznie) wizerunek Macieja Żurawskiego. Być może, gdy okazało się, że była to chybiona inwestycja - bo "Żuraw" bardziej kojarzył się z TPSA - ktoś zapewne wpadł na pomysł, aby zrobić trochę szumu i zarobić. Jeśli wierzyć redaktorowi naczelnemu "Przeglądu Sportowego", to autor szumnej publikacji w "Dzienniku" (Krzysztof Stanowski) jest przedstawicielem na Polskę jednej z firm bukmacherskich i to akurat tej, którą latem 2006 roku ubrany w piękny garnitur reklamował Maciej Żurawski. Biorąc w całość powyższe fakty nasuwa się jedno pytanie: Czy publikacja w "Dzienniku" broniła interesów Maćka Żurawskiego, czy też firmy, której autor jest przedstawicielem w naszym kraju? A jak Wy myślicie? Jesteśmy ciekawi Waszego zdania na ten temat.