Parviz Agajew, dziennikarz z Azerbejdżanu: - Santos jest trenerem w podeszłym wieku, spełnionym i sytym, co budzi pewne niezadowolenie, bo naturalnie kontrastuje z azerskim głodem choćby najmniejszych sukcesów. On przez lata pracował z największymi gwiazdami światowego futbolu, prowadził Cristiano Ronaldo i wygrywał Euro 2016. Jak więc ktoś taki może odnaleźć się w reprezentacji Azerbejdżanu, w której nie ma nawet jednego zawodnika na poziomie zbliżonym do piłkarzy z trzeciego czy czwartego szeregu kadry Portugalii? Po jego selekcjonerskiej nominacji w Azerbejdżanie daleko było nam do euforii. Wszyscy podkreślali jego krótkie i nieudane kadencje w reprezentacji Polski i Besiktasie. Nie wierzę, że Santos dokona tu cudu. Odór złych czasów 10 września 2023 roku, Tirana, Polska przegrywa 0:2 z Albanią. Fernando Santos wychodzi na konferencję prasową. Atmosfera wokół reprezentacji jest fatalna: niewywietrzony smród i niesmak po sromotnej porażce z Mołdawią sprzed wakacji, umoczonym w korupcyjną przeszłość Mirosławie Stasiaku na pokładzie samolotu do Kiszyniowa, piętrzących się aferach PZPN-u, krytycznych wobec związku i pesymistycznych dla losów kadry publicznych wypowiedziach Roberta Lewandowskiego. Euro 2024, na które awansować mogło pół kontynentu, niebezpiecznie się oddalało. Santos próbował zakłamywać rzeczywistość. Przekonywał, że wbrew pozorom kadra pod jego wodzą się rozwija, a porażki w eliminacjach z Czechami, Mołdawią i Albanią to nie koniec świata, bo na mistrzostwa Europy można dostać się przecież przez baraże. Poza tym, klęski zdarzają się też innym, Włosi nie zagrali na mundialu w Katarze, prawda? Portugalczyk bronił się, że przez niemal dziewięć miesięcy pracy nad Wisłą poprowadził zaledwie dziesięć pełnych treningów. Najlepiej podsumowywał to Cezary Kowalski, wtedy dziennikarz Polsatu: „Biorąc pod uwagę, że zarabia 760 tysięcy złotych miesięcznie i odliczając z tego, powiedzmy 160 tysięczny miesięcznie na pracę biurową, planowanie, logistykę, obserwacje, i tak dalej, od 25 stycznia zarobił za treningi 4,8 mln. Skoro tylko dziesięć treningów, to wychodzi 480 tysięcy za sztukę”. Można było złapać się za głowę. Po powrocie do Polski stracił pracę. Nie dało się już dłużej udawać, że Santos posiada jakiekolwiek rozpoznanie na temat tutejszego futbolu. Kiedy na pierwszych konferencjach prasowych padały nazwiska potencjalnych reprezentantów, a on nie za bardzo wiedział, o kim w ogóle mowa, wielu tłumaczyło go jeszcze potrzebą czasu na zaaklimatyzowanie się w nowym środowisku. Później jednak sam chwalił się, że ogląda siedemdziesiąt meczów w tygodniu, więc nieco dziwiło, kiedy Pawła Wszołka nazywał „prawym obrońcą”. Najbardziej dziwiły jednak kity o rozwoju. Bo czy rozwijała się drużyna, której jednym z liderów miał być Grzegorz Krychowiak? Która goniła wynik 35-letnim Kamilem Grosickim? O której Wojciech Szczęsny mówił, że „w tym układzie nie widzi większych nadziei”? Nie. Ślina Santosa Era Santosa w reprezentacji Polski była niebywale prymitywna, nagle w jednym momencie historii zetknęły się wszystkie pokoleniowe problemy naszego futbolu i powstał z tego toksyczny system. Szczególnie, kiedy Portugalczyk zrezygnował z początkowo sygnalizowanych prób odmłodzenia drużyny na rzecz błądzenia po omacku w nadziei na poprawę rozczarowującej gry i równie niesatysfakcjonujących wyników. Sytuację naprawiło dopiero nadejście Michała Probierza, znacznie lepiej przygotowanego do selekcjonerskiej roli w tym kraju. Przez ostatni rok w Polsce praktycznie o Santosie się nie wspominało, a jeśli już, to w kwestiach estetycznych. Marek Szkolnikowski, były dyrektor TVP Sport, wypalił na WeszłoTV, że Portugalczyk to „obleśny stary dziad”, niedbający o higienę, cuchnący papierosowym dymem. Niedawno temat pociągnął Przegląd Sportowy, w którym anonimowi rozmówcy skarżyli się, że wiekowy selekcjoner... pluł pod siebie, gdzie popadnie, nie zważając na czas, miejsce i okoliczności. No tak, tyle z tej kadencji pozostało: trochę śliny. Santos o zwolnieniu z reprezentacji Polski publicznie wypowiedział się tylko raz. - Nie byłem szczęśliwy. To była pochopna decyzja. Wszyscy ponosimy odpowiedzialność. Wszyscy z wyjątkiem Polaków. O nich mam do powiedzenia tylko miłe rzeczy. Piłkarze starali się realizować moje pomysły. Cóż, wszyscy po trochu zawiedliśmy: ja, federacja, zawodnicy. Po rozmowach uznaliśmy, że najlepiej będzie się rozstać - padło w długiej rozmowie z portugalskim dziennikiem A Bola. Portugalczyk mówił też tam, że siedzenie na kanapie szybko mu się nudzi i już przebiera nóżkami, żeby wrócić do czynnej pracy. W styczniu 2024 odezwał się pogrążony w kryzysie Besiktas, historycznie jeden z trzech najlepszych klubów w Turcji. Besiktas za Santosa był najgorszy od lat Kaan Bayazit, autor podcastu o Besiktasie: - Kiedy Santos wszedł do drużyny, pociąg już całkowicie się wykoleił. Piłkarze Besiktasu stracili pewność siebie i grali fatalnie. Zaczęło się od 3:0 z Fatih Karagümrük i 4:0 z Eyüpsporem w Pucharze Turcji, ale zaraz wszystko się posypało: 0:4 z Pendiksporem, 0:0 z Adaną Demirspor, 0:1 z Sivassporem. Styl Santosa w ogóle nie pasował do tego klubu: przestrzelone pomysły, złe decyzje, nie był w stanie zainspirować podupadłego zespołu. Filip Cieśliński, ekspert od ligi tureckiej, prywatnie fan Besiktasu: - Muszę przyznać, że Besiktas za Fernando Santosa był bodaj najgorszą do oglądania wersją tej drużyny w mojej czternastoletniej historii kibicowskiej. Jego rządy wiązały się z oddawaniem rywalom inicjatywy i całkowitym porzuceniem ofensywnego stylu gry, naturalnego w warunkach, w których dysponuje się budżetem i potencjałem sportowym wielokrotnie większym od 80% ligowych rywali. W oczy rzucał się brak pomysłu na ofensywę, archaiczny styl, bazowanie na pojedynczych indywidualnych zrywach, wynikających raczej z predyspozycji zawodników niż z trenerskich instrukcji. Żywot Santosa w Turcji potrwałby jeszcze krócej, ale przedłużyła go krótka seria meczów bez straconego gola, w rzeczywistości oparta jednak na szczęściu i dobrych interwencjach Merta Gunoka. Mocno go krytykowano? Kaan Bayazit, autor podcastu o Besiktasie: - Rządził tylko trzy miesiące. Dostawało się mu za miałki styl gry, nieprzystający to tak dużego klubu. Najbardziej krytykowano chyba sam jego wybór. Filip Cieśliński, ekspert od ligi tureckiej, prywatnie fan Besiktasu: - Decyzja o zatrudnieniu Santosa była absurdalna. Prezes Hasan Arat, dla którego miał to być pierwszy zrekrutowany poważny trener, bardzo długo zwlekał z wyborem, jakby szukał opcji perfekcyjnej. Santos w ogóle nie pojawiał się na giełdzie nazwisk, aż nagle prezes wyskoczył z komunikatem o jego zatrudnieniu, zupełnie jakby nagle zmienił taktykę o 180 stopni i zadziałał wbrew wykazywanej wcześniej ostrożności. Kadencja Santosa brutalnie nieostrożność Arata skarciła. Jedynym plusem pracy Portugalczyka był fakt, że próbując nie narazić się kibicom, konsekwentnie stawiał na ich ulubieńca i wychowanka klubu, Semiha Kılıçsoya, który rozkręcił się wtedy na tyle, że kilka miesięcy później pojechał na Euro. Nie doszukiwałbym się tu jednak talentu do promowania młodych piłkarzy, a zwykłego konformizmu, który miał trochę wydłużyć przygodę Santosa w Turcji. Po czasie wyszły też problemy w relacjach Santosa z piłkarzami. Portugalczyk miał być nieobecny, unikać bezpośrednich rozmów. Z Turkami właściwie nie miał kontaktu, ale o dziwo najostrzej wypowiadał się o nim rodak Al Musrati, którego Besiktas sprowadził Santosowi za rekordową kwotę, a z którym trener miał przez całą kadencję nie zamienić ani słowa. W Polsce oskarżano go o lekceważący stosunek względem obowiązków selekcjonera. W pracę dla Besiktasu był bardziej zaangażowany? Kaan Bayazit, autor podcastu o Besiktasie: - W Turcji właśnie bronił się klasą i profesjonalizmem. Porażki przyjmował jak dżentelmen. Z godnością. I szacunkiem do miejsca, w którym przyszło mu pracować. Nie sądzę też, żeby jego kadencja trwała na tyle długo, że jakikolwiek lekceważący stosunek względem swoich obowiązków zdążył się uwidocznić. Nie wyszło mu, tylko tyle i aż tyle. Tego można było się spodziewać. Besiktas stosunkowo szybko naprawił swój błąd i się z nim polubownie rozstał. W Azerbejdżanie pozostaje tylko Santosa zwolnić Besiktas był pożegnaniem Santosa ze światem wielkiej piłki, w której przez dwie dekady zdążył się zadomowić. Z sukcesami prowadził reprezentacje Grecji i Portugalii, a także czołowe kluby w obu krajach: FC Porto, Sporting, Benfikę, AEK Ateny, PAOK i Panathinaikos. W lecie pojawiła się oferta z egzotycznego Azerbejdżanu. To reprezentacja z odległego 113. miejsca w rankingu FIFA. Jej ważną postacią jest na przykład Rahil Mammadov, który w Ekstraklasie kopie się po czole: w barwach ŁKS-u i Radomiaka to jeden z najgorszych stoperów ligi. Azerbejdżan korzysta oczywiście z siły napompowanego pieniędzmi i złożonego z całkiem dobrych piłkarzy Karabachu Agdam, którego od lat brawurowo prowadzi Gurban Gurbanow i który w niedalekiej przeszłości gnębił polskie kluby w europejskich pucharach, ale niespecjalnie przekłada się to na arenę międzynarodową. Ostatnie eliminacje do MŚ? Jeden punkt i ostatnie miejsce w grupie z Portugalią, Serbią, Irlandią i Luksemburgiem. Ostatnie eliminacje do Euro? Siedem punktów i przedostatnie miejsce w grupie z Belgią, Austrią, Szwecją i Estonią. W Lidze Narodów, już za ery Santosa, grają w dywizji C, na starcie przegrali ze Szwecją i Słowacją, o honor powalczą z równie beznadziejną Estonią. Parviz Agajew, dziennikarz z Azerbejdżanu: - Santosa do pracy w Azerbejdżanie przekonały bardzo dobre pieniądze, które zarobi podczas aż trzyletniego kontraktu z opcją przedłużenia o jeszcze jeden rok. Oznacza to tyle, że władze naszej federacji AFFA będą musiały przez długie miesiące znosić słabe wyniki reprezentacji pod jego wodzą. Ten ma 70 lat, dostał z nieznanego dla siebie kierunku doskonałą finansowo propozycje i nierozsądnym byłoby ją odrzucić. Dlaczego od razu zakładać, że Santos będzie miał słabe wyniki? Parviz Agajew, dziennikarz z Azerbejdżanu: - Głupotą byłoby ocenienie pracy trenera po dwóch pierwszych meczach, nawet przegranych: 1:3 ze Szwecją i 0:2 ze Słowacją, kiedy zagraliśmy słabo, bez pomysłu, nie mieliśmy żadnych szans na korzystny wynik. Ale generalnie nie wierzę, że Santos dokona tu cudu. I nie ma to większego związku z samym Portugalczykiem, a z głębokimi problemami azerskiego futbolu, dla którego Santos absolutnie nie był dobrym wyborem. W meczach ze Szwecją i Słowacją rzeczywiście można było dostrzec zaczątki dyscypliny taktycznej w defensywie, klasycznej dla zespołów Santosa, ale to w żadnym stopniu nie wystarczy, żeby choćby z najmniejszą nadzieją patrzeć w przyszłość. Nadziei na jakiś jego wielki sukces w Azerbejdżanie naturalnie nie ma. Czytałem, że Santos obiecywał dołączenie do sztabu azerskiego asystenta. W Polsce była to parodia. PZPN próbował dokooptować mu Łukasza Piszczka i Tomasza Kaczmarka, ale Portugalczyk nie wyrażał takim rozwiązaniem zainteresowania. W końcu zdecydował się na starego znajomego, Grzegorza Mielcarskiego, który de facto pełnił rolę jego tłumacza w rozmowach z szatnią, powstawała kompletna kakofonia w przekazie. Parviz Agajew, dziennikarz z Azerbejdżanu: - Po objęciu stanowiska Santos od razu obiecał, że wybierze lokalnego asystenta. Tłumaczył, że będzie potrzebował kogoś zaznajomionego z realiami piłki w Azerbejdżanie. Brzmiał przekonująco. Ale jeszcze nikt taki w jego sztabie się nie pojawił. Jak oceniasz jego zaangażowanie w codzienną pracę w Azerbejdżanie? Parviz Agajew, dziennikarz z Azerbejdżanu: - Daleko mi do wystosowywania brutalnej krytyki wobec Santosa. Z moich informacji wynika za to, że selekcjoner i jego asystenci mieszkają w kraju, zaczęli interesować się azerskim futbolu, odwiedzają stadiony, oglądają ligę. Nawet godne docenienia jest to, że próbuje znaleźć drogę naszych serc pozytywnymi wypowiedziami na temat reprezentacji Azerbejdżanu. Inna sprawa, że jeśli skończy się na obietnicach odmiany gry „Odlar Yurdu”, a nie pójdą za tym twarde wyniki, niezadowolenie w narodzie wzrośnie, krytyka się pojawi. Niestety, ale wydaje mi się, że prędzej czy później zwolnienie będzie nieuniknione, chyba że Santos sam zrezygnuje. Tak tu już jest... Jan Mazurek