"Przy tak obfitym deszczu chyba nigdzie mecz by się nie odbył. Wody w krótkim czasie było po prostu zbyt dużo i drenaż sobie nie poradził. System odpływu jednak działa i z każdą minutą wody na boisku ubywało. Kałuże już zniknęły, choć murawa jest bardzo mocno nasięknięta" - powiedział o godz. 23.40 Wypychowski. Jak podkreślił, nigdy wcześniej na tym obiekcie nie było podobnej sytuacji. "Gdyby można to było przewidzieć, pewnie zapadłaby decyzja o zamknięciu dachu. Ale nikt takich opadów się nie spodziewał. Pech chciał, że przyszły nagle, a na zasunięcie dachu było już za późno" - dodał. Przewidywał, że gdyby mecz był wyznaczony na wcześniejszą porę niż godz. 21, to po dwugodzinnym oczekiwaniu, nawet przy tak obfitych opadach, spotkanie doszłoby do skutku. Wypychowski poinformował, że cała konstrukcja murawy, która obecnie jest położona na Stadionie Narodowym, jest cieńsza niż ta, na której rozgrywane były spotkania Euro 2012. "Nie ma jednak żadnej gwarancji, że tamta dałaby radę z takim deszczem" - zaznaczył. Pytany o porównanie wtorkowej sytuacji z tym, co działo się w czasie mistrzostw Europy przed potyczką Ukrainy z Francją, odparł: "Stadion w Doniecku ma napowietrzany i podciśnieniowy drenaż. Ten system potrafi wsysać wodę. W Warszawie takiej aparatury nie ma i trzeba czekać aż sama spłynie". Mecz Polska - Anglia został przełożony na środę z powodu złego stanu murawy na Stadionie Narodowym. Spotkanie miało się rozpocząć o godz. 21, ale boisko było nasiąknięte wodą, a w kilku miejscach powstały olbrzymie kałuże. Sędziowie, po trzykrotnej wizytacji murawy, wraz z delegatem technicznym FIFA uznali, że mecz w takich warunkach nie może się odbyć i zdecydowali o przełożeniu go na środę, na godz. 17.