Podajesz PESEL, sympatyczna pani pielęgniarka wkłada ci długi patyczek wymazowy głęboko do nosa, po czym następuje kilka minut niepewności. "Pan Białoński? Proszę bardzo, test negatywny. Zapraszamy na wywiad" - tak wygląda praca dziennikarza w czasach pandemii. PZPN przygotował się profesjonalnie i zanim wpuścił dziennikarzy do sali, w której czekał Paulo Sousa, każdego przepadał testem SARS-CoV-2 antigen. Spośród zaproszonych 12 żurnalistów wszyscy mieli wynik negatywny. Niezależnie od tego, selekcjoner i menedżer kadry Jakub Kwiatkowski siedzieli w bezpiecznej odległości, oddzieleni przegrodami z tworzywa sztucznego, podobnie jak każdy z dziennikarzy. Każdy miał do dyspozycji mikrofon. Bezpieczeństwo i profesjonalizm niespotykane w innych polskich związkach. Umówieni byliśmy na godzinę, a rozmawialiśmy bez mała 90 minut. Tyle, co Polacy będą walczyć w starciu z Węgrami już 25 marca. Michał Białoński, Interia: Podczas ogłaszania kadry na mecze z Węgrami, Andorą i Anglią podzielił się pan z nami obawą, że trio napastników Lewandowski, Milik i Piątek może nie polecieć na Wyspy Brytyjskie, z uwagi na ryzyko dziesięciodniowej kwarantanny po powrocie do klubów. Czy coś się w tej sprawie wyjaśniło? Paulo Sousa, selekcjoner reprezentacji Polski: Nowy element, jaki mamy, to Bawaria. Niemcy zasady reżimu sanitarnego uzależniają od regionów. W Bawarii zastanawiają się już, jak rozwiązać problem powrotów z Wielkiej Brytanii zawodowych piłkarzy, którzy są objęci reżimem sanitarnym. Ale na razie nie wiemy nic na ten temat, czy napastnicy Milik, Piątek i Lewandowski będą mogli z nami polecieć do Anglii. Staramy się tę sprawę wyjaśnić. PZPN kontaktuje się bezpośrednio z klubami, a także z UEFA, by jak najszybciej uzyskać odpowiedź, czy będziemy mogli skorzystać z pomocy tych zawodników także w ostatnim meczu. Szczęśliwie się składa, że cała trójka będzie z nami na pierwszy mecz z Węgrami. I to jest dobra wiadomość. Obsada ataku to jeden z naszych większych atutów. Na tej pozycji jesteśmy naprawdę mocni, porównując się również do innych drużyn. Mamy odpowiednią liczbę klasowych napastników. Nie wszyscy zostali powołani tym razem, ale zaplecze mamy naprawdę całkiem spore. Liczę na to, że wszyscy polscy napastnicy będą bardziej regularnie grać w swoich klubach. To pomoże im w rozwoju swojego talentu, by w przyszłości mogli wspierać reprezentację. Jeśli się okaże, że jednak całe trio nie będzie mogło jechać na Wyspy Brytyjskie, powoła pan kogoś dodatkowo? - Nie. W najbliższych trzech meczach będziemy korzystać z piłkarzy, których już powołałem. Poświęcamy całą energię, aby wpoić pomysł na grę zawodnikom, na których tym razem postawiliśmy. Wolę się nie zastanawiać nad tym, co będzie, jeśli kogoś wykluczy kontuzja, czy choroba. Myślę pozytywnie i w ten sposób podchodzę do życia. O ile z obsadą ataku nie będzie problemu, o tyle z utworzeniem kreatywnej drugiej linii już pewnie tak. Tym bardziej, że nie mamy już tak dobrych skrzydeł, jak za czasów Błaszczykowskiego, Piszczka, a Grosicki prawie wcale nie gra w klubie. Ktoś musi wspierać w kreowaniu gry Piotra Zielińskiego. Jak ma pan zamiar rozwiązać ten problem? - Muszę się z panem zgodzić, co do oceny tego, jak wyglądały skrzydła reprezentacji Polski w przeszłości, a jakie są obecnie. Z drugiej strony jednak sposób, w jaki chciałbym postrzegać zwłaszcza skrzydłowych jest następujący: oni powinni harować również w tyłach, bo we współczesnym futbolu wszystkie drużyny są dobrze przygotowane fizycznie. Muszą też uczestniczyć w wywieraniu presji na rywalu, zakładaniu pressingu. Jeśli spojrzymy na historię, przekonamy się, że wielkość polskiej piłki została zbudowana w oparciu o kontrataki. Takich też mamy zawodników, którzy są w stanie szybko i groźnie atakować, o ile mają wolną przestrzeń przed sobą. Na skrzydłach powinniśmy zabiegać o różnorodność rozwiązań. Napędzanie zespołu w atakach jest ważne, tak samo jak ostatnia faza akcji, ta ostatnia decyzja - czy to drybling, czy podanie, czy dośrodkowanie - potrzebujemy tego wszystkiego, by zwiększyć liczbę szans bramkowych. Tylko za tym podąży większa liczba zdobytych bramek. W ten sposób będziemy mogli wykorzystać jeden z naszych największych atutów - nasi napastnicy. Jakie są różnice w pracy trenera klubowego i tego reprezentacyjnego? - Są dwie wielkie różnice: po pierwsze, w kadrze masz ograniczony czas na wpojenie piłkarzom pomysłu na grę. W klubie jest tego czasu pod dostatkiem. Mamy narzędzia w postaci rozmów i prezentacji, by przekazać piłkarzom to, czego od nich oczekujemy na boisku. A ta druga różnica? - Jako trener reprezentacji nie musisz marnować energii na inspirowanie dyrektora sportowego, czy prezesa klubu, aby kupili ci zawodników. To wielka różnica. Mówiąc prawdę, zazwyczaj trenerzy tacy jak ja, na samym początku pracy w klubach koncentrują wszystkie siły, całą energię na zabezpieczenie pozycji, która może wywrzeć największy wpływ na wyniki - napastnika. Na szczęście, pracując z reprezentacją Polski mogę liczyć na tego najlepszego na świecie, a jego koledzy z szatni są również topowi i mogą strzelać bramki. Kacper Kozłowski z Pogoni w wieku 17 lat dostał powołanie. To cudowne dziecko polskiej piłki? - Wielu ekspertów mówi, że Kacper to fenomenalny zawodnik i ma spory potencjał. Zgadzam się. Wielu też mówi, że jest za młody na powołanie. Moim zdaniem on bardzo szybko nadrabia dystans, jaki go dzieli do najlepszych, po przejściu z młodszej do starszej grupy piłkarzy. Wierzę, że jeszcze bardziej podniesie swój poziom, gdy otoczymy go zawodnikami takimi, jak Lewandowski, Milik, Zieliński, czy Krychowiak. Trenowanie, granie z nimi to korzyść dla niego. Poczuje inne tempo, inną intensywność gry, będzie też mógł wzmocnić się mentalnie. Wszyscy się zgadzają co do tego, że Kozłowski ma potencjał i możliwości. Dodajemy mu zatem doświadczenia! Z pewnością pan wie, kto to jest Leo Beenhakker. Jego były asystent Dariusz Dziekanowski powiedział niedawno, że od dobrego zagranicznego szkoleniowca z udaną karierą klubową, dobrze opłacanego, możemy oczekiwać więcej niż od Jerzego Brzęczka. Co pan na to? - Jestem pozytywnie nastawionym i ambitnym szkoleniowcem. Zawsze stawiam wysoko poprzeczkę oczekiwań. Zawsze. Łączę to jednak z realizmem. Radzenie sobie z oczekiwaniami jest ważne dla istoty ludzkiej i trzeba wiedzieć, jak to robić. Chodzi o przekonanie i wiarę, bo co do reszty - organizacji, pomysłu, strategii - jestem pewny, że mogę pomóc zbudować zespół o takich samych ambicjach, jakie mam ja. Jeśli chodzi o oczekiwania, to ważne jest, jak formułujemy je na zewnątrz. Mamy populację około 38 milionów ludzi i większość buduje swoje oczekiwania na podstawie tego, co słyszą i co przeczytają. Umiejętność wykorzystania pozytywnej energii od 38 milionów, żeby mobilizowali zawodników i byli w stanie pokonać swoje bariery, to jest coś co spoczywa na mediach, co wy możecie zrobić. My musimy zacząć od pokazywania ambicji na murawie, poprzez osiąganie dobrych wyników. Jednak rola mediów jest również ważna. Wracając do Leo Beenhakkera. Ja zrobię, co w mojej mocy. Rozumiem krytykę, bo to normalne w każdym kraju. Pierwszą rzeczą, jaką mi powiedziano, że wy dziennikarze, jesteście okropni i trudno sobie z wami poradzić. Nawet było pytanie o zawodników, których nie powołałem. O tych, których nie powołam, zawsze będzie się mówić, ale musimy skupić się na tych, którzy są w kadrze. Ci, którzy są z nami, mogą zrobić różnicę, a ci, których nie ma, nie mogą. Przynajmniej na tę chwilę. Jeśli jest się selekcjonerem, trzeba mieć na uwadze wszystko. Nie tylko zawodników, ale i cały kraj. Jestem prawdziwy, szczery i będę się starał do was mówić jasno. Pamiętajmy jednak, że oczekiwania muszą być realne, ale z ambicjami. Musi pan wiedzieć, że w Polsce nie ma po prostu dobrych trenerów. Są bardzo dobrzy i bardzo słabi, a oczekiwania są czasami większe niż pozwalałyby na to realia naszej piłki. - Musimy pracować razem. Moje oczekiwania od polskich trenerów są takie, że będą wspierać kadrę na różne sposoby. Chodzi przede wszystkim o zwiększenie intensywności gry do poziomu zbliżonego do reprezentacji. To zależy od nich. Kiedy Niemcy wygrywają, mówi się o piłkarzach niemieckich, kiedy Francuzi, wszyscy chcą kupować francuskich. Mam nadzieję, że uda się wnieść coś, co pomoże polskim trenerom i generalnie piłki w Polsce. Portugalczykom też nie szło dobrze z Francją, ale w finale Euro 2016 to się zmieniło. Pojawiły się plotki, że już zaczął pan przygotowania w formie komunikacji online. Chodzi np. o warsztaty z obrońcami, pomocnikami. Czy to prawda? A jeśli tak, to jakie są wrażenia po tych rozmowach grupowych lub indywidualnych? - Nie. Nie rozmawiałem ze wszystkimi. Tylko z niektórymi. Jest bardzo trudno dać nową perspektywę zawodnikowi, jeśli jest wciąż w swoim klubie i jest skupiony na tym, co mówi jego trener klubowy. Jednak chodziło o to, żeby mieć jakiś początek. Żeby ułatwić im przyjazd na kadrę, by nasza komunikacja nie zaczynała się od zera, by porozumienie następowało nieco szybciej. To, co chcemy uzyskać w defensywnie, to dwa bloki - grający wysoko i nisko. Będziemy chcieli mieć dwa lub trzy warianty gry w naszej linii defensywnej i trochę pomysłów na wymienność pozycji. Chodzi o interakcję między zawodnikami. Z niektórymi już te tematy poruszyliśmy, w niektórych przypadkach także ilustrując je materiałami wizualnymi. Jakie są w takim razie pana obserwacje po tych rozmowach? Czytaliśmy pana opinie o różnych trenerach. Jedna dotyczyła pozytywnego podejścia do włoskiego ducha defensywnego. Druga mówiła o chińskim epizodzie i chęci przekazania zbyt dużej dawki wiedzy tamtejszym piłkarzom. I to był pana zdaniem grzech główny. Jak jest w naszym przypadku? - Pierwsze wrażenia było naprawę pozytywne. Są patriotami, wszyscy kochają Polskę i chcą grać dla swojego kraju. Mają też otwartą głowę, żeby odbierać nowy przekaz i nowe informacje od nowego szkoleniowca. Nie mogę jednak zakładać, że taki czas rozmowy jest wystarczający, aby wszystko dokładnie wyjaśnić. Chcą pozyskiwać nową wiedzę. Mają tę chęć, bo wiedzą, że mogą zrobić o wiele więcej. Nie tylko dla kadry, ale także dla samych siebie. Mam nadzieję, że możemy ich pokierować i mogę wykrzesać z siebie maksimum. Notował i rozmawiał Michał Białoński, współpraca Vit