Przed meczem z Anglikami Polacy byli liderami swojej grupy eliminacyjnej. Oprócz "Biało-Czerwonych" i mistrzów świata z 1966 roku, była w niej także Walia. W grze o awans na mundial liczyły się już jednak w tym momencie tylko dwie reprezentacje. Anglicy byli pewni siebie, dopiero co pokonali Austriaków 7:0, których powszechnie uznawano za drużynę na zbliżonym poziomie do Polaków. Zbigniew Boniek twardo broni reprezentanta Polski. Wierzy w jego niewinność Tę świadomość mieli również nasi piłkarze. Po latach wielu z nich przyznawało na łamach przeróżnych mediów, że do Londynu wyprawiali się z jedną podstawową myślą: nie skompromitować ojczyzny. Gdzieś daleko majaczyły nieśmiałe marzenia o remisie, który zapewniłby upragnione przepustki na mistrzostwa świata. Mecz na Wembley: Psy szczekają, karawana jedzie dalej Na Wyspach Brytyjskich przybyszów zza żelaznej kurtyny nie traktowano poważnie. Widziano w nich amatorów, klaunów i... zwierzęta. Tym ostatnim określeniem posługiwali się kibice gospodarzy, gdy Polacy wyszli przed meczem na murawę Wembley, aby zapoznać się z obiektem. Kadra niewiedzy, bezradności i pustych spojrzeń. Kadra jak jamnik. Stała się żartem Wielu z nich reagowało złością, ale sytuację w mistrzowski sposób uspokoił selekcjoner Kazimierz Górski. W tak charakterystyczny dla siebie sposób - oszczędny w słowach, za to niezwykle celny - dotarł do głów swoich podopiecznych. "Spokojnie, psy szczekają, karawana jedzie dalej" - powiedział trener, a reprezentanci mu uwierzyli. Anglia - Polska: Nie taki diabeł straszny... Tego dnia - 17 października 1973 roku - zdolności psychologiczne Kazimierza Górskiego okazały się kluczowe. Ówcześni zawodnicy jak jeden mąż opowiadali później, że w przypadku takiego spotkania to nie taktyka i nie umiejętności piłkarskie przesądziły o wyniku. Jan Tomaszewski, w rozmowie z TVP Sport, wspominał sytuację, która miała miejsce tuż po zakończeniu pierwszej połowy. Olimpijski spokój trenera podziałał na graczy kojąco. Emocje w szatni opadły, wszyscy zdążyli złapać drugi oddech i w pełnym skupieniu wrócili na boisko. W 57. minucie Polacy sensacyjnie objęli prowadzenie po bramce Jana Domarskiego. Gospodarze zdołali co prawda wyrównać - w 63. minucie rzut karny wykorzystał Allan Clarke - ale remis także gwarantował "Biało-Czerwonym" bilety na mundial. Jakub Żelepień, Interia