Polska Agencja Prasowa: Zanim będziemy emocjonować się mistrzostwami świata w Rosji, 2018 rok rozpoczniemy od skupienia uwagi na Lidze Narodów. Polska jest w pierwszej, najsilniejszej dywizji (w trzecim koszyku, razem z Islandią, Chorwacją i Holandią), a losowanie odbędzie się już 24 stycznia w Lozannie. Zbigniew Boniek: - Te rozgrywki to bardzo fajna zabawa, świetne mecze. Zagramy tylko z potęgami (cztery mecze w grupie, po dwa z dwoma rywalami – PAP). Można to traktować jako przygotowania do eliminacji mistrzostw Europy, czasami próbować wystawiać młodszych graczy. Nie wolno się bać. Trochę się ta piłka zmienia, ale bardzo dobrze. Znajdujemy się w dywizji pierwszej, choć generalnie uważam, że bardziej pasujemy do drugiej. Ale skoro jesteśmy w najwyższej, to gramy! Z Ligi Narodów cztery drużyny zapewnią sobie awans do mistrzostw Europy 2020, m.in. jedna z najsłabszej, czwartej dywizji, czyli "kopciuszek" na arenie międzynarodowej. Nie razi to pana? - Ja to trochę rozumiem. Mamy w UEFA 55 federacji piłkarskich. Mówimy, że prawie we wszystkich futbol jest najpopularniejszą dyscypliną. A skoro chcemy piłkę wciąż popularyzować, nie możemy dawać konfitur tylko najlepszym. Gdy jedno z 24 miejsc na Euro wywalczy ktoś z tych teoretycznie najsłabszych, świat się nie zawali. Ostatnio w ME 2016 we Francji była Albania i na pewno nie obniżyła poziomu turnieju. Nie zajęła ostatniego miejsca w grupie. Była Walia, która nie tylko nie obniżyła, ale przeciwnie, dotarła do półfinału i jest dzisiaj na topie. Teoretycznie słabsze drużyny mają taki poziom adrenaliny, chęci gry dla swojego kraju, że nie widać różnicy. Jak bardzo zmieniło się pana życie zawodowe od kwietnia, gdy zasiada pan w Komitecie Wykonawczym UEFA? - W niczym mi to nie przeszkadza. W ogóle. Wręcz pomaga, bo człowiek ma dostęp do wiedzy, kontaktów i najważniejszych decyzji. Bo takie decyzje w piłce europejskiej zapadają właśnie na poziomie Komitetu Wykonawczego UEFA. Zebrania są z reguły raz w miesiącu, czasami co dwa, różnie. W grudniu dyskutowaliśmy o tym, żeby Brukselę "wygumkować" z programu Euro 2020 (opóźnienia przy budowie stadionu - PAP). Zastanawialiśmy się, czy stolicę Belgii zastąpić Szwecją, Walią, a może zredukować o jeden stadion i sprawić, żeby Londyn miał też początkową fazę? Wybraliśmy ostatnią z tych opcji. Uczestniczę w takich spotkaniach. Powiem szczerze - trochę blasku też w tym jest. Ta funkcja daje więcej nobilitacji. Od czasu, gdy komitet istnieje w takim kształcie, nie było Polaka w tym gremium. Ale, zapewniam, w głowie mi się nie przewróciło. Boniek w Komitecie Wykonawczym i proszę - bliski panu Rzym dostał mecz otwarcia mistrzostw Europy 2020. - Trzeba było teraz ustalić, gdzie odbędzie się pierwsze spotkanie. Były różne opcje. Były też różne warianty dotyczące podziału stadionów na grupy, bo każda z nich musi mieć po dwa miasta. Wybraliśmy opcję, że Rzym jest z Baku (grupa A - przyp. PAP) i ma mecz otwarcia. Jeżeli chodzi o rozpoczęcie, to kandydowało kilka miast, ale wszyscy chcieli, żeby to był Rzym i Stadion Olimpijski. W stolicy Włoch już dawno nie było wydarzenia tej rangi. A co w przyszłości dostanie Polska? Będziemy mieć mistrzostwa świata do lat 20 w 2019 roku? - Nie jest łatwo, bo mocne są też Indie. Miały niedawno MŚ do lat 17, na każdy mecz przychodziło po 50 tysięcy ludzi. My oczywiście chcemy zrobić mundial do lat 20, ale nie możemy narażać swojego budżetu. FIFA musi nas wspomóc, zobaczymy, jaką przyjmie koncepcję. Walczymy... Ja myślę, że w 2020 roku będziemy mieć ponownie finał Ligi Europejskiej. W Gdańsku. O to starają się też Portugalczycy z kandydaturą Porto, ale oni walczą jednocześnie o finał Ligi Mistrzów dla Lizbony. Myślę, że go dostaną, więc my możemy zorganizować finał LE.