Mimo porażki z Argentyną 0-2 reprezentacja Polski po raz pierwszy od 1986 roku wyszła z grupy podczas mistrzostw świata. Kuba Kamiński, który urodził się 16 lat po tym wydarzeniu, nie ukrywał, że czuje podniosłość chwili. - Pierwszy raz w życiu cieszę się z porażki. Zapisaliśmy się w historii polskiej piłki. Mam nadzieję, że Francji, aktualnym mistrzom świata, też popsujemy trochę krwi - mówił już w nawiązaniu do kolejnego przeciwnika Orłów. Kamiński na boisku zameldował się od początku drugiej połowy. Jednak już po niespełna minucie, grając jego flanką, Argentyna zdobyła bramkę. - Chyba nawet nie zdążyłem dotknąć piłki. Podanie było idealne, ale strzał już nie. Piłka "przelała" się obok słupka. Argentyna miała w tej sytuacji trochę szczęścia, ale patrząc na cały mecz, to my mieliśmy więcej szczęścia - analizował na gorąco 20-letni skrzydłowy. Ujawnił też, jak wyglądały ostatnie minuty meczu, gdy zarówno Meksyk, jak i Argentyna prowadziły 2-0. Wtedy o losach awansu mogła decydować klasyfikacja fair-play. - Trener powtarzał nam, żeby być skupionym, nie łapać kartek. Trener Michniewicz żył przy linii najbardziej z tych trzech meczów. Każdy był skupiony na tym, żeby wypychać rywala i nie stracić kolejnej bramki - mówił Kamiński. Jakub Kamiński: Karny był bardzo kontrowersyjny Jednocześnie Kamiński zaznaczył, że podobnie jak w przypadku faulu Krystiana Bielika przeciwko Arabii Saudyjskiej, podyktowany karny był "miękki". - Karny był bardzo kontrowersyjny. Jeden z trenerów mówił na ławce, że nie będzie karnego. Ale sędzia wskazał na wapno. Ja zawsze na ławce mówię, że Wojtek obroni - śmiał się Kamiński. I docenił klasę kolegi. - To była fantastyczna parada. Wojtek w ogóle gra fantastyczny turniej - chwalił naszego golkipera. Jakub Kamiński: Tata oglądał mecz. Szkoda, że mama tego nie doświadczyła Skrzydłowy ujawnił też, że mecz z wysokości trybun oglądał ojciec piłkarza. - Pisałem dzisiaj do taty, bo zdecydowałem się zabrać go na ten mecz. Nie wiedziałem, czy będzie to nasz ostatni mecz, czy wyjdziemy z grupy. Tata brał wolne w pracy, był bardzo dumny. Widziałem, że wszystko nagrywał - mówił z uśmiechem Kamiński. Chwilę później wyraźnie się wzruszył. - Szkoda, że moja mama tego nie doświadczyła. Ale myślę, że z góry czuwała. W niektórych sytuacjach piłkę Argentyńczykom przeniosła obok bramki - powiedział Kamiński. Z Dohy Wojciech Górski, Interia