Gdy kibice odliczali minuty do pierwszego gwizdka sędziego, nagle "wybuchła bomba". Okazało się bowiem, że w wyjściowym składzie reprezentacji Polski zabrakło kapitana - Roberta Lewandowskiego. Miejsce "Lewego" - biorąc za wyznacznik mecz z Portugalią - zajął Kacper Urbański. Poza tym doszło także do czterech innych roszad. Łukasza Skorupskiego zmienił między słupkami Marcin Bułka, na obronie zamiast Sebastiana Walukiewicza zagrał Jakub Kiwior, pozycję defensywnego pomocnika zajął nie Maxi Oyedele, a Jakub Moder, a prawe wahadło należało tym razem do Jakuba Kamińskiego. Nasi piłkarze - podobnie jak w starciu z Portugalią - dobrze weszli w mecz. Po początkowym naporze Chorwatów byli w stanie na dłuższy czas zabrać im piłkę i rozgościć się na ich połowie. Co jednak najważniejsze - tym razem poszedł za tym konkret w postaci bramki, którą zdobył w 5. minucie Piotr Zieliński, po de facto dwójkowej akcji z Kacprem Urbańskim. Po strzelonym golu Polacy wcale nie zaciągnęli hamulca ręcznego, lecz konsekwentnie robili swoje. W końcu spełniała się wizja trenera Probierza, mówiącego o wysokim pressingu i odwadze. Nasz nacisk potrafił nawet doprowadzić do nerwowości i w konsekwencji błędu Chorwatów pod ich "szesnastką". Do tego doping fanów był nad wyraz głośny. Słowem - wszystko się układało. Aż do 19. minuty. Świetny początek, a potem krach. Siedem minut "wstrząsnęło" Narodowym Wówczas Chorwaci oddali swój pierwszy strzał. Ale za to jaki. Borna Sosa posłał potężny pocisk zza pola karnego, który wylądował w bramce bezradnego Marcina Bułki. "Nie do obrony" - mógł powiedzieć sobie pod nosem nasz golkiper. I miałby stuprocentową rację. Niestety, po czterech minutach znów musiał wyciągać piłkę z siatki. A prowadzenie dał Chorwatom Petar Sucic, finalizując składną akcję. Asystował mu Martin Baturina... który po chwili sam strzelił gola na 3:1. I tak winda z "Biało-Czerwonymi" na pokładzie zjechała z piłkarskiego nieba wprost do piekła. Ale to nie był koniec wielkich emocji. Kuriozalne sceny. Chorwaci kompletnie zaskoczeni. Tuż przed meczem musieli ruszyć na zakupy Szalony początek szalonej połowy Od tego momentu mieliśmy ogromne problemy z przedostaniem się pod pole karne gości. Wyjątek stanowiła akcja z 35. minuty, zakończona celnym strzałem z ostrego kąta Jakuba Kamińskiego. Ale czujny między słupkami był Dominik Livaković. W 38. minucie doszedł kolejny problem - trener Michał Probierz musiał dokonać pierwszej zmiany. Pawła Dawidowicza - który już wcześniej zwijał się z bólu na murawie - zastąpił Kamil Piątkowski. I gdy wydawało się, że na przerwę zejdziemy przy dwubramkowej stracie, w 45. minucie piłka - dość szczęśliwie - trafiła pod nogi Nicoli Zalewskiego, który uderzył przy dalszym słupku i cieszył się z gola. Co więcej, po naszym kolejnym ataku mogło być już 3:3, ale Jakub Kamiński zmarnował stuprocentową sytuację sam na sam z bramkarzem. Na początku drugiej połowy Dominik Livaković znów został przymuszony do pracy. Tym razem po uderzeniu Nicoli Zalewskiego. Potem aż trzy interwencje w krótkim okresie czasu musiał zanotować Marcin Bułka. Zwłaszcza ta ostatnia - po strzale Igora Matanovicia - wymagała od niego sporego refleksu. Lewandowski na murawie. Bez opaski, ale z asystą Na początku tej części gry Robert Lewandowski ruszył do rozgrzewki, a w 62, minucie wkroczył do gry, podobnie jak Michael Ameyaw oraz Maxi Oyedele. Z boiska zeszli Karol Świderski, Jakub Moder i Jakub Kamiński. Polacy stosunkowo szybko odpalili protokół "laga na Robercika". W pozytywnym znaczeniu tego sformułowania. To właśnie długie podanie Kamila Piątkowskiego w stronę snajpera FC Barcelona uruchomiło trzecią akcję bramkową "Biało-Czerwonych", w której nasz snajper wcielił się w role asystenta. Z jego dogrania skorzystał Sebastian Szymański popisując się świetnym strzałem z dystansu. Co ciekawe, mimo wejścia na plac gry "Lewy" nie przejął opaski kapitańskiej, którą nadal dumnie dzierżył Piotr Zieliński. Przynajmniej do 74. minuty, gdy zszedł z urazem, zmieniony przez Bartosza Kapustkę. Burza ws. meczu Polaków. Posypały się gromy. Bolesne sceny dla "Biało-Czerwonych" W 76. minucie trybuny wręcz ryknęły. A to dlatego, że Dominik Livaković wyleciał z czerwoną kartką za faul na Robercie Lewandowskim. Chorwacki bramkarz wybił piłkę przed polem karnym, a następnie z impetem wpadł w naszego snajpera. Między słupki wszedł więc rezerwowy - Nedelijko Labrović. Niestety, Polacy nie zdołali sprawdzić, czy zdążył się wystarczająco rozgrzać. W doliczonym czasie gry chciał to zrobić Kacper Urbański, który oddał mocny strzał, lecz - niestety - chybił. Mecz zakończył się remisem 3:3, a co za tym idzie podziałem punktów. Ze Stadionu Narodowego - Tomasz Brożek