Piłkarza Andrija Szewczenkę znają niemal wszyscy - mistrz Włoch i Ukrainy, wicemistrz Anglii i Włoch, zwycięzca Ligi Mistrzów i Superpucharu Europy, zdobywca Złotej Piłki. Słowem - ktoś taki, kim dla Polaków jest dziś Robert Lewandowski. Trenera Szewczenki tak łatwo nie da się już sklasyfikować, bo na bardzo obiecującej przygodzie z reprezentacja Ukrainy, właśnie pojawiła się plama w postaci fatalnej passy w Genoi. - Andrij ma mentalność zwycięzcy i pokazał to całej Ukrainie. To niesamowity człowiek, zrewolucjonizował nasz sposób patrzenia na piłkę - mówi o Szewczence reprezentant Ukrainy Jewhen Szachow, ale na te słowa Włosi z Genoi mogą się dziś już tylko gorzko uśmiechnąć. Andrij Szewczenko. Sukces z Ukrainą bez czarodziejskiej różdżki Szewczenko reprezentację Ukrainy przejmował w trudnym momencie. Podczas gdy piłkarze Adama Nawałki rozbudzali nadzieje kibiców podczas Euro 2016, Ukraińcy gaśli z każdą minutą turnieju. I to nie tylko piłkarsko, ale też mentalnie i organizacyjnie. Przed ostatnim meczem grupowym, gdy polscy dziennikarze pojechali z bliska przyjrzeć się przygotowaniom Ukraińców, na miejscu zastali amatorszczyznę pomieszaną z poczuciem beznadziei i braku odpowiedzialności. Efekt? Trzy przegrane spotkania, pięć bramek straconych, żadnej strzelonej. Podczas tego turnieju Szewczenko był asystentem selekcjonera, ale kilka miesięcy później stał się już głównym odpowiedzialnym za podnoszenie ukraińskiej piłki. Do szatni wchodził jako legenda i wielki autorytet, ale okazało się, że to za mało. Czarodziejskiej różdżki nie posiadał, bo eliminacje do mistrzostw świata w 2018 r. Ukraińcy przegrali z Islandią oraz Chorwacją. Teoretycznie autorytet i aura wielkiego piłkarza początkowo jednak działały, bo z pierwszych pięciu meczów Ukraińcy nie przegrali żadnego, a właśnie taki efekt najbardziej obecnie interesuje reprezentację Polski. Tyle tylko, że Ukraińcy grali wówczas z Islandią (1-1), Turcją (2-2), Kosowem (3-0), Finlandią (1-0) i Serbią (2-0), a Polacy - by zagrać na mundialu w Katarze - muszą poradzić sobie z Rosją, a następnie Czechami lub Szwecją. Szewczenko znacznie lepsze miał eliminacje do Euro w 2020. Ukraińcy wygrali grupę przed Portugalczykami, a żadnego z ośmiu meczów nie przegrali. W turnieju osiągnął historyczny sukces, bo Ukraińcy po raz pierwszy zagrali w ćwierćfinale. W grupie zajęli trzecie miejsce (za Holandią i Austrią, a przed Macedonią Północną), następnie pokonali Szwecję (2-1), ale w ćwierćfinale kompletnie dali się zdominować Anglikom (0-4). Podczas turnieju Szewczenko zaskakiwał Ukraińców autorskimi decyzjami, a ich przychylność ostatecznie zdobył wprowadzeniem w meczu ze Szwecją Artiema Dowbyka. Niektórzy uważali, że młody napastnik forowany jest przez selekcjonera na siłę, tymczasem to on w dogrywce wbił Szwedom decydującą bramkę. - Andrij stosował dwa ustawienia: 4-3-3 i 3-5-2. Pierwszy jest bliższy jego stylowi gry, ale drugi pomógł nam zdobywać punkty w ważnych meczach - zaznacza Szachow. "Efekt Andrija Szewczenki"? W Genoi już to przerabiali Po odejściu z reprezentacji, Szewczenko długo na oferty nie czekał. Bardzo konkretna przyszła z Genoi, której właściciele liczyli na taki efekt, o którym marzy również prezes PZPN Cezary Kulesza. Liczono, że doświadczenie i autorytet Szewczenki sprawi, że zespół uda się odbudować w kilka dni, co najwyżej tygodni. To właśnie dlatego Ukrainiec otrzymał ok. dwóch milionów euro rocznie i stał się jednym z najlepiej opłacanych trenerów Serie A, obok Paulo Fonseci z Romy czy Giana Piero Gasperiniego z Atalanty. - Zaczynamy tę przygodę, by przywrócić Genoi należne jej miejsce w historii - napisał Szewczenko na Twitterze, co dziś brzmi trochę jak żart. Szkoleniowiec szybko wyczerpał cierpliwość właścicieli. Z 11 spotkań wygrał jedno i to w Pucharze Włoch. W lidze zaliczył sześć porażek i trzy remisy, co skończyło się przedostatnim miejscem w tabeli. Zimą Szewczenko planował kadrową rewolucję, ale gra jego zespołu nie dawała przesłanek, że Ukrainiec jest odpowiednią osobą, by zmieniać cokolwiek. Pożegnano go po niespełna dwóch miesiącach i dziś znów jest bezrobotny. Wkrótce okaże się, czy jego przymusowy urlop skróci Cezary Kulesza. Piotr Jawor