Początki Jakuba Kiwiora w Arsenalu nie były łatwe. Polski obrońca grał raczej "ogony" i widać było, że nie dorównuje poziomem do reszty drużyny "Kanonierów" - notabene jednego z najlepszych zespołów piłkarskich na świecie. Mikel Arteta widział go na boisku w spotkaniach pucharowych lub ze słabszymi rywalami. Źle wyglądało to jeszcze w styczniu. W meczu przeciwko nie byle komu, bo potężnemu Liverpoolowi Juergena Kloppa, Jakub Kiwior rozegrał 87 minut - Arsenal przegrał tamto spotkanie 0:2, a polski obrońca strzelił gola samobójczego i zebrał za swój występ najgorsze noty. Później na dwa spotkania Arteta odsunął go od gry. Minął niecały miesiąc, a Arsenalowi znów przyszło grać w Premier League z Liverpoolem. Tym razem Jakub Kiwior zaczął to spotkanie na ławce rezerwowych, ale w wyniku kontuzji Ukraińca Oleksandra Zinczenki, Polak z konieczności pojawił się na murawie od początku drugiej połowy. To był przełom dla Kiwiora. Od tego dnia zaczął grać "koncert" Przełom zaczął się właśnie w tym momencie. Jakub Kiwior wszedł na boisko przy stanie 1:1, a ostatecznie Arsenal wygrał to spotkanie 3:1, a Polak zanotował asystę przy ostatnim trafieniu Leandro Trossarda. Później było już tylko lepiej. Od tamtego dnia, a był to 4 lutego, Arsenal idzie jak burza, a Jakub Kiwior na lewej stronie defensywy gra wszystko "od deski do deski". Podopieczni Mikela Artety mierzyli się w lidze z: West Ham United, Burnley FC, Newcastle United oraz Sheffield United - zdobyli w tych spotkaniach 21 goli, a stracili zaledwie jednego. Znakomicie prezentują się również indywidualne osiągnięcia Jakuba Kiwiora, który w tych meczach Premier League zdobył jednego gola i zanotował trzy asysty. Poza tym widać, że w tym czasie Jakub Kiwior zanotował niesamowity progres, jeśli chodzi o poziom gry. Po drodze zdarzyła się, co prawda, wpadka w Lidze Mistrzów przeciwko FC Porto - w tamtym meczu cały zespół "Kanonierów" zaprezentował się kiepsko. Jednak poza tym Polak pokazał, że potrafił wejść na obroty najlepszej drużyny na świecie, bo właśnie taki poziom ostatnio prezentuje Arsenal. Chwali się publicznie powołaniem na baraże. A miało być cicho. Probierz się wścieknie Jakub Kiwior na boisku nie odstaje od swoich kolegów. Coraz lepiej dogaduje się z gwiazdami pokroju Gabriela Maghalaesa, Declana Rice'a, Kaia Havertza czy Gabriela Martinelliego - to właśnie obok nich najczęściej biega polski obrońca, rewelacyjnie realizując założenia taktyczne Mikela Artety. Dojrzałość, jakiej Kiwior nabrał w ostatnim czasie, jest niesamowita i może zaprocentować w arcyważnych meczach reprezentacji Polski, które zbiżają się wielkimi krokami. Kiwior ważną częścią najlepszej drużyny świata. Pora przełożyć to na kadrę Nasza drużyna narodowa jest teraz w trudnym momencie. Mecze barażowe o Euro 2024 to coś, czego reprezentacja Polski za wszelką cenę chciałą uniknąć. Niestety, jej gra z drużynami takimi jak Mołdawia czy Albania stała na bardzo niskim poziomie, więc teraz podopieczni Michała Probierza będą musiali zmierzyć się z Estonią i wygrać to spotkanie, jeśli chcą marzyć o udziale w niemieckich mistrzostwach. W ostatnim czasie reprezentacja Polski spadła na poziom tak niski, że dziś, jako jej kibice, drżymy o wynik w starciach przeciwko rywalom takim jak Estonia. Jeśli wygramy to spotkanie, czeka nas mecz z Walią lub Finlandią - bardziej prawdopodobna wydaje się tutaj opcja brytyjska, ponieważ to właśnie pierwsza z wymienionych drużyn jest faworytem do zwycięstwa. W tych spotkaniach Jakub Kiwior w formie, jaką prezentuje dziś, może okazać się tzw. "gamechangerem", czyli piłkarzem, który jest absolutnie decydujący. Jeśli Michał Probierz i Jakub Kiwior będą potrafili sprawić, że obrońca Arsenalu wskoczy na podobny poziom w meczach barażowych, reprezentacja Polski zyska olbrzymią wartość. Oczywiście, "Kiwi" w Arsenalu otacza się o wiele lepszymi piłkarzami niż w kadrze, ale z pewnością istnieje sposób, aby odpowiednio wykorzystać jego potencjał. Właśnie takie zadanie w najbliższych tygodniach stoi przed Michałem Probierzem. Mecz z Estonią już 21 marca.