Przed trzecią serią gier w grupie C nikt nie był pewny awansu do 1/8 finału. Mecz Polski z Argentyną miał zatem ogromny ciężar gatunkowy. Pytanie o faworyta? Nie wypadało takiego zadawać. Tymczasem do przerwy utrzymywał się bezbramkowy remis. Była to w ogromnej mierze zasługa Wojciecha Szczęsnego, który obronił rzut karny wykonywany przez Lionela Messiego. Fernando Santos leci do Kataru. Znamy powód podróży selekcjonera Po zmianie stron Argentyńczycy rozstrzygnęli losy spotkania na swoją korzyść. Na listę strzelców wpisali się Alexis Mac Allister i Julian Alvarez. A kolejne bramki wisiały w powietrzu. Argentyna okazała "Biało-Czerwonym" litość? Zaskakujące wyznanie Scaloniego "Albicelestes" pomknęli prosto do finału i ostatecznie sięgnęli po tytuł mistrza świata, pokonując czterech kolejnych rywali. Ale niespodziewanie właśnie grupowe starcie z Polakami trener Lionel Scaloni uznał za najlepszy turniejowy występ swojego zespołu. - To był w naszym wykonaniu mecz absolutnie kompletny - oznajmił 44-letni szkoleniowiec podczas Światowego Kongresu Trenerów, na którym zorganizowano panel poświęcony analizie ubiegłorocznym finałom MŚ. Stoper Argentyny uwiecznił triumf na mundialu. Nowy tatuaż, a na nim... Leo Messi Mimo porażki 0-2 "Biało-czerwoni" również awansowali do 1/8 finału. Po końcowym gwizdku nie brakowało jednak głosów, że wyjście z grupy zawdzięczają... litościwej postawie Argentyny. Dwubramkowe prowadzenie w pełni zadowalało ekipę z Ameryki Południowej. Telewizyjne kamery wyłapały moment, w którym Messi dopytuje Scaloniego o rezultat równolegle rozgrywanego spotkania Arabia Saudyjska - Meksyk (ostatecznie 1-2). W odpowiedzi słyszy od trenera dobre wieści. Ale i coś jeszcze... - Nie chcą więcej, oni nie chcą więcej. Jeśli wpakujemy im jeszcze jedną bramkę, będą poza turniejem - krzyczy Scaloni w stronę kapitana drużyny, mając na myśli dramatyczną sytuację polskiego zespołu. W pewnym momencie podopieczni Czesława Michniewicza mieli zapewniony awans wyłącznie dzięki mniejszej liczbie żółtych kartek niż Meksykanie. Jeden stracony gol więcej faktycznie oznaczał koniec turniejowej rywalizacji.