W Cardiff Czesław Michniewicz grał nie tylko o utrzymanie reprezentacji Polski w Dywizji A Ligi Narodów, ale także o spokój przed mistrzostwami świata w Katarze. Wyjazdowe spotkanie z Walią było również ostatnią szansą na przetestowanie zawodników przed wylotem na mundial. I selekcjoner z tej okazji skrzętnie skorzystał. W wyjściowej jedenastce znaleźli się między innymi Bartosz Bereszyński, Szymon Żurkowski oraz Karol Świderski. I to właśnie "Świder" został bohaterem meczu, zdobywając w 58. minucie jedyną bramkę - bramkę, która dała Polakom triumf. Po niedzielnym zwycięstwie Michniewicz może mieć jednak ból głowy, bo gra naszych kadrowiczów pozostawiła wiele do życzenia. Do prerwy Polacy bierni i mierni Początek spotkania zdecydowanie należał do gospodarzy, którzy narzucili niesamowite tempo. Na szczęście indywidualne rajdy Gareth’a Bale’a czy próby zaatakowania skrzydłem były kasowane przez naszych defensorów. Problemy widoczne były jednak gołym okiem. Przez większość czasu grę prowadzili Walijczycy, to oni zgarniali drugie piłki, dodatkowo nie dopuszczali naszych piłkarzy pod swoje pole karne. Przez pierwsze dwadzieścia minut Polacy byli tylko niemrawymi obserwatorami ich popisów. Przeciwko Holandii ubogo wyglądał nasz dorobek w ofensywie - w Cardiff nie było lepiej. W pierwszej połowie nasze ataki nie miały żadnej jakości. Świetną sytuację w 19. minucie miał Żurkowski, który otrzymał podanie od Piotra Zielińskiego, ale potknął się o własne nogi, finalnie nie oddając strzału. W 25. minucie głową uderzył Robert Lewandowski, ale spokojnie poradził sobie z tym Wayne Hennessey. Doświadczony bramkarz o mało nie sprezentował Polakom gola w 40. minucie, gdy przepuścił pod nogą piłkę zagraną przez własnego obrońcę. Ale w ostatniej chwili wślizgiem wybił futbolówkę z linii i skończyło się na strachu. Lewandowski z problemami W ostatnich dniach sporo krytyki spadło na naszego kapitana. W czwartek Lewandowski na murawie PGE Narodowego zaprezentował więcej frustracji niż piłkarskiego kunsztu. Przez cały mecz machał rękami denerwując się kolegów, w tym samym czasie dostosowując się do ich poziomu. Przed wyjazdem do Walii kapitan kadry odbył więc długą rozmowę z trenerem, w trakcie której poruszone miały zostać wątki dotyczące ustawienia i personaliów kadry. Być może jej efektem było postawienie na Świderskiego, a nie Arkadiusza Milika. I trzeba przyznać, że "Świder" swoją robotę wykonał znakomicie, bez przerwy walcząc z Walijczykami na naszej połowie. Natomiast Lewandowski długimi fragmentami był bezproduktywny. Symbolem jego niemocy w pierwszej części meczu jest sytuacja z 17. minuty, gdy jeden z obrońców najpierw zatrzymał "Lewego" pod polem karnym, a później został przez napastnika Barcelony sfaulowany. I okazja na gola umarła, zanim się w ogóle urodziła. Wszędobylski "Świder" Bohaterem pierwszej połowy został Wojciech Szczęsny, który kilkukrotnie uratował nas przed utratą bramki, między innymi po strzałach Brennana Johnsona, Daniela Jamesa czy Bale’a. Jeśli gdzieś można było szukać pozytywów, to także w postawie Kiwiora oraz Zielińskiego, który po raz kolejny próbował zrobić coś z niczego. Po przerwie swój niesamowity instynkt pokazał jednak wszędobylski Świderski. W 58. minucie wpadł w pole karne i pewnie wykorzystał cudowne podanie Lewandowskiego, który w tamtym momencie udowodnił swój piłkarski geniusz. Trafienie napastnika Charlotte FC, który drogę do siatki znalazł także podczas czerwcowego meczu z Walią, postawiła Walijczyków w bardzo trudnej sytuacji. Od tego momentu w ich poczynaniach było znacznie więcej nerwowości. I chociaż ambitni piłkarze Roberta Page’a uparcie próbowali zagrozić bramce Szczęsnego, to w drugiej połowie golkiper Juve raczej nie musiał popisywać się swoimi umiejętnościami. Wynik lepszy niż gra Do końca meczu na boisku nie brakowało jednak twardej walki. Polacy grali znacznie lepiej niż przed przerwą i przez kilkanaście minut kontrolowali przebieg spotkania. Obudził się także Lewandowski, który zaczął brać na siebie ciężar gry; radę dali również nasi obrońcy nie pozwalając doprowadzić Walijczykom do wyrównania. I chociaż w końcówce meczu broniliśmy się rozpaczliwie (Bale trafił nawet w poprzeczkę), to gospodarze po ostatnim gwizdku sędziego musieli zaakceptować zwycięstwo Polaków. Przed meczem z Walią sytuacja w tabeli była jasna. Po zwycięstwie z Walią we Wrocławiu i remisie w Rotterdamie z Holandią Polacy do utrzymania się w Dywizji A Ligi Narodów potrzebowali tylko remisu. Gospodarze musieli grać o pełną pulę - tylko zwycięstwo gwarantowało im sukces. I na szczęście - to najważniejsze - drużyna Michniewicza wróci z Cardiff z tarczą. Jednocześnie po meczu selekcjonerowi powinno zaświecić się żółte światło, bo mankamentów w naszej grze było za dużo Z Cardiff Sebastian Staszewski, Interia