Fala krytyki spadła na reprezentację Polski po porażce z Mołdawią w Kiszyniowie 2:3. Wówczas biało-czerwoni prowadzili do przerwy pewnie 2:0 i nic nie zapowiadało katastrofy, która miała nastąpić. Zupełnie inny scenariusz miał przebieg niedzielnego spotkania, rozgrywanego na PGE Narodowym. Od pierwszych minut to Mołdawia zaciekle atakowała, spychając Polaków do obrony. Choć nie oddawały tego statystyki, to rywale stwarzali sobie groźniejsze okazje, a jedną z nich zamienili na gola. Po wrzutce z rożnego kompletnie bez krycia w polu karnym został Ion Nicolaescu i bez problemu wbił piłkę do siatki bezradnego i zniesmaczonego Wojtka Szczęsnego. Był to dla niego już trzeci gol przeciwko reprezentacji Polski w trakcie eliminacji. W 53. minucie nadzieję w serca kibiców bramką na 1:1 wlał Karol Świderski, ale okazały się one płonne. Biało-czerwoni grali w sposób niedbały i chaotyczny, a rywal bez problemu radził sobie z rozbijaniem ich ataków. Na nic zdały się zmiany Grosickiego, Marchwińskiego, czy Adama Buksy. Remis nie zamyka wciąż drogi do finałów mistrzostw Europy, ale sprawia, że Polacy znów zależni są od innych. A w listopadzie czeka ich jeszcze mecz z Czechami. Mołdawskie media zadowolone z remisu z Polską Powody do zadowolenia mieli za to mołdawscy dziennikarze. W mediach podkreślano cenny punkt wywalczony w rywalizacji z Polską. Ion Nicolaescu, który zanotował aż trzy trafienia w spotkaniach z biało-czerwonymi w trakcie eliminacji określony został mianem "geniusza zła polskiej reprezentacji Polski". Mołdawia po sześciu kolejkach ma na koncie dziewięć punktów i zajmuje czwarte miejsce w tabeli. Ma jednak jedno spotkanie rozegrane mniej od Polski. Czekają ją jeszcze mecze z Albanią i Czechami. Jeśli sklasyfikowana na 159. miejscu w rankingu FIFA reprezentacja na zakończyłaby eliminacje na lepszej pozycji od biało-czerwonych, byłaby to prawdziwa sensacja.