Niedzielny mecz z Walią mógł być dla drużyny Czesława Michniewicza formalnością, ale nie jest; gdyby reprezentacja Polski przynajmniej zremisowała z Holandią na PGE Narodowym, w Cardiff dostałaby okazję, aby spokojnie przygotować się do mistrzostw świata w Katarze. Ale nie wygrała... Teraz biało-czerwoni muszą walczyć o utrzymanie się w pierwszej dywizji Ligi Narodów. I chociaż ewentualny spadek nie byłby końcem świata - w piątek zanotowali go wicemistrzowie Europy Anglicy - to taki scenariusz tuż przed mundialem byłby dla kadry i jej selekcjonera katastrofą. Mecz o utrzymanie. I spokój Nasza reprezentacja przed degradacją do drugiej dywizji Ligi Narodów broniła się już dwukrotnie. W sezonie 2018/19 wyszło to kiepsko, bo zajęliśmy trzecie, ostatnie miejsce w grupie (za Portugalią i Włochami). Drużynę Jerzego Brzęczka uratowała jednak reforma rozgrywek i powiększenie grup z trzech zespołów do czterech. W sezonie 2020/21 poszło już nieco lepiej i ekipa Brzęczka zajęła w grupie trzecie miejsce, za Włochami oraz Holandią, ale przed Bośnią i Hercegowiną. Teraz misja ratunkowa leży w rękach Michniewicza. I chociaż udało się mu pokonać Walię (2:1) i zremisować z Holandią (2:2), to Polacy wciąż muszą drżeć o utrzymanie na najwyższym poziomie. Chociaż gra w drugiej dywizji to żaden wstyd - w tej edycji występują w niej między innymi Szwecja, Serbia, Szkocja, Ukraina czy Norwegia - to w tym momencie spadek byłby dla zespołu Michniewicza poważną wpadką wizerunkową. Atmosfera wokół drużyny narodowej i tak jest coraz gęstsza, więc kolejna porażka, okraszona relegacją, z pewnością na dobre wznieciłaby pożar dywagacji dotyczącą sensu zatrudnienia selekcjonera. A jego bilans nie robi przesadnego wrażenia. Obok zwycięstwa 2:0 w barażu ze Szwecją i wygranej z Walią, na koncie Michniewicza są także kompromitująca porażka 1:6 z Belgią czy arcysłaby mecz z Holandią. O ile jednak jakość tych reprezentacji nie podlega żadnej dyskusji, o tyle ewentualny blamaż z Walią mógłby utwierdzić wątpiących w Michniewicza w przekonaniu, że ten nie radzi sobie z zarządzaniem najważniejszą polską drużyną. Problemy Michniewicza Trzeba jednocześnie przyznać, że warunki, w jakich pracuje selekcjoner, nie są cieplarniane. Od połowy sierpnia nie gra Jan Bednarek, który rezerwowym jest nawet po transferze do Aston Villi, Kamilowi Glikowi nieubłaganie lecą lata, wraz z którymi traci dynamikę (z której i tak nigdy nie był znany), a Jakub Kiwior - chociaż ma ogromny potencjał - w reprezentacji jest początkującym. Na trybunach w Bundeslidze siedzi Tymoteusz Puchacz, a powołany na wrześniową kadrę Arkadiusz Reca nabawił się kontuzji. Tak samo jak Matty Cash, którego tym razem zabrakło na zgrupowaniu. Wcale nie lepiej jest w pomocy. Coraz starszy Grzegorz Krychowiak na co dzień występuje w Arabii Saudyjskiej, Karol Linetty po raz kolejny udowodnił, że nie dojrzał do gry na poziomie reprezentacyjnym, we Fiorentinie ławkę okupuje Szymon Żurkowski, na uraz narzeka niepowołany Jacek Góralski, a Jakub Moder już stracił szansę na mundial w Katarze - także z powodu kontuzji. Również na skrzydłach próżno szukać zawodników w formie, w jakiej Kamil Grosicki był na Euro 2016. Tam jednak Michniewicz może postawić na młodość: Jakuba Kamińskiego albo Michała Skórasia, lub ewentualnie Przemysława Frankowskiego. Ofensywnie na Walię? Na to jednak selekcjoner nie ma wpływu - tak krawiec kraje, jak materiał staje. Michniewicz może natomiast popracować ze swoimi zawodnikami nad taktyką czy stałymi fragmentami gry. Znacznie łatwiej będzie mu to robić, jeśli utrzyma się w Lidze Narodów. Do mundialu pozostały już tylko dwa miesiące, w trakcie których Polacy zagrają tylko jeden mecz towarzyski - prawdopodobnie z Chile. Batalia w Cardiff jest więc ostatnią rywalizacją przed mundialem o coś. I nie można jej zlekceważyć. Z informacji, które płyną ze sztabu kadry, bije przekaz, że tak właśnie uważa Michniewicz. I na Cardiff City Stadium chce zagrać nie tylko o remis, który da nam utrzymanie, ale o całą pulę - dlatego też w ataku prawdopodobnie obok Roberta Lewandowskiego wystąpi Arkadiusz Milik, który wywalczył sobie podstawowy skład Juventusu. Oby ten zestaw dał Polsce zwycięstwo, bo ostatnie czego kadra potrzebuje przed zbliżającym się mundialem, to burza. Z Cardiff Sebastian Staszewski, Interia