Spore kontrowersje wokół zaproszenia na pokład samolotu reprezentacji Polski lecącej do Mołdawii Mirosława Stasiaka, działacza skazanego za korupcję w rodzimym futbolu. Po tym, jak sprawę ujawnił dziennikarz Szymon Jadczak, Polski Związek Piłki Nożnej w końcu wydał oświadczenie. Rzecz w tym, że zamiast ugasić pożar, tylko go rozniecono. To sprowokowało lawinę zdarzeń. Sponsorzy zdawali się być oburzeni mieszaniem ich do piramidalnej afery. Głos zabrał szef i założyciel InPostu, Rafał Brzoska. "Sugerowanie przez PZPN, że osoba powiązana z korupcją w piłce, czyli Pan Stasiak, rzekomo był zaproszony do Mołdawii przez jednego ze sponsorów (gdzie InPost jest jednym ze sponsorów) jest skandalicznym nadużyciem! Na meczu od nas byli jedynie pracownicy firmy" - zapewnił. Z kolei firma Tarczyński S.A. podjęła decyzję o "zakończeniu współpracy z PZPN w obecnej formule". Niewykluczone, że ich śladem pójdą inne marki dotąd współpracujące z federacją. Tymczasem w końcu jasnym stało się, kto tak naprawdę zaprosił Stasiaka na pokład samolotu. Komunikat wydała firma Inszury.pl. Z jego treści wynika, że działacz miał być niezweryfikowaną wcześniej "osobą towarzyszącą", która skorzystała "z puli pakietów wyjazdowych". To jednak wcale nie kończy sprawy, bowiem PZPN zdaje się gubić w tłumaczeniach. Pojawiają się też pierwsze głosy podważające szansę Cezarego Kuleszy na długoterminowe utrzymanie się na stanowisku szefa związku. Nie tylko Stasiak. Żenujące kulisy podróży reprezentacji Polski. "Odwracali głowy" Afera z PZPN, federacja w trudnej sytuacji. "Smród związany ze zdenerwowaniem pozostałych sponsorów pozostanie" Zdaniem specjalisty ds. marketingu i konsultingu Grzegorza Kity oświadczenie PZPN o tym, że Stasiaka zaprosił któryś z partnerów, było "spektakularną, wielopoziomową katastrofą komunikacyjną". "To niespotykane zjawisko w historii polskiego biznesu sportowego. PZPN nie tylko zaczął gasić pożar benzyną, ale w pewien sposób zdruzgotał własny kanon komunikacyjno-marketingowy, wciągając w swoje problemy sponsorów. (...) Federacja nagle wciągnęła w środek afery wszystkich swoich sponsorów i to w sposób brutalny. PZPN rzucił cień na każdą firmę, która z nim współpracuje" - tłumaczy ekspert w rozmowie z WP SportowymiFaktami. Według innego eksperta - specjalisty do spraw marketingu sportowego i public relations Przemysława Kasiury - Cezary Kulesza może zapłacić wysoką cenę i pożegnać się z funkcją szefa PZPN. "W tej sytuacji, po ostatnim oświadczeniu PZPN, trudno mi sobie wyobrazić, żeby prezes Kulesza pozostał na swoim stanowisku. Ta katastrofa wizerunkowa będzie wystawać nawet pod najgrubszym dywanem, lub gdziekolwiek gdzie mogłaby być zamieciona. Wprost zaatakowano sponsorów, podważono ich wiarygodność, co jest wręcz w światowym futbolu niespotykane. Trudno tu o optymistyczny scenariusz" - nie zostawia wątpliwości w wywiadzie dla Wprost. Zgadza się ze stwierdzeniem, że "być może zbliżamy się do przedwczesnego końca Kuleszy" na stanowisku zarządcy w piłkarskiej federacji. Grzegorz Lato nie gryzie się w język. Mocny przekaz do kadrowiczów