Na pierwsze zgrupowanie "nowej" kadry Smuda powołał dwóch bramkarzy angielskich klubów - Tomasza Kuszczaka z Manchesteru United i Szczęsnego. Ten pierwszy bronił w sobotnim spotkaniu z Rumunią (0:1), drugi ma szansę zagrać w środowym meczu z Kanadą w Bydgoszczy, choć trenerzy nie zdecydowali jeszcze czy rozpocznie grę w podstawowym składzie. - Debiut? Na razie nic o tym nie wiem. Słyszałem tylko wypowiedź trenera Smudy, że wszyscy przebywający na zgrupowaniu zagrają. To jedyny sygnał w tej sprawie. Jestem jednak gotowy. Ochotę do gry mam wielką. Liczę, że dostanę szansę i ją wykorzystam - powiedział Wojciech Szczęsny, który szczerze przyznał, że powołanie do kadry go nie zaskoczyło. - Powiedzieć, że się spodziewałem, to może za dużo, ale na pewno miałem nadzieję. Szczególnie w sytuacji, gdy kontuzji nabawili się Łukasz Fabiański i Artur Boruc. Liczyłem, że trener mnie powoła. Wydawało mi się jednak, że przyjedzie jeszcze Łukasz Załuska z Celtiku Glasgow i będzie nas na zgrupowaniu trzech - dodał. Syn byłego reprezentanta Polski - Macieja - nie ma wątpliwości, że na pozycji bramkarza trenerzy drużyny narodowej mają w kim wybierać, a rywalizacja o miejsce w podstawowym składzie będzie ostra, ale sportowa. - Mówi się nawet o kłopotach bogactwa w polskiej bramce. Pewnie dlatego, że mamy dużo bramkarzy w czołowych klubach Europy. Bez względu na to, z kim przyjdzie mi rywalizować - czy to jest, jak teraz, Tomek, czy Łukasz, czy Artur - będzie to rywalizacja bardzo sportowa. Wszyscy jesteśmy bardzo przyjaźnie do siebie nastawieni. Jestem pewny, że na Euro 2012 będzie grał najlepszy z nas - podkreślił. Obecne zgrupowanie to jego drugi kontakt z reprezentacją. Przed Euro 2008 w Austrii i Szwajcarii wychowanek stołecznej Agrykoli przez tydzień ćwiczył z drużyną Leo Beenhakkera, zastępując bramkarzy, którzy jeszcze nie zakończyli sezonu. Jego zdaniem, trudno porównać Holendra do Smudy. - Trener Smuda, może dlatego, że jest polskojęzyczny, lepiej potrafi trzymać dyscyplinę, choć nie jest to zarzut wobec Beenhakkera. Od pierwszego dnia powiedział, że dyscyplina jest najważniejsza i wszyscy to zrozumieli i się temu podporządkowali. A metody treningowe? Ciężko mi powiedzieć. Ten tydzień, który spędziłem z trenerem Beenhakkerem, był zupełnie inny. Tam były przygotowania do Euro, a tu jest budowanie zespołu od początku, więc trudno to porównać. Jednak to dwaj zupełnie inni ludzie. Myślę jednak, że jak ocena końcowa pracy Beenhakkera nie jest w kraju raczej pozytywna, tak mam nadzieję, że na koniec pracy trenera Smudy odniesiemy jakieś sukcesy i z perspektywy czasu jej ocena będzie wysoka - powiedział. Budowa drużyny z myślą o mistrzostwach Europy w 2012 roku, których Polska będzie współgospodarzem, rozpoczęła się od porażki. Szczęsny uważa, że słowo "falstart" nie jest adekwatne do sytuacji. - Nie nazwałbym tego falstartem. Ze względu na stan boiska lepiej już nie wracać do tego meczu. Żeby zobaczyć, w jakim ono było naprawdę stanie, trzeba było na nie wejść. Jeszcze chyba nigdy nie grałem na czymś takim. Przyznam, że w głębi duszy myślałem sobie momentami: "chłopie, dobrze, że cię tam nie ma". Dlatego tak naprawdę chyba jeszcze nie wystartowaliśmy. Nikt jednak nie może zarzucić reprezentantom braku zaangażowania; wszyscy biegali, walczyli. A gra piłką? To było praktycznie niemożliwe. Gdyby wystawić najlepszy skład Arsenalu, wyglądałoby to pewnie podobnie - przyznał. Szczęsny to jeden z przedstawicieli "młodej fali" w polskim futbolu. W sobotę w reprezentacji debiutowali Maciej Rybus, Maciej Sadlok i Patryk Małecki, a w kolejce czeka jeszcze Kamil Glik. Wszyscy mają 20-21 lat. - Przygotowujemy zespół nie na "za tydzień", a na "za dwa i pół roku". Wtedy ta młodzież, miejmy nadzieję, będzie stanowić o sile reprezentacji. Im wcześniej tych młodszych zawodników oswaja się z atmosferą, im wcześniej się ich wprowadzi do zespołu, tym większy będą stanowić pożytek dla reprezentacji. To dobra sprawa, tym bardziej, że i ja na tym korzystam - ocenił. Jak dodał, nie ma złudzeń, że powołanie do drużyny narodowej poprawi jego pozycję w Arsenalu, gdzie - oprócz Fabiańskiego - musi rywalizować z Hiszpanem Manuelem Almunią i Włochem Vito Mannone. - Informacja o powołaniu odbiła się co prawda miłym echem w klubem, koledzy i trenerzy gratulowali mi wyróżnienia, ale nie sądzę, by miało to jakieś przełożenie na moją pozycję w klubie. Muszę twardo walczyć o swoje. I tyle - zakończył. CZYTAJ TAKŻE <a href="http://sport.interia.pl/raport/reprezentacja-euro2012/news/wojciech-szczesny-jestem-gotowy,1397541">Wojciech Szczęsny: Jestem gotowy!</a>