Gdyby jeszcze koledzy z drużyny wykorzystywali wszystkiego jego podania, to nie drżelibyśmy do końca o wynik potyczki z Kazachami. Po meczu Ebi chwalił holenderskiego trenera kadry Leo Beenhakkera. - Tylko my jeszcze nie potrafimy wykonać wszystkiego na boisku, czego on od nas wymaga - szczerze oświadczył zawodnik, grający na co dzień w Dortmundzie. Wychowany na Zachodzie Smolarek, od młodych lat smakował profesjonalizmu w Roterdamie. On jako jedyny piłkarz reprezentacji, ma inną (zachodnią) mentalność i inne (lepsze) podejście do wykonywanego zawodu. Dla niego nie ma straconych piłek, walczy na całej długości i szerokości boiska. W sobotę w Ałmaty Ebi ustawiony był przez Beenhakkera na lewej pomocy. Jednak selekcjoner przyzwolił mu schodzić z akcjami do środka boiska i właśnie po jednej z takich akcji Euzebiusz strzelił zwycięską bramkę. Gdyby to inny zawodnik chwalił selekcjonera, uznałbym to za kurtuazyjne wypowiedzi. Jednak kiedy trenera popiera Ebi, należy wierzyć, że rzeczywiście Don Leo może czegoś nauczyć naszych średniej klasy piłkarzy. Profesjonalizm Ebiego wypłynął także po meczu w Kazachstanie. Jako pierwszy przerwał milczenie na temat warunków, w jakich mieszkali reprezentanci Polski. - Nie potrzebuję luksusów, pięciogwiazkowego hotelu, minibaru itp. Chcę tylko, abyśmy mieszkali w normalnych warunkach - stwierdził rozczarowany Smolarek. Wierzę Ebiemu, bo widziałem w jego oczach prawdziwą złość, gdy opowiadał, jak o godzinie 6 nad ranem, robotnicy młotkami uderzali w ściany i posadzki. W profesjonalnej reprezentacji takie wpadki są nie do pomyślenia. Jak później możemy wymagać od zawodników koncentracji podczas meczu, kiedy oni nie mają możliwości znalezienia choćby chwili ciszy w hotelowym pokoju. - Ktoś przecież ten hotel wybrał, ktoś go oglądał i ktoś podjął decyzję, że będziemy tam mieszkali. Przed kolejnymi meczami to musi się zmienić - apelował do działaczy i kierownictwa reprezentacji Smolarek. Kto zatem wybrał słynny już hotel Tabagan? Najprawdopodobniej to menedżer reprezentacji Holender Jan de Zeuw. On nie musi się skupiać przed meczem, nie potrzebuje ciszy, nie interesują go warunki, bo on przecież nie gra. On tylko towarzyszy polskiej reprezentacji i załatwia tanie i beznadziejne hotele. Może już najwyższy czas pozbyć się szarej eminencji polskiej kadry? Smolarek nie owijał w bawełnę. Szczerze mówił, co mu leżało na sercu. Zachował się jak kapitan reprezentacji. Tymczasem prawdziwy kapitan, po kolejnym nieudanym meczu, szybko zaszył się po meczu w autokarze. Dobrze by było, gdyby opaskę kapitańską nosił w naszej kadrze ktoś, kto jest prawdziwym liderem na boisku, a także poza nim. W tej chwili tylko Ebi Smolarek zasługuje, na zaszczytne miano kapitana reprezentacji Polski! "Żuraw"! Oddaj Ebiemu opaskę! Andrzej Łukaszewicz, Ałmaty