Po koszmarnych, zakończonych kompromitacją eliminacjach, reprezentacja Polski stanęła przed ostatnią szansą, by w czerwcu i lipcu dostarczyć kibicom sportowych emocji i zaprezentować się na mistrzostwach Europy. Po gładkiej, wysokiej wygranej z Estonią w miniony czwartek, podopiecznym Michała Probierza pozostało jeszcze pokonać reprezentację Walii, która była ostatnią przeszkodą na drodze Polaków do wymarzonego awansu. Waga wtorkowego pojedynku była więc nadzwyczaj wysoka, a Biało-Czerwonym przyszło do niego stanąć na bardzo niekorzystnym terenie. Cardiff City Stadium to dla Walii bowiem prawdziwa twierdza. Tylko trzy z rozegranych tam ostatnich dwudziestu trzech meczów zakończyły się porażką gospodarzy. Co jednak od początku mogło podnosić na duchu, jedną z reprezentacji, która była w stanie pokonać Walijczyków przed ich publicznością, była właśnie... Polska. Optymizm mógł budzić też bilans starć z wtorkowym rywalem, który był dla Polaków nad wymiar korzystny. Z dziesięciu oficjalnych meczów wygrali aż siedem, notując przy tym dwa remisy. Jedyna porażka przypadała na rok 1973. Gigantyczne emocje w meczu Polaków. O awansie zadecydowały rzuty karne Statystyki jednak nie grają, a wspominając popisy Biało-Czerwonych w eliminacjach, nie dziwi, że nastroje wśród kibiców od początku były stonowane, a niepokoju o wynik wtorkowego spotkania nie brakowało. Jak się okazało, obawy były uzasadnione, a polskim fanom na chwilę stanęły serca, gdy tuż przed przerwą piłka trafiła do bramki strzeżonej przez Wojciecha Szczęsnego. Po szybko rozegranym aucie i dobrym dośrodkowaniu na szesnasty metr, do futbolówki wyskoczył Kieffer Moore i zgrał do Bena Daviesa, który głową skierował ją prosto do siatki obok bezradnego bramkarza. Walijczycy nie cieszyli się jednak z prowadzenia zbyt długo - na szczęście dla Polaków obrońca gospodarzy był na spalonym i asystent od razu podniósł chorągiewkę. Mecz trwał, a piłka nie chciała kolejny raz wpaść do bramki. Choć oba zespoły robiły co w ich mocy, by przechylić szalę zwycięstwa na swoją korzyść, nie udało się to ani w regulaminowym czasie gry, ani nawet w dogrywce. O końcowym wyniku i tym samym awansie do mistrzostw Europy zadecydowały dopiero rzuty karne. Sektory zajmowane przez Polaków wybuchły w euforii, gdy w piątej serii jedenastek, przy stanie 5:4 dla Biało-Czerwonych, Wojciech Szczęsny obronił strzał Daniela Jamesa, dając reprezentacji Polski udział w Euro 2024. On mógł zostać bohaterem Polaków. Ten mecz powinien rozstrzygnąć się wcześniej Tymczasem wszystko mogło rozstrzygnąć się już w pierwszej połowie dogrywki. W setnej minucie spotkania bohaterem Polaków mógł bowiem zostać Jakub Piotrowski. Po precyzyjnym odegraniu od Nicoli Zalewskiego, pomocnik grający na co dzień w PSK Łudogorec Razgrad opanował piłkę, przymierzył i huknął z szesnastego metra... Futbolówka o centymetry minęła dalszy górny róg bramki, a 26-latek upadł na kolana i aż złapał się za głowę, nie mogąc uwierzyć, że zmarnował taką okazję. Kontrowersje w pierwszej połowie meczu. Szczęście uśmiechnęło się do Polaków To był istny ogień w Cardiff. Stadion "odleciał" Pełen stadion, gorąca atmosfera, niesprzyjająca publiczność - w takich warunkach Polakom przyszło walczyć o awans do mistrzostw Europy. Wtorkowym finałem baraży od samego rana żyło całe Cardiff. Na głównych ulicach miasta sprzedawcy zaczęli rozstawiać stanowiska z okolicznościowymi szalikami i gadżetami dla fanów. Na kilka godzin przed meczem atmosfera zaczęła się rozkręcać, a Polacy, którzy licznie przybyli dopingować swoją reprezentację, urządzili sobie pełną przyśpiewek zabawę na jednej z ulic. Nie inaczej było podczas samego spotkania, a gorąca atmosfera na Cardiff City Stadium udzieliła się każdemu. Walijczycy żywiołowo odśpiewali swój hymn, a także patetyczną, nacjonalistyczną pieśń "Yma o Hyd", która od jakiegoś czasu jest nieoficjalnym hymnem tutejszej reprezentacji. Pieśń w języku walijskim, odśpiewana przez 30 tysięcy gardeł, wywoływała ciarki na plecach. Równie mocno gospodarze angażowali się w przeraźliwe gwizdy, gdy goście dochodzili do piłki i próbowali konstruować akcje. Nasi rodacy nie zostawali jednak w tyle, a po stadionie wielokrotnie niosły się głośne śpiewy kibiców żywiołowo dopingujących Biało-Czerwonych, starających się dodać skrzydeł polskim reprezentantom.