Michał Białoński, Interia: Finlandia nie była rywalem najwyższych lotów, ale też nasza kadra grała w bardzo eksperymentalnym składzie, a mimo tego miała dużą łatwość w zdobywaniu goli. Jak pan ocenia ten mecz? Zbigniew Boniek, prezes PZPN: Finlandia ma swoją wartość, bo zakwalifikowała się na ME, natomiast na naszym tle wypadła blado. Nie wiem czy dlatego, że nie była w formie, czy miała inne problemy. My za to prezentowaliśmy się dobrze, a czy graliśmy rezerwowym zestawieniem? Trudno powiedzieć kto jest rezerwowym, a kto nim nie jest. Na pewno brakowało dwóch-trzech piłkarzy, którzy w naszej kadrze nadają ton, natomiast w reprezentacji nie ma czegoś takiego jak rezerwowy. Są zawodnicy, którzy są bardziej wykorzystywani lub mniej. Nie grali Lewandowski i Glik, którzy odgrywają ważną rolę. Myślę, że ogólnie brakuje nam spokoju, fundamentu, z którego się czasami trzeba odbić w lewo czy w prawo. Niezależnie od tego, czy jest porażka, czy zwycięstwo, trzeba bazować na swoim fundamencie. Zamiast tego idziemy od ściany do ściany. Zostawiając wynik na boku, a przecież zwycięstwa zawsze budują atmosferę, dają poczucie podążania we właściwym kierunku, ten mecz pokazał jedną rzecz: obalił tezę, że mamy półtora zawodnika i nic więcej. Oczywiście, mamy Lewandowskiego i jesteśmy z tego powodu szczęśliwi. Robert jest znakiem jakości tej reprezentacji, ale oprócz niego mamy bardzo dużo ciekawej, zdolnej młodzieży. Nie zapominajmy, że Piotr Zieliński ciągle jest młody. Mamy Gumnego, Kamińskiego, Puchacza, którzy robią postępy. W reprezentacji młodzieżowej jest jeszcze kilku dobrych zawodników. Przyznam, że mam teraz mętlik w głowie. Z jednej strony słyszę, że w Polsce szkolenie leży na łopatkach i PZPN nie dba o nie, a dwa dni po tym jak Brigthon zapłacił 17 mln euro za Jakuba Modera i Michała Karbownika te młode gwiazdy Ekstraklasy zadebiutowały w wyjściowej jedenastce reprezentacji i nie wyglądały na żółtodziobów. - To już nie moja wina, że w Polsce na temat szkolenia wypowiadają się ci, którzy nie mają na ten temat zielonego pojęcia. Taki mamy kraj. Panuje jednak w nim wolność słowa, więc proszę bardzo, niech głoszą swoje tezy. A jak jest naprawdę? - Proporcje są zupełnie inne: szkoli się zawodników w klubach, natomiast koncepcje powstają w PZPN-ie. My mamy jasno określony plan na szkolenie. Opieką szkoleniową otaczamy talenty od ich najmłodszych lat. Nie zgubimy nikogo, kto dobrze rokuje. Cały czas rozwijamy ten system i już mamy bardzo dużo zdolnej młodzieży. Nie ma co nawet polemizować. Gdybyśmy chcieli wystawić dzisiaj reprezentacje, w której najstarszy piłkarz miałby 24 lata, plus Robert Lewandowski i Kamil Glik, to wcale by nie była słabsza od tej, którą obserwujemy. To nie znaczy, że od razu będziemy nią wygrywali duże turnieje, natomiast mamy dobre perspektywy. Doskonale wiem jak cienka jest linia w piłce między przegranym a wygranym meczem. Podkreślam, podążamy w dobrą stronę, ale z meczu z Finlandią nie wyciągałbym zbyt daleko idących wniosków. Skala przeciwników teraz się znacząco zwiększy. Naszym zadaniem na dzień dzisiejszy, o czym nikt nie mówi, jest szybkie wybranie grupy 23-25 piłkarzy, na których trener postawi. Niedługo, w marcu 2021 r. rozpoczną się eliminacje do MŚ, a po nich czekają nas już mistrzostwa Europy. Zatem selekcja powinna się powoli kończyć, a jeżeli ma trwać, to bez wielkiego szaleństwa. Robimy swoje: zadanie postawione przed selekcjonerem jest proste - utrzymanie się w Dywizji A Ligi Narodów, bo to daje nam szansę rozgrywania meczów z atrakcyjnymi rywalami, a to powoduje wzrost naszych możliwości finansowych. Z kolei dzięki temu możemy więcej inwestować w rozwój piłki, reprezentacyjnej i młodzieżowej, na programy takie jak Centralna Liga Juniorów, Pro Junior System, w których opłacamy wszystko, od a do z. Wspomagamy kluby tarczą antykryzysową. Robimy to tylko dlatego, że mamy dobrych sponsorów, a prawa telewizyjne potrafiliśmy sprzedać z kilkunastokrotnie większym zyskiem niż to robili nasi poprzednicy. Dzisiaj niestety świat jest taki, że bez pieniędzy trudno cokolwiek rozwijać. Trener Brzęczek wczoraj po meczu wyglądał tak, jakby przegrał 1-5. Widać, że fala hejtu po wrześniowej kampanii i debiucie jego biografii musiała go uderzyć. Aż go było szkoda, bo chyba nie zasłużył na tak wielkie cięgi krytyki. Inny prezes na pana miejscu dla świętego spokoju pewnie poświęciłby głowę selekcjonera, by wyciszyć krytykę. - Hejt to domena ludzi bezimiennych, zakompleksionych, którzy mogą się w ten sposób realizować. Jestem nim również zdziwiony. Książki "W grze" w ogóle nie czytałem i nie wiem czy to zrobię. Jeśli najdzie mnie na to ochota, to sobie ją kupię, a może nie będę musiał, bo w PZPN-ie widziałem jeden egzemplarz. Wracając do hejtu, to żyjemy w takim świecie, w którym go nie brakuje. Mówi pan, że Jurek wyglądał na pogrążonego? Wydaje mi się, że jest "skonsumowany" przez koronawirusa. On go przechodził objawowo i widzę, że cały czas pozostał mu po nim kaszel. Mówi też, że ma problemy z oddychaniem, na koniec dnia czuje się zmęczony. To pozostałości po COVID-19. Natomiast to, co mówią ludzie na temat Brzęczka mnie nie interesuje. Ja się na piłce znam i wiem co robię. W Polsce jest tak, że jak stu ludzi poruszy jakiś temat, to trzech-czterech ma swoje zdanie, a pozostałych 96 jest pod to "podłączonych". Dlatego mnie te opinie absolutnie nie interesują. Ja się do błędów potrafię przyznać. Gdy go zrobię, to potrafię naprawić. Ale na pewno Jerzy Brzęczek nie jest żadnym problemem polskiej piłki. Sam mówię, że na miejscu Jurka tej książki bym w ogóle nie wydał. Doradzałem: "Po co wydajecie tę książkę teraz? Zaczekajcie na ME", ale to zupełnie inny problem. A tak w ogóle na pewno autorka i sam Jurek chcieli dobrze, a wyszło jak wyszło. Natomiast ogólnopolskie gardłowanie, histeryzowanie, rozbieranie tej biografii na czynniki pierwsze mnie po prostu śmieszy.