A z tym rocznikiem (2006) wiązano ogromne nadzieje. Rozbudzili je podczas mistrzostw Europy, w których dotarli do półfinału, ale pokazali futbol nowoczesny, do przodu i ofensywny. Na mistrzostwa świata Polska jechała co najmniej wyjść z grupy. Tyle że zanim wybiegli na boisko dostali samobója od czterech zawodników, którzy zostali wyrzuceni z kadry za spożywanie alkoholu. W pierwszym meczu Polacy przegrali z Japonią 0:1, a w drugim ulegli Senegalowi aż 1:4. Mimo porażek szanse na wyjście z grupy wciąż były, ale z gatunku matematycznych lub cudu. Do fazy pucharowej awansowali liderzy i wiceliderzy sześciu grup, a także cztery najlepsze drużyny z trzecich miejsc. Polacy wciąż mieli szanse zarówno na drugą, jak i na trzecią pozycję. W każdym rozwiązaniu potrzebne było zwycięstwo Senegalu z Japonią. Oprócz tego, by zająć drugie miejsce, musieliby pokonać Argentynę co najmniej trzema bramkami. Do trzeciej lokaty "wystarczyłaby" wygrana z następcami Leo Messiego dwoma golami. W pierwszym kwadransie Polacy grali jak równy z równym. Kilka razy byli pod polem karnym rywali, ale jedynym efektem były dwa zablokowane strzały. W 20. minucie z rzutu wolnego celnie strzelił Claudio Echeverri, ale Michał Matys bez problemów złapał piłkę. Pół godziny dobrej gry i stracony gol Biało-czerwoni za moment mieli trzy okazje - najpierw Mike Huras nie pokonał bramkarza, strzał Krzysztofa Kolanki zablokował obrońca, a uderzenie Mateusza Skoczylasa Jeremias Florentin odbił na rzut rożny. Argentyna to jednak bardzo groźny zespół i szybko to pokazała. Najpierw Augustina Ruberto jeszcze powstrzymał Krzyżanowski, ale po rzucie rożnym powstało zamieszanie w polu bramkowym, dwukrotnie strzelił Thiago Laplace i za drugim razem piłka wpadła do siatki. Po chwilę powinno być 2:0, ale Dylan Gorosito kopnął w środek bramki. W końcówce pierwszej połowy rywale mieli jeszcze dwie dogodne okazje, ale nie trafili w bramkę. Jeśli Polacy mieli plan, by zaatakować po zmianie stron, to po zaledwie jedenastu sekundach wszystko się rozsypało. Tuż po rozpoczęciu Ruberto pobiegł na bramkę biało-czerwonych, poradził sobie z Dominikiem Szalą i było 2:0. Argentyna poszła za ciosem i pięć minut później dobiła piłkarzy trenera Włodarskiego. Podanie Echeverriego odbił jeszcze Matys, ale piłka trafiła pod nogi Iana Subiabre, który minął Igora Brzyskiego i było 3:0. Polacy walczyli o honorową bramkę. Świetną okazję kolegom stworzył Karol Borys, ale ani Skoczylas, ani Daniel Mikołajewski nie zdołali z bliska trafić piłką do siatki. W 72. minucie dwóch rywali ograł Krzyżanowski, ale strzelił niecelnie. Mogło jednak też być 0:4 - w drugim polu karnym znakomitą interwencją popisał się Matys, który wygrał pojedynek z Santiago Lopezem. W 77. minucie po kolejnej akcji Borysa Mikołajewski uderzył przewrotką, ale trafił w słupek. Argentyna wyprowadziła błyskawiczną kontrę, ale Matys znów wygrał pojedynek, tym razem z Franco Mastantuono. Za trzecim razem już się nie udało i Lopez strzelił czwartą bramkę dla rywali.