Polski Związek Piłki Nożnej pod koniec stycznia ogłosił, że nowym selekcjonerem "Biało-Czerwonych" będzie Fernando Santos, który przejął stery kadry po Czesławie Michniewiczu. Początkowo spekulowano, że asystentem Portugalczyka zostanie któryś z polskich trenerów, a w gronie kandydatów wymieniano m.in. Tomasza Kaczmarka i Łukasza Piszczka. Gikiewicz odpowiedział na ostre słowa Grabary. Prosto z mostu. "Stroszenie piórek" Łukasz Piszczek nie został asystentem Fernando Santosa Piszczek nawet spotkał się z Santosem, ale, jak poinformował w połowie lutego Sebastian Staszewski z Interii, nie przystał na propozycję z polskiego związku. To było niespodzianka, ponieważ zatrudnieniem 37-latka miał być zainteresowany nie tylko Kulesza, ale również sam Santos. Były defensor Borussii Dortmund miał odpowiadać za obserwację klubów Ekstraklasy grających na południu kraju. Teraz w rozmowie z "Super Expressem" Piszczek został zapytany o to, dlaczego odrzucił propozycję polskiego związku. - Jeśli spojrzymy na to wyłącznie sportowo i na to, kto się zgłosił, czyli reprezentacja Polski, to można faktycznie uznać, że była to oferta nie do odrzucenia. Ale ja też mam swoje projekty w życiu i jeśli w coś się angażuję, to chciałbym dać temu sto procent - wyjaśnił. Były reprezentant Polski zaznaczył, że obecnie nie jest w stanie na równi zaangażować się w różne projekty. Piszczek zaznaczył, że obecnie "nie widzi się" w roli członka sztabu "Biało-Czerwonych". Ci z kolei, którzy widzą go w takiej pracy "szufladkują" byłego zawodnika, a on sam nie lubi, gdy "ktoś mówi, co ma robić". - Tę decyzję podjąłem świadomie z myślą o tym, żeby to było dobre rozwiązanie i dla mnie, i dla reprezentacji - dodał. PZPN opublikował ceny biletów na mecz z Niemcami. Kwoty zwalają z nóg, kibice są wściekli. "Coraz drożej"