Zacznę jednak od tego, co Boniek zawalił. W pierwszej godzinie po wygranych wyborach, funkcję wiceprezesa ds. szkoleniowych powierzył swemu głównemu konkurentowi - Romanowi Koseckiemu. Poseł posadę przyjął i obiecał, że wspólnie z "Zibim", będą ulepszać polską piłkę. - Wprowadzę ład korporacyjny. U mnie nie będzie tak jak u Laty, gdzie członek zarządu wynosił dokumenty i składał zawiadomienia na prokuraturę - deklarował Boniek. Efekt był taki, że Kosecki był głównym kontestatorem rządów nowego prezesa. Boniek lobbował za reformą Ekstraklasy, a Roman Kosecki publicznie te pomysły krytykował. Podobnie było w czerwcu, gdy "Zibi" zwołał zjazd delegatów związku, by zmienić statut, by w przyszłości nowy prezes sam wybierał sobie zarząd, a nie dokonywała tego za niego sala, a także by w następnych kadencjach nie dopuszczać do sterów piłkarskiej centrali czynnych polityków. Jako pierwszy sprzeciwił się tym reformom... Kosecki. Niezadowolonych z propozycji Bońka było więcej, prezes sam wycofał głosowanie nad zmianami w statucie z porządku obrad. Można się przyczepić także do tego, jak prezes zwlekał ze zwalnianiem z funkcji selekcjonera Waldemara Fornalika. Czerwona lampka oznaczająca potrzebę zmian w sztabie zapaliła się już w marcu, gdy wybrańcy Fornalika przegrali u siebie z Ukrainą. Ten bolący ząb (słabo grająca kadra) był wtedy do wyleczenia, ale przez zaniechanie kuracji, skończyło się na usunięciu w październiku, po tym, jak okazało się, że na wyjeździe kadra pana Waldemara nie jest w stanie wygrać z nikim, poza San Marino. Pozytywnych zmian jest zdecydowanie więcej. Boniek - jak on to mawia - "w pięć minut" poprawił wizerunek polskiej piłki. Już mało kto śpiewa nieoficjalny hymn "jeb... PZPN", ale ważniejsze jest to, że wykazuje się dużymi zdolnościami negocjacyjnymi. Coś, co za Laty było marzeniem ściętej głowy - wpuszczenie polskich klubów na Stadion Narodowy - dzisiaj stało się faktem. Boniek ma umowę, zgodnie z którą najbliższe trzy edycje finałów Pucharu Polski odbędą się właśnie na tej pięknej arenie i zawsze w tej samej dacie, Dniu Flagi Rzeczpospolitej Polskiej - 2 maja. Euro 2012 przyjechało do Polski w sporej mierze dzięki zabiegom strony ukraińskiej, a w 2015 roku w Warszawie będziemy mieli imprezę, którą wywalczył Boniek - finał Ligi Europejskiej. To nie to samo, co finał Ligi Mistrzów, ale to nie wina prezesa związku, że Narodowy jest za mały na tę imprezę. Pozytywna strona rządów Bońka przejawia się także w dobrym promowaniu meczów przeciętnie przecież grającej reprezentacji. Sprzedawanie w pakiecie ze spotkaniem z Ukrainą biletów na San Marino spowodowało, że potyczkę z amatorami obejrzało na żywo ponad 43 tys. ludzi! Federacja dba też o kondycję finansową klubów i to zarówno tych profesjonalnych, jak i półamatorskich. Rzetelny proces licencyjny spowodował, że kluby mające kłopoty z płynnością finansową (np. Widzew, Górnik i Ruch) dostały odgórne limity płacowe dla nowo zatrudnianych zawodników. Działa to na tej zasadzie: masz zaległości finansowe, to nie możesz zatrudnić piłkarzy zarabiających więcej niż 5-7 tys. zł miesięcznie. Prosta zasada spowodowała, że coraz rzadziej obserwujemy zjawisko "zostaw się, a postaw się". Szkoda tylko, że kluby dotknięte licencyjnymi ograniczeniami nie są w stanie dostrzec, że w gruncie rzeczy są one wprowadzone dla ich dobra, i stają w jednym szeregu z opozycjonistami "Zibiego". Półamatorskie kluby 2. ligi w myśl decyzji zarządu Bońka mają pokryte przez PZPN połowę kosztów sędziowskich, podobnie jak te z Centralnej Ligi Juniorów otrzymują dotacje na dojazdy i wyżywienie. Prezesa, który w każdej kryzysowej sytuacji chował głowę w piasek, a na rozstrzelanie mediom wystawiał rzeczniczkę Agnieszkę Olejkowską, zastąpił błyskotliwy menedżer, Europejczyk, którzy dobrze wypada przed kamerami. Przeciwnicy zarzucają mu nawet, że jedyną jego silną stroną jest PR. Boniek rewolucyjnie przebudował biuro związku, stworzył całkiem nowa strukturę, działającą o wiele sprawniej. Sekretarza generalnego Macieja Sawickiego nie da się porównać z poprzednikami Waldemarem Baryłą czy Zdzisławem Kręciną. Dyrektor sportowy Stefan Majewski - zwolennik pracy u podstaw zastąpił Jerzego Engela, który zajmował się głównie promocją własnej osoby, a nie budową struktur piłkarskich. Można długo wyliczać plusy Bońka, ale trzeba też jasno postawić sprawę, że jego działalność ma znikomy wpływ na słabość polskich klubów, spośród których najlepszy zbiera lanie w Lidze Europejskiej takie, jak żadna z pozostałych 48 drużyn. Od decyzji prezesa zależy za to przyszłość reprezentacji Polski, która m.in. z triem z Borussii Dortmund ma o wiele większy potencjał niż wskazywałyby na to wyniki odnoszone przez kadrę Fornalika. Boniek przekaże stery w ręce Adama Nawałki i z tej decyzji będzie rozliczany przez każdego Polaka, w przeciwieństwie do dziesiątek innych zmian, jakie zapadają w zaciszu gabinetów. Można odnieść wrażenie, że Boniek nie musiał szukać selekcjonera, on po prostu od razu wpadł na taki pomysł, że walkę o awans na Euro 2016 powierzy trenerowi Górnika Zabrze. Spośród krajowych kandydatur jest to najlepszy kandydat, równie dobry jak przed trzema laty Franciszek Smuda. Franz miał za sobą awans do Ligi Mistrzów z Widzewem, ale to Nawałka był wybitnym piłkarzem i nowoczesnej pracy w kadrze zasmakował przy Leo Beenhakkerze. Różnica będzie taka, że Boniek zapewni Nawałce znacznie większy mir ze strony mediów, a co za tym idzie, dobrą atmosferę. Tego wszystkiego Smuda nie miał, przez co m.in. skończyło się tak jak nie chcieliśmy, aby się skończyło. O czym "ćwierka" prezes Boniek? Sprawdź najciekawsze wpisy!