Tomasz Brożek, Interia: Na początek zapytam, może nieco prowokacyjnie, czy oczy przestały już pana boleć po tym, co zaserwowali nam w niedzielę w Reggio Emilia "Biało-Czerwoni"? Bogusław Kaczmarek, były polski piłkarz i trener, asystent Leo Beenhakkera w latach 2006-08: - Do tej pory trudno mi stwierdzić, co jeszcze mnie nie rozbolało. Jeżeli weźmiemy pod uwagę prognozy przedmeczowe, to wielu pana kolegów bardzo optymistycznie zapatrywało się na mecz z Włochami. Nagłówki biły w oczy. "Teraz czas na Włochy! Wygramy grupę Ligi Narodów i będziemy organizatorami finałów!". To był hurraoptymizm na wyrost. Drużyna była podbudowana po trzech ostatnich zwycięstwach, natomiast ja pewnych rzeczy nie jestem w stanie zrozumieć. Mianowicie?- Proszę sobie wyobrazić, że grały ze sobą dwa zespoły. Jeden przetrzebiony przez urazy i koronawirusa - mam na myśli Italię - i ten polski w pełnej gotowości bojowej. Co się kryje za ową gotowością? Wszyscy widzieli, że w meczu z Włochami zagrała nowa - w porównaniu z meczem z Ukrainą - najsilniejsza jedenastka. Ci, którzy zagrali w niedzielę, nie mogą tłumaczyć się tym, że byli zmęczeni. Zgadza się. A ta gotowość była w zasadzie tylko pozorna, bo odstawaliśmy od Włochów pod każdym względem - kondycyjnym, wytrzymałościowym, technicznym, taktycznym...- Przed meczem w medialnych przekazach pojawiły się bardzo duże znaki zapytania, jak nasi rywale poradzą sobie bez trenera Roberto Manciniego. Jak można grać bez Ciro Immobile, Marco Verattiego, Federico Chiesy, Leonardo Bonucciego i jak Włosi to posklejają. Rzeczywistość okazała się bardzo brutalna. Nasza drużyna nie zrobiła absolutnie nic, żeby powalczyć przynajmniej o remis. 0-2 to najmniejsza kara, jaką mogliśmy ponieść w tym jednostronnym spotkaniu. Czuć żałość i frustrację. Najlepszym podsumowaniem meczu był wywiad z naszym kapitanem Robertem Lewandowskim, który został zapytany o to, jaki mieliśmy plan na to spotkanie. Może nie chciał powiedzieć tego, że owszem, mieliśmy plan, ale tym planem był brak jakiegokolwiek planu. No właśnie, wymowna była nie tylko sama wypowiedź Lewandowskiego, ale także cisza, która ją poprzedziła. Jak pan, jako były członek sztabu reprezentacji, odebrałby na miejscu trenera Brzęczka wczorajsze wystąpienie kapitana polskiej kadry?- Ja rozumiem Roberta. On jest przyzwyczajony do zupełnie innych standardów obowiązujących w czasie spotkań. Wiadomo, że Lewandowski to wyborowy snajper o nieskazitelnej technice i niezwykłych parametrach psycho-motorycznych. Ale musi mieć okazję, by to wszystko zaprezentować. Ile razy dotknął piłkę w niedzielnym meczu? Oddał tylko jeden strzał w samej końcówce, rodem z futbolu australijskiego. Próbował przelobować bramkarza drużyny włoskiej, ale piłka powędrowała parę pięter nad poprzeczką. To był obraz niemocy Polaków. Kamery po meczu pokazały zgorzkniałego Roberta z dużym pierwiastkiem frustracji. Na początku nie mógł chyba nawet zebrać myśli, zaskoczony pytaniem reportera.Obraz niedzielnej pożogi w Reggio Emilia to wina Jerzego Brzęczka i to on powinien "oberwać po głowie" za sromotną klęskę? Chciałbym odwołać się do słów prezesa Zbigniewa Bońka, który na łamach Interii stwierdził, że szkoleniowiec jest wprawdzie odpowiedzialny za wynik, ale w przypadku złej dyspozycji część winy powinna także spadać na piłkarzy. Jakie jest pana stanowisko w tej sprawie? - Wie pan, zwycięstwo ma wielu ojców, porażka zawsze jest sierotą. Ostatecznie za wynik odpowiada jednak trener. Nie wiem jak zawodnicy do tego podeszli. Widziałem całkowicie zdruzgotanego Kamila Glika. Dawno nie widziałem, by tak "pobity" przemawiał do kamery. Piłkarze to przeżyli. Koniec jednego meczu jest początkiem następnego i chciałbym, żeby spotkanie z Holandią służyło rehabilitacji. To, co stało się w niedzielę we Włoszech to wypadkowa tego, co dzieje się w polskiej piłce klubowej. Adam Nawałka w eliminacjach do Euro 2016 i mundialu w Rosji potrafił zagospodarować - jak nazywali się sami zawodnicy - ligowych "fusów". Tacy piłkarze jak Michał Pazdan, Krzysztof Mączyński, Artur Jędrzejczyk i Tomasz Jodłowiec to byli ludzie z polskiej Ekstraklasy. Teraz możemy liczyć tylko na młodzież wychowaną w Lechu Poznań. Mecz z Włochami pokazał, że Jakub Moder w wyniku nawarstwienia wielu meczów na kilku frontach nie mieści się jeszcze w takim formacie. To dla niego zbyt duże obciążenie psycho-motoryczne. Widać, jak ten chłopak odchorował to wszystko w tym meczu.Wcale nie wyglądał jednak najgorzej, jeśli chodzi o środek pola polskiej kadry.- Myślę, że trener Brzęczek źle oszacował potencjał dostępnych ludzi w kontekście sposobu gry, jaki chcieliśmy uskutecznić i zaproponować Włochom. Nie miał być to może styl dominujący, ale taki zasadniczy. Dla mnie było to bardzo odważne posunięcie. Siłą polskiej kadry był za czasów Nawałki układ scalony Piszczek - Błaszczykowski - Lewandowski. Trener Nawałka - inteligentny gość i dobry trener - potrafił te wszystkie automatyzmy z Dortmundu przenieść do reprezentacji Polski. Lewandowski to - mówiąc statystycznie - 52 procent udziału w awans na Euro we Francji i 48 w przypadku awansu na mundial w Rosji. To się bardzo ładnie komponowało. Tutaj gra w drugiej linii, która miała zaowocować dominacją w środku pola przez Grzegorza Krychowiaka, Modera i Karola Linettego, nie wypaliła. W naszym zestawieniu był obecny wątek włoski. Pięciu zawodników z pierwszej jedenastki występuje w Serie A. Znają te klimaty, potrafią się wczuć w sposób realizacji zadań taktycznych przez Włochów. Zostaliśmy jednak brutalnie zweryfikowani.- W układzie trójki środkowych pomocników zabrakło mi takiego zawodnika, który wykonałby niewdzięczną pracą, za jaką odpowiadał Jacek Góralski w meczu z Ukrainą i w niedzielę w pierwszych minutach po wejściu na murawę. Wtedy pojawiła się drobna nadzieja, że coś drgnie w naszej grze. Przez lata nasz system był oparty o grających szeroko i dynamicznie skrzydłowych. Sebastian Szymański po raz kolejny pokazał jednak, że się do tego nie nadaje, a Kamil Jóźwiak to chłopak na dorobku, który dopiero zbiera doświadczenie. Otrzymaliśmy doskonałą lekcję techniczno-taktyczną. Z przyjemnością można było patrzeć na to, co działo się we włoskiej ekipie. Zastępujący Manciniego trener Alberigo Evani doskonale wczuł się w rolę i w sposób bardzo skuteczny wypunktował wszystkie mankamenty Polaków. Zastąpienie zawodników, o których wspomniałem, nie było łatwą sprawą, ale w pełni mu się to udało. Dobrze patrzyło się na popisy choćby Lorenzo Insigne. Rzeczywiście, nieustannie częstował nas prawdziwymi piłkarskimi "ciasteczkami". Gdyby jednak przeanalizować pozycja po pozycji cały skład Polaków i Włochów, doszlibyśmy zapewne do wniosku, że gospodarze miażdżyli nas w każdym aspekcie. Może poza bramką. Gianluigi Donnarumma był wszak prawie bezrobotny, a Wojciech Szczęsny kilkukrotnie ratował nam skórę.- No właśnie. Jeśli poszukalibyśmy w naszej kadrze najbardziej aktywnego piłkarza, który najczęściej był przy piłce, byłby to najpewniej właśnie Szczęsny. Uważam jednak, że trener Brzęczek nie trafił ze składem. Brakowało nam takiego piłkarza, którym niegdyś był Krychowiak. Teraz on sam jednak męczy się na boisku. W tej dyspozycji nie był w stanie zneutralizować tego, co działo się w drugiej linii, mając do pomocy niewyraźnego w tym meczu Modera i zagubionego po raz kolejny Linettego, który przygasł po dobrych występach. Nie chcę czepiać się naszego selekcjonera, ale nie rozumiem ciągłego stawiania na Arkadiusza Recę, który po 20 minutach nabawił się zapewne choroby lokomocyjnej. W pewnym momencie był bardzo poważnie "zakręcony". Włosi wyczuli, gdzie można stworzyć największe spustoszenie, stworzyć przewagę i naszą lewą stroną sunęła akcja za akcją. - Co do gry naszych piłkarzy, złe decyzje są oznaką bezsilności, frustracji i dysonansu poznawczego - co innego miało być, a zderzyliśmy się z brutalną rzeczywistością i nie mogliśmy sobie z tym poradzić. Włochom wyszedł wyjątkowy mecz, bo jak się odnieść do tego, że wcześniej zremisowali z Bośnią i Hercegowiną i to 1-1.