Sebastian Staszewski, Interia: - Polska i Czechy zagrają w jednej grupie eliminacji mistrzostw Europy. Dla kogo to lepsza wiadomość? Tomáš Pekhart: - W ostatnich meczach nie graliśmy zbyt dobrze, nie osiągaliśmy też dobrych wyników. Można powiedzieć, że nasza reprezentacja ma problem. Wpływa na to fakt, że nasze gwiazdy, takie jak Tomáš Souček czy Patrik Schick, nie są obecnie w najlepszej formie. Natomiast Polska ma w tym momencie piłkarzy, którzy grają na nieco wyższym poziomie... Kto jest więc faworytem grupy E? - Na papierze faworytami są Polacy i Czesi, chociaż macie teraz silniejszy zespół niż my. Co z pozostałymi reprezentacjami, czyli Albanią, Wyspami Owczymi i Macedonią? Która z nich będzie najniebezpieczniejsza? - Powinny walczyć o trzecie miejsce w grupie. Z drugiej strony we współczesnym futbolu nie ma już słabych drużyn, każdy potrafi sprawić niespodziankę. Niedawno rywalizowaliśmy z Albanią i mogę powiedzieć, że to bardzo groźny przeciwnik, który może napsuć krwi. Widziałem też mecz Wysp Owczych z Turcją w Lidze Narodów, który Farerzy wygrali 2:1. Dlatego nie nazwałbym grupy E słabą, chociaż wydaje mi się, że nasze reprezentacje nie mogą na nic narzekać. Wspomniałeś o problemach Czechów. W eliminacjach do mistrzostw świata zajęliście w grupie trzecie miejsce, za Belgią i Walią, i odpadliście w barażach, przegrywając ze Szwecją. A przecież niecały rok wcześniej awansowaliście do ćwierćfinału Euro 2020. - Nasza drużyna nie jest obecnie w formie, jak podczas mistrzostw Europy. Po ostatnich meczach czujemy rozczarowanie, nie tylko wynikami, ale także stylem. W dużej mierze wpłynęła na to sytuacja klubowa naszych czołowych zawodników, o której wspomniałem. Ale to za jakiś czas może się zmienić i liczę, że na wiosnę będziemy w znacznie lepszej dyspozycji. Wiadomo już gdzie odbędzie się mecz? Podobno w grę wchodzą nowe czeskie ziemie, czyli... Kralovec! - Cały czas o tym dyskutujemy. Albo zagramy w Pradze, zapewne na stadionie Slavii, albo właśnie w Kralovcu. To dopiero byłoby wydarzenie (śmiech). Dla ciebie występ w meczu z Polską byłby sporym wydarzeniem? Przez ostatnie dwa i pół roku byłeś piłkarzem Legii Warszawa. - Oczywiście. Tak długo jak będę zdrowy, chcę grać w drużynie narodowej. Bardzo chciałbym też wrócić do Warszawy... Niewiele brakowało, abyś latem dalej grał w Ekstraklasie... - To była zwariowana sytuacja. Dzwonił do mnie trener Kosta Runjaić, dzwonił też dyrektor Jacek Zieliński, ale ja cały czas powtarzałem im jedno: wrócę, ale dajcie mi ten sam kontrakt, który obowiązywał w poprzednim sezonie. Runjaić to rozumiał, zrobił wszystko, aby mnie zatrudnić, ale klub mu nie pomagał. Byłem gotowy, aby wrócić do Legii, ale życie potoczyło się tak, że w końcu dostałem świetną ofertę z Turcji i zdecydowałem się wybrać tamtejszą ligę. Rozmawiał Sebastian Staszewski, Interia