Numer 5 w rankingu FIFA, a do niedawna nawet miejsce na podium, to bezdyskusyjnie pozycja na wyrost dla Anglików. Drużyna, która od 22 lat nie dotarła do strefy medalowej mundialu, dostarczała swoim wiernym fanom niemal wyłącznie doświadczeń negatywnych. Zdarzały się takie rodzynki jak zwycięstwo w Monachium nad Niemcami 5-1 w eliminacjach mundialu 2002, ale potem, gdy przyszło do walki o medale w Japonii i Korei, Niemcy dotarli do finału, Anglicy przepadli w ćwierćfinale. Na zgrupowania dla autopromocji Nieustanna dyskusja na temat braku kompatybilności Stevena Gerrarda z Frankiem Lampardem nużyła lub śmieszyła kibiców na całym świecie. Być może najwybitniejszy z angielskich pomocników ostatnich lat Paul Scholes rzucił drużynę narodową już 8 lat temu dochodząc do wniosku, że jego wysiłek nie ma sensu. Uznał, że koledzy przyjeżdżają na zgrupowania dla autopromocji, a nie po to, by oddać drużynie całe serce. Zarzut druzgocący w kraju, w którym mimo gigantycznych sukcesów klubowych, drużyna narodowa wciąż jest dla kibiców nr 1. Tyle, że słowa małomównego Scholesa wciąż znajdują potwierdzenie. Kibice angielscy nie pamiętają, kiedy genialny w Manchesterze United Wayne Rooney, był tym samym piłkarzem w kadrze, co w klubie. Podobny zarzut można postawić niemal wszystkim angielskim gwiazdom Premier League. Gdy się zbiorą w zespole narodowym potrafią pobić Mołdawię czy Estonię, ale już przy Ukrainie zaczynają się problemy. Nie mówiąc o rywalizacji z Brazylią, Hiszpanią, Holandią, Niemcami czy Włochami, tę Anglicy przegrywają z kretesem. Lista angielskich klęsk na wielkich turniejach nadawałaby się do umieszczenia w British Muzeum. Po legendarnym remisie na Wembley z kadrą Kazimierza Górskiego, kiedy lamentująca angielska prasa ogłaszała koniec świata, reprezentacja Anglii tylko raz dotarła do półfinału mundialu (1990) i raz zagrała w półfinale mistrzostw Europy (1996 na swoich boiskach). Właściwie historia angielskiej drużyny narodowej to zakalec z jednym rodzynkiem: tytułem mistrza świata sprzed 46 lat. To wszystko, co potrafiła zdobyć ojczyzna futbolu, która odmówiła gry w dwóch pierwszych mundialach, czując się potęgą poza zasięgiem! Jedno angielskim piłkarzom trzeba oddać. Porażka z kadrą Górskiego w eliminacjach mundialu w 1974 roku, czegoś ich nauczyła. Od tamtej pory grali z Polakami 13 razy, wygrywając z tego aż 9 meczów. Pozostałe cztery zakończyły się remisami, które zdecydowanie więcej dawały Anglikom. Od legendarnego remisu na Wembley, reprezentacja Polski tylko raz zakwalifikowała się do wielkiej imprezy, gdy za rywali grupowych miała Anglików. Drużyna Pawła Janasa przegrała z nimi dwa razy, ale na mistrzostwa świata w Niemczech awansowała z drugiego miejsca. Obok Niemców i Rosjan, Anglia to dla polskich piłkarzy największy, najbardziej uprzykrzony rywal pojawiający się w kibicowskich piosenkach. Niedługo minie 40 lat od jedynego triumfu nad nimi reprezentacji Polski. W środę przypada 39. rocznica remisu na Wembley - tradycyjnie świętowanego w Polsce, jako początku wielkiej drogi drużyny narodowej. Można by się upierać, że jej koniec także wyznacza mecz z Anglikami - porażka 0-3 w Monterrey na mundialu w Meksyku. Od 1986 roku polski futbol stracił na pozycji i prestiżu znacznie więcej niż angielski Polska gra rolę ofiary We wtorek czeka nas kolejny odcinek serialu, w którym od ponad ćwierć wieku reprezentacja Polski gra rolę ofiary. Na godnym wielkich meczów Stadionie Narodowym mierzy się 5. drużyna rankingu FIFA z 54. Oba zespoły straciły swoich kapitanów: John Terry zrezygnował z kadry, Kuba Błaszczykowski doznał kontuzji. Nie ma wątpliwości, że strata dla Waldemara Fornalika jest większa. W Polsce dobry piłkarz to wyjątek od normy. Nie zmienia to faktu, że reprezentacja Polski staje przed kolejną ogromną szansą, by zostawić za sobą fatalne wspomnienia. Klęsk z Anglikami, a także tej najboleśniejszej na Euro 2012. Kiedy brać rewanż, jeśli nie teraz? Kiedy przełamywać kompleksy, jeśli nie w pojedynku z Anglią? Wystarczy 90 minut, by każdy z graczy Fornalika posmakował roli bohatera narodowego. Rywal zdaje się mieć przewagę we wszystkich elementach: od przygotowania fizycznego, po techniczne. Historia futbolu zna jednak nie takie rzeczy. Po okresie bojkotu mundiali, w 1950 roku Anglicy wybrali się do Brazylii po tytuł mistrza świata. Jako jedyni przylecieli samolotem, specjalnie wynajętym na tę okazję. Przegrali jednak w grupie z USA, a "Daily Herald" zamieścił na pierwszej stronie pamiętny nekrolog: "Zawiadamia się wszystkich pogrążonych w żałobie kibiców, że dnia 29 czerwca 1950 umarł futbol angielski". W ostatnim spotkaniu grupowym Anglicy jeszcze raz przegrali z Hiszpanami i odlecieli do domu. Może we wtorek, 62 lata później będą wracać w podobnym nastroju? Autor: Dariusz Wołowski <a href="http://dariuszwolowski.blog.interia.pl/?id=2392372">Dyskutuj z autorem na jego blogu</a> <a href="http://www.teletydzien.pl/emisje,s,eliminacje-mistrzostw-%C5%9Bwiata">Sprawdź, gdzie w telewizji obejrzysz mecze eliminacji MŚ!</a> <a href="http://sport.interia.pl/pojedynki/pojedynek-polska-anglia,bId,1534">Polscy piłkarze pokonają Anglików? Głosuj!</a> <a href="http://nazywo.interia.pl/relacja/polska-rpa,3563">INTERIA.PL zaprasza na relację na żywo z meczu Polska - RPA. Początek w piątek o 20.45</a> <a href="http://nazywo.interia.pl/relacja/polska-anglia,3562">Relację na żywo z meczu Polska - Anglia także znajdziecie u nas. Początek - wtorek 21.00</a>