Gościliśmy trenerskich fachowców z Węgier, Wysp Brytyjskich, Francji, Niemiec i Holandii. Wszyscy pracowali z reprezentacją Polski choć w różnym charakterze. Wynikało to z faktu, że w polskim futbolu obowiązywały różne systemy organizacyjne. Pierwszy: Anglik (1920) George’a Burforda wymieniamy w tym gronie symbolicznie. Ten zawodowy wojskowy znał się głównie na boksie, ale prowadził w Krakowie przygotowania reprezentacji Polski do udziału w igrzyskach olimpijskich w Antwerpii. "Nie znając nowoczesnych technik grania w piłkę nożną, prowadził jedynie przygotowanie w kierunku kondycyjnym". Ostatecznie Polska z powodu wojny z bolszewikami z udziału w igrzyskach musiała zrezygnować więc Burford nigdy nie miał okazji oficjalnie poprowadzić reprezentacji w jakimkolwiek charakterze a olimpijski rywal - Belgia otrzymał walkowera. Burforfd niby nie znał się na piłce ale... z Polonią Warszawa zdobył w 1921 roku wicemistrzostwo Polski w inauguracyjnym sezonie! Mało tego; potem był jeszcze dwukrotnie trenerem reprezentacji USA. Burford w latach 20. przyjeżdżał z amerykańskimi piłkarzami do Polski dwukrotnie - w 1924 Amerykanie wygrali na Agrykoli 3-2 a cztery lata później... prawie wygrali na Agrykoli 3-2, jednak Polska uratowała remis w ostatniej minucie. Drugi: Węgier (1921) Trener Imre Pozsonyi poprowadził reprezentację w pierwszym historycznym meczu w dziejach. Wynikało to z faktu, że wtedy Kraków był najmocniejszym futbolowym ośrodkiem w kraju a Pozsonyi prowadził wówczas Cracovię, z którą zdobył pierwsze mistrzostwo Polski w 1921 roku. Wspólnie z pierwszym selekcjonerem Józefem Szkolnikowskim przygotował więc drużynę do historycznego meczu z Węgrami a potem samodzielnie poprowadził w Budapeszcie. Mało kto pamięta, że po wyjeździe z Polski prowadził klub z Katalonii o nazwie... FC Barcelona, z którym w połowie lat 20. zdobył Puchar Hiszpanii. Zmarł w Nowym Jorku w latach 30. Trzeci: Węgier (1924) Gyula Biro w młodości był wszechstronnym piłkarzem. W macierzystym MTK grał na pozycji bramkarza, prawoskrzydłowego, obrońcy i pomocnika czyli...właściwie wszędzie! W Polsce dał się poznać jako trener Makkabi Kraków. Dlatego przed igrzyskami olimpijskimi w Paryżu na których wystąpiła reprezentacja Polski dostał szansę jej prowadzenia jako trener (kapitanem związkowym czyli selekcjonerem był wówczas Adam Obrubański). Biro właściwie został wsadzony na minę. Przed imprezą przegrał 1:5 z silną Szwecją a potem - już na igrzyskach aż 0-5 z rodakami (dwa gole wbił Polakom Zoltan Opata, po wojnie trener Górnika Zabrze). Biro nie mógł się utrzymać na posadzie, tym bardziej, że w kolejnej rundzie Węgrzy odpadli z... Egiptem! Po wojnie pracował jako trener w Ameryce Łacińskiej, m.in. w Salwadorze. Zmarł w Meksyku. Czwarty: Niemiec (1935-36) Kurt Otto, były piłkarz m.in. Arminii Bielefeld w pierwszej połowie lat 30., napisał podręcznik futbolu. W 1935 roku został asystentem selekcjonera Józefa Kałuży, któremu pomagał w 12 meczach, m.in. podczas igrzysk w Berlinie gdzie Polska zajęła czwarte miejsce. Samodzielnie prowadził reprezentację w meczu z Łotwą w Rydze 1936 roku (3-3). Nie było innego wyjścia trener Kałuża w tym czasie prowadził bowiem reprezentację w... meczu z Jugosławią w Belgradzie. Przed wojną zdarzało się bowiem, że dwie różne reprezentacje Polski rozgrywały mecze tego samego dnia w różnych krajach. Został zwolniony w lutym 1937 roku. Zginął (a właściwie zaginął) pod Stalingradem jako artylerzysta pięć lat później - w 1942 roku. Piąty: Szkot (1939) Alex James był zdecydowanie najlepszym piłkarzem z wymienionego tu grona. Filigranowy Szkot (160 cm) był jednym z najważniejszych piłkarzy świetnego Arsenalu Londyn lat 30. i strzelił ponad sto goli w angielskiej ekstraklasie! Przed wojną na zaproszenie PZPN przyjechał do Polski i zgodnie z podpisanym kontraktem w czerwcu i lipcu, przez 6 tygodni, pomagał ówczesnemu selekcjonerowi Józefowi Kałuży prowadzić zajęcia. Dał w kość kadrowiczom pod względem kondycyjnym. Polskim klubowym szkoleniowcom pokazywał też obowiązujące na wyspach metody treningowe. Nie uczestniczył jednak bezpośrednio w żadnym meczu reprezentacji Polski. Szósty: Węgier (1950) W czasach stalinowskich uważano, że Węgrzy są najlepszymi futbolistami na świecie, to zresztą była prawda. Istvan Szeder-Seid w młodości, jak wielu innych trenerów, grał w Budapeszcie (Vasas). Wiele lat spędził na Słowacji więc kiedy przyjechał do Polski dogadywano się z nim po słowacku. Po przyjeździe dziwił się, że Polacy tak mało trenują, denerwował go brak ciepłej wody w niektórych klubach, bo zawodnicy mogli się wykąpać, narzekał na brak masażystów, ciepłego ubioru i dobrych butów, opracował zresztą projekt nowych. Polscy koledzy traktowali go z przymrużeniem oka (może z zazdrością) i nie traktowali poważnie. Uważali, że nie spisał się w towarzyskim meczu z Czechosłowacją, reprezentacja rzeczywiście wypadła blado (1-4) więc kapitanat zdecydował, że zastąpi go Ryszard Koncewicz. Siódmy: Węgier (1952) Tivadar Kiraly był jednym z bliskich współpracowników słynnego Gusztava Szebesa. Pomagał przygotowywać się Polakom do igrzysk w Helsinkach. Sprawował nadzór na olimpijczykami w Chorzowie, piłkarze górnośląscy stanowili wówczas znaczącą siłę. W połowie 1952 w debiucie Kiraly jako trener wspomagający selekcjonera Ryszarda Koncewicza przegrał z Bułgarią. Na tamten mecz przybył komunistyczny premier Józef Cyrankiewicz. Tuż przed igrzyskami zdecydowano, że Koncewicza zastąpi Michał Matyas, ale nowy polsko-węgierski duet nie dał jednak rady: po wygranej 2-1 z amatorami z Francji na boisku w Lahti, silniejsza od Polaków okazała się Dania. Po tej porażce stojący na czele polskiej ekipy ubek Apolinary Minecki (niezwykła odrażająca postać, zasługująca na książkę) zażądał zwrotu ubiorów olimpijskich. Kiraly spakował się i....przeniósł do rodaków, którzy zdobyli potem złoty medal. Garnituru nie oddał. Ósmy: Węgier (1954) Polacy nie zniechęcili się tymi zdarzeniami. Tym bardziej, że w 1954 roku reprezentacja przegrała z Albanią i uznano to za policzek. Dlatego na trenerskiej ławce reprezentacji Polski zasiadł kolejny węgierski fachowiec Andor Hajdu. Był pierwszym z tego grona, który wcześniej... zmierzył się z "Biało-Czerwonymi" (jako trener Bułgarii). W Polsce był tylko kilka miesięcy. W jedynym oficjalnym meczu (remisowym z... Bułgarią) umożliwił debiut słynnemu Lucjanowi Brychczemu. Najlepszym chyba meczem za jego czasów było nieoficjalne spotkanie z ZSRR (ostatecznie zapisano, że Moskwa gra w Warszawą). Na stadionie Dinama Moskwa wygrali goście 2-0, a Ryszard Wyrobek, bramkarz Ruchu obronił karnego. Już wtedy gola strzelił Gerard Cieślik, te ważniejsze padną trzy lata później... Zobacz Sport Interia w nowej odsłonie! Sprawdź! Dziewiąty: Francuz (1959-60) Przed kolejnymi igrzyskami znów postanowiono sięgnąć po zagraniczną pomoc choć tym razem zmieniła się opcja. Jean Prouff, pomocnik Rennes i Stade de Reims zaraz po wojnie grał w reprezentacji Francji. Bretończyk przyjechał do Warszawy i zasiadł jako trener na reprezentacyjnej ławce w meczu z Rumunią (selekcjonerem był Czesław Krug). W Polsce spędził rok, współpracował także z Kazimierzem Górskim i Wacławem Pegzą. Głównym trenerem był podczas dziewięciu meczów reprezentacji. Problemem była bariera językowa. Na igrzyskach siedział na ławce w zwycięskim meczu z Tunezją (pięć goli Ernesta Pohla) oraz w przegranym z Argentyną (przy porażce z Danią nie było go z powodu niedyspozycji). Jego ostatnim meczem było remisowe spotkanie z... Francją w Warszawie, po którym spakował się i odleciał z rodakami do Paryża. Dziesiąty: Holender (2006-09)Leo Beenhakker to najobszerniejsza zagraniczna karta w dziejach reprezentacji Polski. Szkoleniowiec z ogromnym doświadczeniem: w reprezentacji Holandii wiele lat był asystentem słynnego Rinusa Michelsa, dwa razy także selekcjonerem "Oranje" (także na mundialu w 1990 roku). Był mistrzem Holandii z Ajaksem i Hiszpanii z Realem (w 1988 był na Stadionie Śląskim i prowadził Real w meczu z Górnikiem). Zanim trafił do Polski był selekcjonerem reprezentacji... Trynidadu i Tobago, którą doprowadził na mundial. Także jako pierwszy w historii doprowadził biało-czerwonych do turnieju finałowego mistrzostw Europy. Prowadzona przez niego drużyna potrafiła rozgrywać świetne mecze jak choćby z Portugalią na Stadionie Śląskim. "Tulipan" był trochę wyniosły i zdarzało się, że pouczał biało-czerwonych tubylców. "Od samej zmiany trenera poziom drużyny się nie podnosi. Tego mi w waszej piłce brakuje najbardziej: nie ma filozofii futbolu, analizy, szukania logicznych rozwiązań" - potrafił powiedzieć. Nic dziwnego, że inni polscy trenerzy za nim nie przepadali. Po wysoko przegranym meczu ze Słowenią w eliminacjach do mundialu w RPA bezceremonialnie zwolnił go ówczesny prezes PZPN Grzegorz Lato.