Cardiff potrzebowało sporo czasu, by wybudzić się z przedmeczowego snu. We wtorek jednak, wraz z biegiem czasu, czuć było atmosferę zbliżającego się święta, a może raczej zażartej batalii, w której zwycięzca bierze wszystko. Na ulicach miasta prym - przynajmniej w aspekcie tworzonego hałasu - wiedli Polacy. Pozostało jednak pytanie, czy podobnie będzie na murawie Cardiff City Stadium? Nasza drużyna rozpoczęła mecz nietypowo, od... strzału z połowy boiska w wykonaniu Jakuba Piotrowskiego, który porwał się z motyką na słońce. Pierwszą próbę mieliśmy już jednak za sobą, a że trener Michał Probierz ceni sobie strzały z dystansu... Cóż, kto nie ryzykuje, ten nie pije szampana. Stadion wrzał niczym gotujący się kocioł już przed pierwszym gwizdkiem, a w trakcie meczu z trybun niosły się chóralne śpiewy gospodarzy, przerywane przez wybuchy złości spowodowane błędnymi - w mniemaniu Walijczyków - decyzjami arbitra. Być może to nieco przytłoczyło Polaków, którzy grali chaotycznie, notując sporo niedokładnych podań i strat, nie potrafiąc skonstruować składnej akcji. Ale podjęli walkę. Dopiero w 12. minucie piłka powędrowała z prawej flanki w pole karne naszych rywali, ale Karol Świderski nie zdołał przeciąć podania. Po chwili szczęścia ponownie spróbował Jakub Piotrowski, posyłając piłkę na trybuny. Rywale odpowiedzieli za to groźnym uderzeniem po rzucie rożnym. Jeśli chodzi o ofensywne konkrety "Biało-Czerwonych" w pierwszej odsłonie meczu... niestety - to by było na tyle. To nie tak, że nie potrafiliśmy utrzymywać się przy piłce, ale dochodzenie do sytuacji strzeleckich przychodziło nam już z ogromną trudnością. A każda strata groziła szybkim i groźnym kontratakiem Walijczyków. Nagły wstrząs w reprezentacji Polski? Jest wiadomość od trenera Probierza, jasny komunikat VAR ratuje reprezentację Polski. To mógł być gol "do szatni" Ci z biegiem czasu rozochocili się, widząc, że są w stanie skrzywdzić nas jeszcze przed przerwą. I niewiele im brakło. Już w samej końcówce Kieffer Moore zgrał piłkę do Bena Daviesa, który wpakował ją do siatki. Uratował nas tylko sędzia Daniele Orsato, który odgwizdał spalonego, a słuszność jego decyzji potwierdził VAR. Ale Walijczycy nie odpuszczali, postanawiając z impetem wejść w drugą połowę. W naszej "szesnastce" znów świetnie odnalazł się Kieffer Moore, tym razem oddając strzał, który końcówkami palców obronił Wojciech Szczęsny. W 58. minucie nasz bramkarz został powalony przed polem karnym przez Harry'ego Wilsona. Walijczycy kontynuowali jednak grę i po chwili uderzali w stronę pustej bramki. Wściekły trener Michał Probierz niemal wbiegł na murawę. Piłkę zatrzymał jednak jeden z naszych obrońców, a po chwili sędzia wstrzymał grę. Po kilku minutach mogliśmy otrzymać prezent od gospodarzy, gdy piłka spadła pod nogi Jakuba Kiwiora. Ale ten niestety skiksował. Niemniej Polacy złapali nieco lepszy moment, przeprowadzając kilka akcji, które kończyły się między innymi niezłymi centrami Przemysława Frankowskiego. Ale brakowało wykończenia. Po chwili to znowu rywale ruszyli do ofensywy, a czujność Wojciecha Szczęsnego ponownie przetestował Kieffer Moore. Gorąco wokół Lewandowskiego, rywale wszczęli na alarm. Ujawnili tajny plan Najpierw dogrywka, potem rzuty karne. Thriller w walce o Euro Na 11 minut przed końcem regulaminowego czasu gry trener Michał Probierz dokonał podwójnej zmiany. Z boiska zeszli Jan Bednarek oraz Karol Świderski, a zastąpili ich Bartosz Salamon i Krzysztof Piątek. Gdy wybiła ta ostatnia minuta, Robert Lewandowski zdecydował się na płaski strzał z dystansu. Brakło niewiele, ale... wciąż pozostawaliśmy bez jakiegokolwiek celnego uderzenia. Pozytyw był jeden - sami nie straciliśmy gola i potrzebna była dogrywka. Potrzebowaliśmy w niej 10 minut, by stworzyć zagrożenie. Kontrę wykończył potężnym strzałem Jakub Piotrowski - mierzył w górny róg bramki, lecz niestety, nie dokręcił wystarczająco piłki. Była to ostatnia akcja Polaków z udziałem Piotra Zielińskiego, którego zastąpił Sebastian Szymański. W drugiej części dogrywki na plac gry wszedł jeszcze Taras Romańczuk, zmieniając Jakuba Piotrowskiego. Drugą część dogrywki otworzył niecelnym uderzeniem głową Sebastian Szymański. W kolejnych minutach Polacy przeważali, raz po raz zagrywając piłkę w pole karne Walii. Ale celnego strzału w naszym wykonaniu wciąż nie było. W doliczonym czasie gry z boiska wyleciał Chris Mepham, oglądając drugą żółtą kartkę. To nie miało już jednak większego znaczenia. Czekały nas rzuty karne. Wojnę nerwów - przy przeraźliwych gwizdach walijskich kibiców - rozpoczął Robert Lewandowski - strzelił w swoim stylu i trafił, myląc bramkarza. Ben Davies także się nie pomylił, podobnie jak po chwili Sebastian Szymański. Kieffer Moore był już bliski błędu, ale miał szczęście. Odbita od poprzeczki piłka wpadła do siatki. W kolejnej serii bezbłędni byli Przemysław Frankowski oraz Harry Wilson, podobnie jak później Nicola Zalewski i Neco Williams. Równie pewnie co koledzy w piątej serii uderzył Krzysztof Piątek. I pod presją znalazł się Daniel James. Ale jego strzał obronił Wojciech Szczęsny, dając nam awans na Euro 2024. Z Cardiff, Tomasz Brożek