Niemiecki klub pierwotnie zgodził się na wyjazd Piątka na zgrupowanie, ale gdy uświadomił sobie, iż Polskę czeka wyprawa do Bośni i Hercegowiny, z uwagi na zagrożenie COVID-19, zażądał powrotu swego piłkarza do Berlina, ale PZPN się na to nie zgodził. - Od pierwszego dnia na zgrupowaniu reprezentacji Polski Piątek, podobnie jak wszyscy inni kadrowicze miał zapewnione bezpieczeństwo epidemiczne. Nie było żadnego ryzyka zakażenia się koronawirusem. Ściśle przestrzegaliśmy protokołu bezpieczeństwa UEFA. Zawodnicy i sztab trenerski byli dwa razy testowani na COVID-19: na początku zgrupowania, a także przedwczoraj. Wszystkie wyniki były negatywne - tłumaczy nam Zbigniew Boniek. - Nie rozumiem problemu Hearthy. Piątek chciał przyjechać na zgrupowanie. Niemiecki klub wiedział, że Krzysztof w Piątek i poniedziałek gra dla Polski, a we wtorek wraca do Berlina i jest do dyspozycji klubu. Wcale nie musi iść na kwarantannę. Ona obowiązuje turystów wracających z Bośni i Hercegowiny. Profesjonalni piłkarze jej nie podlegają, właśnie dzięki protokołowi. Potwierdzaliśmy to zarówno w FIFA, UEFA, jak i w DFB. Mieliśmy zachowane na okrągło zasady bezpieczeństwa, zawodnicy byli badani, więc o czym my mówimy - dowodzi prezes PZPN-u. Zbigniew Boniek nie rozumie też utyskiwań na fakt, iż Piątek pojechał do Zenicy, choć w meczu z Bośniakami nie wystąpił. - Plany były zupełnie inne, Krzysztof miał zagrać w drugiej połowie, ale mieliśmy kontuzje i inne problemy, więc trener Brzęczek musiał reagować - Poza tym, ani pan Labbadia ani nikt inny nie będzie decydował kto i ile minut ma zagrać w naszej reprezentacji. O tym decyduje tylko i wyłącznie Jerzy Brzęczek. Trenerowi Labbadii życzę wszystkiego najlepszego, niech wygra piątkowy mecz w Pucharze Niemiec, a Krzysztof Piątek niech zdobędzie dla Herthy trzy bramki - kończy pojednawczo Zbigniew Boniek.