Nie zobaczymy już Wojciecha Szczęsnego na boisku. A szkoda, bo według ostatnich doniesień Polak mógł przebierać w interesujących ofertach. Szczęsny powiedział: dość. Koniec kariery wielkiego bramkarza Wojciech Szczęsny ma za sobą burzliwe lato. Już późną wiosną stało się jasne, że niełatwo będzie osiągnąć porozumienie z Juventusem w sprawie nowej umowy. Bramkarz odłożył jednak tę kwestię na później, skupiając się na Euro 2024. Po powrocie z turnieju "Stara Dama" zupełnie skreśliła ówczesnego reprezentanta Polski, delegując do Warszawy jednego z trenerów, który miał pomagać 34-latkowi w ćwiczeniach. Szybko stało się jasne, że weteran nie ma po co wracać do Turynu. Obie strony osiągnęły porozumienie i rozwiązały kontrakt na rok przed jego wygaśnięciem. Wydawało się, że Szczęsny na spokojnie przeanalizuje nowe oferty i wybierze jedną z nich, ale stało się inaczej. We wtorek poinformował, że zakończył piłkarską karierę. Rzecz jasna, te informacje błyskawicznie odbiły się szerokim echem, a 34-latek mógł liczyć na reakcję ze strony byłych kolegów - czy to z drużyny, czy po fachu. Szczęsny jak zawsze - zrobił po swojemu. Nie narzekał na brak ofert Na pierwszy rzut oka mogłoby się wydawać, że Szczęsny zakończył karierę, bo brakowało mu konkretnych ofert. Jeszcze, gdy nie rozwiązał swojej umowy z Juventusem mówiło się o negocjacjach z klubami z Arabii Saudyjskiej, a budził też zainteresowanie w Serie A. Jak poinformował Łukasz Wiśniowski, sytuacja bynajmniej nie pogorszyła się, gdy został wolnym agentem. Zapewne sam bramkarz zastanowiłby się dwa razy nad powrotem w szeregi "Kanonierów", gdyby miał tam odgrywać pierwszoplanową rolę. Najpewniej Mikel Arteta mógł mu jednak zapewnić tylko bycie rezerwowym dla Davida Rayi, co nie mieściło się w planach weterana. Ostatecznie 34-latek odszedł na swój własny sposób, wciąż będąc w świetnej dyspozycji i mogąc przebierać w ofertach.