To nie pierwszy przypadek, gdy UEFA w ramach tegorocznych mistrzostw Europy wprowadziła niemały zamęt. Przykra niespodzianka i związany z nią chaos organizacyjny spotkał wielu dziennikarzy już na samym starcie, tuż po przyjeździe do Niemiec. Okazało się bowiem, że liczne grono przedstawicieli mediów nie mogło odebrać swoich akredytacji, które umożliwiają wejście na mecze oraz konferencje prasowe i realizowanie swoich obowiązków. Powody były przeróżne. Wystarczyło, by w systemie UEFA zabrakło drugiego imienia, które znajduje się w dowodzie osobistym. Nic nie dawała nawet zgodność numeru dokumentu i numeru PESEL w obu miejscach. A jeśli ktoś miał na tyle szczęścia, by to nie sprawiało to problemu, ten mógł zostać wywołany brakiem polskich znaków. Choćby błahy - wydawałoby się - brak kreski nad "o" skutkował odmową wydana akredytacji. Padło kluczowe pytanie. Reprezentant Polski nabrał wody w usta. "Pomidor" Euro 2024. Chaos organizacyjny wciąż trwa. "Niespodzianka" tuż przed meczem Polaków To jednak nie koniec zamieszania, do którego doszło jeszcze przed pierwszym meczem reprezentacji Polski na Euro. Kolejnym zaskoczeniem był system, który postanowiła wdrożyć UEFA. Wedle jej zamysłu, dziennikarze na dwa dni przed meczem mają możliwość zalogowania się na dedykowanym portalu, by zarezerwować wybrane przez siebie miejsca na trybunie medialnej. To nowość i pierwsze testy - delikatnie rzecz ujmując - nie wypadły najlepiej. Polscy dziennikarze przy meczach "Biało-Czerwonych" mają pierwszeństwo. W wirtualnej "kolejce" do zajęcia swoich pulpitów mogli ustawiać się w piątek od godziny 11:50. A w samo południe - niczym w dobrym westernie - rozpoczęło się "strzelanie" klawiszami komputerowych myszek. Wielkie zaskoczenie na konferencji. Kulesza nagle ogłasza. Co za wieści dla PZPN Na sali, w której odbywają się konferencje prasowe Polaków, gdzie akurat spędzało czas wielu dziennikarzy, czekając na wywiady w strefie mieszanej z piłkarzami, szybko zaczęły się jednak rozlegać pomruki niezadowolenia, przeradzające się chwiali w gromy pod adresem UEFA. Wszyscy narzekali nie tylko na sam pomysł przedstawicieli europejskiej federacji, lecz także na fakt, że opracowany system... błyskawicznie się zawiesił. Niektórzy przez dobre kilkanaście minut musieli oczekiwać na potwierdzenie swojej rezerwacji, czytając w tym czasie nieustannie komunikaty o błędach serwera. To wywoływało zupełnie niepotrzebną irytację i podenerwowanie. Na szczęście koniec końców system odzyskał sprawność. Strach jednak pomyśleć, jak mogą wyglądać kolejne "niespodzianki", które nieświadomie "przygotuje" na tym turnieju UEFA. Z Hanoweru - Tomasz Brożek