Powrót Salamona i... kontuzja Niespodzianką była obecność w podstawowym składzie Bartosza Salamona. Chociaż stoper Lecha Poznań ma na koncie dziewięć występów w seniorskiej reprezentacji, a w kadrze testowali go już Franciszek Smuda, Waldemar Fornalik czy Adam Nawałka, to jego powołanie było dość zaskakujące. Michniewicz docenił jednak formę 30-latka, który jest liderem Kolejorza. W Glasgow to właśnie jego - a nie Marcina Kamińskiego - chciał przetestować od początku. Dla Salamona był to powrót do kadry po niemal sześciu latach. Dlaczego to jemu zaufał Michniewicz? W przeszłości Pep Guardiola wychwalał Salamona, doceniając umiejętność wyprowadzania piłki, jaką wyróżniał się wówczas grający w Brescii Polak. Przez lata stoper nie zrobił jednak postępu, jaki wróżył mu trener Barcelony, i dziś gra w Ekstraklasie. Ale właśnie na wyprowadzenie akcji od linii defensywnych liczył selekcjoner. W pierwszej połowie Salamon nie zdążył jednak pokazać pełni umiejętności. W 40. minucie upadł na murawę i musiał opuścić boisko (z powodu kontuzji przywodziciela). Gdyby nieco więcej precyzji, defensor mógłby zejść z murawy jako bohater. To on powinien wyprowadzić Polskę na prowadzenie. W 23. minucie otrzymał idealnie dośrodkowanie od Grzegorza Krychowiaka, ale z pięciu metrów nie potrafił skierować piłki do bramki Craiga Gordona. Szkoda, tym bardziej, że wydaje się iż Salamon w spotkaniu finału baraży może nie zagrać. Żurkowski solidnie. Jak na debiutanta Innym piłkarzem, którego Michniewicz obdarzył dużym zaufaniem, był Szymon Żurkowski. Dla selekcjonera to niemal piłkarski syn - w reprezentacji młodzieżowej pomocnik Empoli grał u niego pierwsze skrzypce. Na mistrzostwach Europy do lat 21 w 2019 roku Żurkowski rozegrał 90 minut w meczach z Belgią i Włochami, a w spotkaniu z Hiszpanią był kapitanem. Gdy więc tylko 52-latek miał okazję docenić swojego ulubieńca, zrobił to bez zastanowienia. Poza sentymentem kluczowe było jeszcze coś innego: Żurkowski mógłby być alternatywą dla Grzegorza Krychowiaka, który od blisko czterech miesięcy praktycznie nie grał w piłkę. Co prawda w niedzielę zadebiutował w lidze greckiej, ale występ przeciwko Szkocji był dopiero jego drugim meczem od grudnia. Zresztą sam Krychowiak przed zgrupowaniem zgłaszał Michniewiczowi, że brakuje rytmu meczowego, i dopiero po meczu ze Szkocją będzie w stanie stwierdzić, czy czuje się na siłach, aby w finale baraży zagrać od samego początku. Żurkowski zaprezentował się solidnie. Przez 45 minut należał do wyróżniających się Polaków. Biegał jakby przed meczem porządnie naładował baterie, skutecznie walczył z rywalami, kilkukrotnie przechwytywał piłkę. Tak jak w 25. minucie, gdy efektownym wślizgiem przerwał akcję Szotów. Jednocześnie trzeba przyznać, że zdarzały się mu nonszalanckie straty - i przed przerwą, i po przerwie. Dodatkowo w drugiej połowie na kilkanaście minut zniknął. Debiutant może żałować, że nie utrzymał wysokiego tempa, bo o ile udowodnił, że warto powoływać go do kadry, to chyba pokazał za mało, aby 29 marca zagrać od pierwszej minuty. Żółta kartka Recy. I niewiele więcej Znakiem zapytania był występ Arkadiusza Recy, ulubieńca Jerzego Brzęczka. Wielokrotnie jednak gra lewego obrońcy w kadrze była krytykowana. Teraz postanowił dać mu szansę Michniewicz. Z jednej strony niedyspozycyjny był Maciej Rybus, który przez koronawirusa pozostał w Rosji, z drugiej natomiast na trybuny powędrował Tymoteusz Puchacz. Reca, który dziś jest pierwszym wyborem selekcjonera na lewym wahadle, poczuł więc dużą presję. Na początku pierwszej połowy w poczynaniach Recy nie widać było strachu. Obrońca Spezii Calcio próbował wspomagać atak, tak jak w 15. minucie, gdy ciętą piłką uruchomił Arkadiusza Milika, który jednak nie doszedł do futbolówki. Albo w 22. minucie, gdy dośrodkowywał po dograniu Jakuba Modera. Z ofensywnych zapędów Recy wynikało jednak niewiele. W obronie nie popełnił błędów, chociaż w 71. minucie otrzymał żółtą kartkę za bezsensowny faul. \ I o ile trudno powiedzieć, że jest winny czwartkowej porażki, o tyle trudno również stwierdzić, że w Glasgow wywalczył sobie miejsce w podstawowej jedenastce. Sebastian Staszewski, Interia