Polska Agencja Prasowa: W niedzielę początek mistrzostwa świata, tymczasem w Polsce za oknami bardzo niska temperatura i praktycznie nie czuć atmosfery mundialu. Jak pan traktuje turniej, który zakończy się krótko przed Wigilią? Zbigniew Boniek: Teoretycznie ten turniej nie powinien nigdy się odbyć o takiej porze. W procesie ubiegania się o organizację mundialu 2022 było określone, że musi odbyć się w czerwcu i lipcu. Biorąc pod uwagę ten aspekt, kandydatura Kataru nie powinna być rozpatrywana. Ale już nie ma co do tego wracać. Mogę mówić o swoich odczuciach jako kibic. Ja tego turnieju nie czuję. Mundial kojarzył mi się zawsze z wakacjami, wspólnym oglądaniem meczów, przy ładnej pogodzie m.in. w Polsce. Ten będzie specyficzny, wyjątkowy. Oczywiście na koniec i tak wygra najlepsza drużyna, ale pod każdym innym względem tegoroczna impreza wzbudza wiele emocji, nie do końca pozytywnych. PAP: No właśnie - nie obawia się pan, że turniej w Katarze zostanie usunięty w cień przez sprawy pozasportowe? Co chwila słyszymy o protestach z wielu stron. Z.B.: Nie, absolutnie. Kiedy zacznie się już turniej, wszystko na boisku i w telewizji będzie wyglądać tak, jak powinno. A mundial będzie o tyle ciekawy, że najlepsze drużyny przyjadą wypoczęte, bo o tej porze roku żaden piłkarz, zwłaszcza jeśli gra system ligowym jesień-wiosna, nie ma prawa czuć się zmęczony. Ale mimo wszystko wierzę, że to ostatni mundial w takim wykonaniu, choć można mieć obawy, słysząc np. o kandydaturach do organizacji MŚ 2034. Są też inne niepokojące kwestie. PAP: Jakie? Z.B.: Wielką zaletą mistrzostw świata było w przeszłości to, że odbywały się w jednym kraju. To też zaczyna się trochę rozpływać, co mi się nie podoba. Poza tym, następne mistrzostwa będą już z udziałem 48 drużyn. Jak to zorganizować np. pod względem awansu z grup do fazy pucharowej? Jak odpowiednio rozłożyć liczbę meczów na poszczególne drużyny? Niestety, wszystko się rozbudowuje, ale ma to niewiele wspólnego z piłką. Głównie z promocją, biznesem i pieniędzmi. PAP: Wybiera się pan teraz do Kataru - prywatnie lub np. jako członek Komitetu Wykonawczego UEFA? Z.B.: Ja mam stare zasady. Skoro mówię, że mi się taki mundial nie podoba, to znaczy, że mnie na tym turnieju nie będzie. Mistrzostwa obejrzę w telewizji. PAP: W półfinałach poprzednich MŚ nie było żadnej drużyny spoza Europy, ale mimo tego faworytami bukmacherów są obecnie Brazylia i Argentyna. Działa magia nazw tych dwóch krajów czy to realna ocena możliwości czołowych zespołów z Ameryki Południowej? Z.B.: Jeśli spojrzymy na składy Brazylii i Argentyny, to są one teoretycznie faworytami. Ale bycie takim faworytem nie ma znaczenia. Uważam, że najlepsze drużyny europejskie też będą się liczyć. Moim zdaniem jest co najmniej 10 drużyn, które mogą ten mundial wygrać. Oprócz Brazylii i Argentyny, np. Niemcy, Hiszpania, Belgia, Holandia, Francja, Portugalia czy Anglia. Proszę zauważyć, że Anglicy po raz pierwszy od dawna nie będą wymęczeni po długim sezonie w Premier League. Aczkolwiek, jak wspomniałem, mam nadzieję, że nikt w przyszłości nie przyzwyczai się do mundiali o tej porze roku. W ogóle uważam, że piłkarskie MŚ powinny odbywać się w krajach, które są w tej dyscyplinie zakochane i mają tradycje. W Katarze po mundialu, jak słyszę, kilka stadionów zostanie rozebranych. PAP: Która z europejskich reprezentacji zrobiła na panu największe wrażenie w ostatnich miesiącach? Z.B.: Pod względem progresu najbardziej podobały mi się... Węgry. Ale ich nie ma na mundialu 2022, więc nie rozwijam tego tematu. Natomiast z drużyn, które poleciały do Kataru, największy krok do przodu zrobiła Dania. Duńczycy należą w futbolu do drużyn z drugiego szeregu, ale oni, podobnie jak Chorwacja czy Polska, mogą zrobić niespodziankę. Potencjał Duńczyków jest duży. I w przeciwieństwie do nas - w każdej formacji. U nas siła ataku jest dużo większa niż możliwości defensywne. PAP: Płynnie przeszedł pan do reprezentacji Polski. Po wygranym 1:0 meczu z Chile trener Czesław Michniewicz, mając na myśli już mundial, podkreślał, że nie chodzi o wrażenia artystyczne, lecz o wynik, awans do fazy pucharowej. Z.B.: Wszyscy chcemy, żeby Polska wyszła z grupy, ale chcielibyśmy też, żeby osiągnęła ten cel sprawiając dobre wrażenie. Ja chciałbym oglądać reprezentację grającą ofensywną piłkę. Dlatego, jako prezes PZPN, szukałem trenera zagranicznego. Postawiłem na Paulo Sousę. Nie analizuję już jego zachowania, rozwiązania kontraktu z PZPN, ale przypomnę początki i wyjazdowe mecze z Węgrami oraz Anglią w eliminacjach MŚ. Byliśmy drużyną, która nie bała się grać, iść do przodu. Owszem, pojawiały się błędy, brakowało czasami szczęścia, na Euro też nam nie wyszło. Ale w meczach z silnymi rywalami, np. w Hiszpanią w ME czy rewanżowym z Anglią w eliminacjach MŚ, to wrażenie artystyczne nie było najgorsze. Trochę mi teraz tego brakuje. Jesteśmy chyba już zmęczeni tym "ciężkim" graniem. Chcielibyśmy oglądać coś innego. Zwłaszcza biorąc pod uwagę nasz potencjał w ataku. PAP: Z drugiej strony - wyniki bronią Michniewicza. W barażowym meczu u siebie ze Szwecją, w wyjazdowym Ligi Narodów z Walią czy towarzyskim z Chile rywale stworzyli więcej okazji, ale przegrali z Polską. Z.B.: Piłka trenera Michniewicza taka właśnie jest. Czesio lubi dobrze się poukładać na boisku, uważnie grać z tyłu, stosować niski pressing i szukać szans w kontratakach. Zresztą ja wybrałem tego szkoleniowca na opiekuna kadry do lat 21 i właśnie tak rozgrywaliśmy wiele meczów. To jest jego system gry. Jeżeli będzie przynosić efekty i wszyscy zobaczymy, o co w tym systemie chodzi, to wynik oczywiście będzie najważniejszy. Ale, jak wspomniałem, fajnie byłoby również oglądać reprezentację, która gra dobrze w piłkę. PAP: Pojawiają się opinie, że świetna technicznie, wybiegana drużyna Meksyku, ale żywiołowa i trochę niezdyscyplinowana w defensywie, co pokazał przegrany przez 1:2 mecz ze Szwecją, może bardzo pasować trenerowi Michniewiczowi... Z.B.: Przede wszystkim nie można przegrać pierwszego spotkania, bo nie pamiętam, żeby w przeszłości porażka na początek w wielkiej imprezie pozwoliła nam na ambitne plany. Uważam, że z Meksykiem będziemy mieć wiele okazji, przede wszystkim ze stałych fragmentów. Musimy wykorzystać słabości w grze defensywnej rywali. Oni są dobrzy technicznie, szybcy, agresywni, ciekawie atakują, wymieniają często podania, ale na pewno ten zespół jest w zasięgu naszej reprezentacji. PAP: Wybiega pan już myślami do Argentyny i rywalizacji np. z Lionelem Messim? Z.B.: Nie. Wyjazd na mundial i myślenie o trzecim meczu w grupie to błąd. Na mistrzostwa świata jedzie się po to, żeby spisać się jak najlepiej. I trzeba myśleć zadanie po zadaniu, skupiać się na tym najbliższym. Do meczu z Argentyną wiele się wydarzy. Możemy przystępować do niego z sześcioma punktami albo np. z żadnym. Podobnie Argentyna... PAP: Tak szczerze - jest pan optymistą, jeśli chodzi o reprezentację Polski? Czy raczej dominują obawy? Z.B.: Powiem tak - nie ma we mnie wielkiego optymizmu, ale nie jest to również jakiś wielki pesymizm. Jestem ostrożny, troszeczkę zaniepokojony. Życzę naszej reprezentacji jak najlepiej. Na pewno przyjdzie czas, że trzeba będzie ją przebudowywać, bo nie możemy ciągle grać tej samej melodii. Moje ostrożne spojrzenie wynika obecnie z tego, co widzę. PAP: A co pan widzi? Z.B.: Mamy z przodu dwóch, trzech piłkarzy klasy światowej. Robert Lewandowski, Arkadiusz Milik, Piotr Zieliński. Ale również Krzysztof Piątek - oni mogą w każdej chwili zrobić akcję bramkową, strzelić gola. Jest też Karol Świderski, który zawsze grał dobrze z Lewandowskim. Do tego grupa młodych, ciekawych piłkarzy. Ale są też zawodnicy, którzy męczą się w swoich klubach, grają niewiele. Zobaczymy, czy to będzie mieszanka wybuchowa, czy raczej kłopotliwa. PAP: Jakiś czas po ogłoszeniu kadry na mundial zamieścił pan na Twitterze grafikę, z której wynikało, że brakuje panu w niej Pawła Dawidowicza... Z.B.: To na pewno, jeśli chodzi o postawę w defensywie, bardzo dobry piłkarz. Trudno grać przeciwko niemu, dlatego - jeśli jest zdrowy - regularnie występuje w Serie A. Być może warto byłoby mieć takiego piłkarza w kadrze na długi turniej. Ale to jest decyzja trenera Michniewicza i nie będziemy płakać za 26. zawodnikiem w kadrze. Brakuje mi też przykładowo Karola Linettego. Niektórzy twierdzą, że zrobił niewiele w kadrze, a ja przypomnę jego gola na ubiegłorocznym Euro. Raczej miał prawo myśleć o wyjeździe na mundial. Choć, podkreślam, to moje prywatne zdanie. Selekcjoner buduje drużynę i on bierze odpowiedzialność. PAP: Mieszka pan we Włoszech. Piłkarzy tego kraju, aktualnych mistrzów Europy, po raz drugi z rzędu zabraknie w mistrzostwach świata. Jak Włosi podchodzą do mundialu w Katarze? Wciąż to ich boli czy już zdążyli ochłonąć? Z.B.: Włochy to kraj futbolu. Tutaj wszystkie dzieci grają w piłkę. I właśnie dla nich, dzieciaków w wieku 8-14 lat, ta absencja jest najbardziej przykra. One nie mają swojego mundialu, o którym będą mogły opowiadać, gdy dorosną. Wielu z nas ma taki swój turniej, pamiętany z dzieciństwa. Włosi przyjęli ciekawy sposób myślenia - czekają po prostu na zakończenie mistrzostw w Katarze. Bo dopóki będą trwały, oni mają wyrwę w sercu. Dla nich piłka od nowa zacznie się 19 grudnia. Rozmawiał: Maciej Białek (PAP)