Piotr Jawor: W tym wieku trudno piłkarzowi wstać z łóżka? Radosław Majewski: - No jakbyś tutaj koło mnie był (śmiech). Nie jest przyjemnie, szczególnie że teraz trenujemy na sztucznej murawie. Chwilę potrzebuję, by wrócić na właściwe tory. Pod względem fizycznym jest OK, ale muszę poprawić poruszanie się z piłką. Teraz jest najtrudniejszy czas, bo trwa okres przygotowawczy. I po ci to wszystko? Masz 37 lat, swoje w piłce już osiągnąłeś. - W czerwcu operowałem więzadła krzyżowe, drugi raz w życiu. Za pierwszym byłem wyłączony przez dziewięć miesięcy, teraz wróciłem szybciej. Miałem ciężką rehabilitację, szczególnie czas zaraz po operacji jest mocno nieprzyjemny - stawanie na nodze, wyprost... Po co mi to? Bo chcę coś udowodnić. Choć zaczęło się pechowo, bo urazem kostki na jednym z ostatnich treningów. Ale u mnie zazwyczaj tak się zaczynało, np. w Pogoni Szczecin czy Lechu Poznań. Początki były trudne, ale potem byłem najlepszy (śmiech). Ale teraz każdy powrót będzie znacznie trudniejszy. - Powrót po zerwaniu więzadeł w tym wieku nie jest łatwy. Niewielu coś takiego było w stanie to zrobić, no może Zlatan Ibrahimović (śmiech). Kiedyś powiedziałem sobie: jeśli będzie okazja wrócić, to zrobię to. To będzie niezła frajda po takich przejściach strzelić bramkę na szczeblu centralnym. Wszystko tylko z tego powodu? - Gdyby mi się nie chciało, to przyjąłbym propozycję pracy w mediach, bo taką miałem. Wtedy nie męczyłbym się na boisku, a i więcej bym zarobił. Chciałem jednak wrócić do Znicza, to sentymentalna podróż. Znów dostałem koszulkę z numerem dziewięć i to też był jakiś znak, bo właśnie się ten numer zwolnił. Fajnie się to wszystko ułożyło. Takimi momentami człowiek powinien żyć! Choć oczywiście także podziękowania dla Znicza, bo w pewnym sensie też zrobili ukłon w moją stronę. Lubię takie wzywania. Poza tym powrót do Znicza spina to wszystko klamrą. Czyli nie chodzi o pieniądze? - Nie, miałem lepiej płatną propozycję. W pewnym wieku patrzy się już jednak bardziej sentymentalnie, do tego logistycznie też to jest dla mnie dobra opcja. Ukłon dla Znicza, że mi zaufali. Od lat znam się z prezesem i pogadaliśmy, że dostanę szansę. Jak się nie uda, to możemy od razu rozwiązać umowę. Chcę się czuć zawodnikiem Znicza i należeć do tego zespołu, ale prawie nie obciążam budżetu klubu. Jak nie będę dawał rady, to wszyscy to zauważamy i się kulturalnie rozejdziemy. Co chcesz jeszcze w piłce osiągnąć? - Ale ja już nic więcej nie potrzebuję. Doszedłem do siebie, mam motywację i wciąż chcę grać. Mogę pokazać młodym, że zerwane więzadła to nie koniec kariery. Niektórzy porzucają piłkę lub idą w inny sport, a ja w wieku 37 lat wracam. Gdy trener Sławomir Peszko dowiedział się, że będziesz jeszcze grał, to nie zaproponował ci powrotu do Wieczystej? - Nie, nie dzwonił (śmiech). Oni mają tam 40 ludzi do grania i swoją wizję. Gdybyś jednak został w Wieczystej, to dziś pływałbyś w szampanie. - Ale kontrakt mi się skończył, a wszystko było uzależnione od awansu. Nie awansowaliśmy i odszedłem. Widziałem, że błyszczałeś na gali 100-lecia Znicza Pruszków, wraz z Robertem Lewandowskim. - No chwilę pogadaliśmy, ale mówił, że do Znicza na razie nie wraca (śmiech). Duży ukłon, że znalazł chwilę, by przylecieć, mimo wielu obowiązków. Dużo pracy wykonano, by się pojawił. I super, bo to żywa promocja klubu. Łączy was to, że obaj macie bliżej do 40. niż 30. roku życia. - Ale on nie miał takich kontuzji jak ja. Rok temu przecież był topowym piłkarzem na świecie. Na gali Znicza nie mieliśmy okazji, by dłużej porozmawiać, ale udało się to w październiku. Mówił, że gra w Barcelonie sprawia mu wielką frajdę, że codziennie jest gotowy na ciężki trening, i że na pewno nie czuje się wypalony. Nie wiem, skąd wzięła się u niego ta zniżka formy. Może miał jakiś uraz? Nie da się wykluczyć, że formę ma się do pewnego wieku, ale Robertowi na pewno nie brakuje motywacji. Rozmawiał Piotr Jawor