Ostatni rozdział walki o awans reprezentacji Polski na Euro 2024 rozpoczął się jeszcze przed pierwszym gwizdkiem arbitra na PGE Narodowym. "Biało-Czerwoni" musieli wcześniej trzymać kciuki za reprezentację Albanii, która mierzyła się w Kiszyniowie z Mołdawią. Ewentualne zwycięstwo gospodarzy już całkowicie przekreśliłoby szansę podopiecznych trenera Michała Probierza na bezpośredni awans. Na nasze szczęścia Albańczycy przetrwali napór rywali i dowieźli remis 1:1. Kluczem otwierającym nam wrota prowadzące do mistrzostw Europy było więc zwycięstwo Czechami i remis Czechów z Mołdawią. Karty na stół, Probierz wybrał! Skład na Czechy bez wielkiej gwiazdy Sam mecz Polaków - chwała nam za to - nie rozpoczął się jak koszmarne starcie obu ekip w Pradze, gdzie Czesi w ciągu pierwszych trzech minut wbili nam dwie bramki. Ale gdy w drugiej minucie nasi przeciwnicy ruszyli do ataku, raz po raz centrując piłkę w nasze pole karne, aż w końcu David Doudera uderzył tuż obok słupka, serca polskich fanów mogły zadrżeć. Po nerwowym początku w końcu i nasi piłkarze potrafili choćby na kilka chwil rozgościć się na połowie rywala, czego efektem był strzał z dystansu Nicoli Zalewskiego. Nie sprawił on jednak problemów bramkarzowi. To pomocnik AS Roma kreował kolejne "groźne" sytuacje, dogrywając piłkę z lewej strony. W tej z 17. minuty rzeczywiście niewiele zabrakło, by Karol Świderski strzałem z bliskiej odległości dał nam prowadzenie. Ale skończyło się tylko na rzucie rożnym. Mecz Polska - Czechy. Jakub Piotrowski dał nam prowadzenie Po drugiej stronie czujność Wojciecha Szczęsnego raz jeszcze sprawdził David Doudera, tym razem zmuszając go do - skutecznej na szczęście - interwencji. Dużo więcej pecha między słupkami miał w 38. minucie Jindrich Stanek. Ale po kolei, bowiem wszystko napędził... Nicola Zalewski. 21-latek znów szarpnął lewą flanką i dośrodkował. Jego zagranie przeciął Tomas Holes, trafiając piłką w swojego bramkarza. Ta spadła pod nogi Jakuba Piotrowskiego, który nie pomylił się, dając nam upragnione prowadzenie. Przeraźliwe gwizdy, ale PGE Narodowy zamarł. Kuriozalne sceny na stadionie Na drugą połowę nie wyszedł niestety Karol Świderski, który źle się poczuł i został przetransportowany do szpitala. Zastąpił go Adam Buksa. Niestety, nie był to koniec złych informacji dla Polaków, bowiem tuż po zmianie stron do wyrównania doprowadził Tomas Soucek, wykorzystując zamieszanie w naszym polu karnym. Prowadzenie mogliśmy odzyskać stosunkowo szybko, bo już w 55. minucie, gdy Robert Lewandowski przejął piłkę i próbował przelobować bramkarza. Ta sztuka mu się udała, ale niestety snajper FC Barcelona przelobował też poprzeczkę - futbolówka wylądowała na górnej części siatki. Reprezentacja Polski bez bezpośredniego awansu na Euro 2024 Gdyby tego było mało, trener Michał Probierz został zmuszony do przeprowadzenia kolejnej zmiany. I tak boisko opuścił Paweł Bochniewicz, za którego na murawę wszedł Patryk Peda. Impuls w ofensywie miał za to dać kolejny z rezerwowych - Kamil Grosicki, zajmując miejsca Damiana Szymańskiego. W 78. minucie centymetrów zabrakło nam do szczęścia, ale bramkarz gości ostatecznie poradził sobie z kąśliwym strzałem Roberta Lewandowskiego z rzutu wolnego, łapiąc piłkę. Czasu było coraz mniej, w samej końcówce to Czesi atakowali, a nadzieja stopniowo umierała. Jej agonię definitywnie dopełnił końcowy gwizdek włoskiego arbitra - Daniele Orsato. W ostatniej akcji po rzucie rożnym udało nam się oddać jeszcze groźny strzał, ale wynik już nie uległ zmianie. Spełnił się czarny sen - reprezentacja Polski nie wywalczyła bezpośredniego awansu na Euro 2024. Z PGE Narodowego, Tomasz Brożek