Na stadionie PGE Arena polscy piłkarze dwukrotnie obejmowali prowadzenie, jednak goście za każdym razem doprowadzali do wyrównania. Gol na 2-2 (Cacau) padł w ostatniej sekundzie. Podopieczni Franciszka Smudy grali już wówczas w dziesiątkę, po czerwonej kartce w 81. minucie dla Arkadiusza Głowackiego. - Czego zabrakło w końcówce przy golu dla Niemców? Nie ma sensu zrzucać winy na jedną osobą, po prostu wszyscy źle pokryliśmy. Mieliśmy dziewięciu zawodników w okolicach pola karnego. Nie możemy pozwalać sobie na tak stracone bramki. Cały wysiłek poszedł na marne, wielka szkoda. Na pewno nie byliśmy w tym meczu zespołem lepszym, ale mogliśmy wygrać i przejść do historii - podkreślił Wasilewski. "Biało-czerwoni" nigdy wcześniej nie wygrali z niemiecką reprezentacją. W poprzednich 16 meczach ponieśli 12 porażek i zanotowali cztery remisy. - Biorąc pod uwagę cały mecz w Gdańsku i fakt, że kończyliśmy w dziesiątkę, to ten wynik należy uznać za nasze zwycięstwo. Niemcy dłużej utrzymywali się przy piłce, stworzyli więcej sytuacji podbramkowych, ale Szczęściarz bronił fenomenalnie, ratował nas z opresji. Z drugiej strony mecz mógł wyglądać różnie. Niemcy stworzyli sporo okazji, ale my też potrafiliśmy im zagrozić. Mieliśmy kilka sytuacji, przede wszystkim Sławek Peszko. Szkoda straconego gola na 2-2, bo teraz nie przeżywalibyśmy takiego rozczarowania - przyznał obrońca Anderlechtu Bruksela. Wasilewski wrócił do reprezentacji po dwuletniej przerwie, spowodowanej głównie ciężką kontuzją po brutalnym faulu w lidze belgijskiej w 2009 roku. Mimo tak długiej absencji zebrał niezłe noty za swój występ w Gdańsku. - Czy zdałem egzamin po powrocie do kadry? Nie mnie oceniać, od tego są dziennikarze i trener. Na pewno zostawiliśmy z kolegami sporo zdrowia na boisku. Nie uważam, że podeszliśmy do Niemców ze zbyt dużym respektem. Nawet po stracie jednego zawodnika potrafiliśmy kontratakować i zdobyliśmy gola. Szkoda tylko tej ostatniej sekundy - zakończył prawy obrońca reprezentacji.