Pierwsza połowa meczu z Mołdawią nie zwiastowała żadnych kłopotów - nie tylko dla Lewandowskiego, ale i całej reprezentacji Polski. Nasz kapitan znów grał pierwsze skrzypce. Najpierw asystował przy golu Arkadiusza Milika, a później sam umieścił piłkę w bramce. Przed końcem pierwszej połowy zmarnował jeszcze dobrą okazję, ale wówczas wydawało się, że nie będzie to miało najmniejszego znaczenia. Stało się jednak inaczej. "Biało-Czerwoni" po przerwie stracili trzy bramki i sami nie mogli odpowiedzieć sobie na pytanie, jak do tego doszło. Byli tak w ciężkim szoku, że żaden z graczy nie stanął do wywiadów "fleszowych", udzielanych jeszcze na murawie dla stacji telewizyjnych. Te płacą za gwarancję takich rozmów niemałe pieniądze. W tym momencie krytyka skupiła się właśnie głównie na Lewandowskim. Wielu oczekiwało, że kapitan drużyny powinien być tym, który weźmie na siebie ciężar rozmowy z mediami. A co za tym idzie - wytłumaczenia kibicom, co doprowadziło do takiej katastrofy. Lewandowski ochłonął i wyszedł jako pierwszy Być może zimny prysznic w szatni pozwolił nieco ostudzić emocje, bowiem kilkanaście minut po zakończonym spotkaniu Lewandowski zreflektował się i wyszedł do czekających w mixed zonie dziennikarzy. Wciąż jednak nie wiedział, jak wytłumaczyć to, co się stało. - Ciężko ten mecz skomentować. Patrząc na przebieg pierwszej połowy. Prowadziliśmy grę, strzeliliśmy dwie bramki... To co się wydarzyło w drugiej... - "Lewy" szukał odpowiednich słów, ale nie mógł ich znaleźć. Wyglądał na człowieka, który nie jest w stanie logicznie wyjaśnić, jak mogliśmy przegrać z Mołdawią, prowadząc do przerwy 2-0. Kulesza w szoku po blamażu z Mołdawią. Zabrał głos w sprawie przyszłości Santosa Rzucił jednak jedną bardzo ważną uwagę. - W tej chwili ten margines błędu jest naprawdę mały - zauważył kapitan. I choć naszymi rywalami w grupie są takie drużyny jak Wyspy Owcze, czy Albania, to wczorajszy mecz pokazał, że w żadnej sytuacji nie możemy dopisywać sobie trzech punktów przed ostatnim gwizdkiem. Mołdawia oszalała na punkcie "Lewego". Każdy chciał zdobyć autograf Po krótkiej rozmowie z dziennikarzami Lewandowski udał się w kierunku autobusu, ale po drodze musiał przejść obok czekających za płotem mołdawskich kibiców. Ci tylko wyglądali kapitana polskiej kadry. Gdy tylko snajper Barcelony znalazł się w ich polu widzenia, rozpętała się istna burza. Najmłodsi kibice z Mołdawii przeskakiwali jeden nad drugim, by tylko znaleźć się jak najbliższej Lewandowskiego i wystawić trzymane w rękach koszulki i inne pamiątki przez pręty bramy, by napastnik mógł się na nich podpisać. Hałas, jaki rozpętali skandując nazwisko "Lewandowski", był bodaj głośniejszy, niż w którymkolwiek momencie w trakcie spotkania. A przecież eksplozja radości po golu na 3-2 była przeogromna. To tylko pokazuje, jak wielką międzynarodową gwiazdą stał się zwycięzca Ligi Mistrzów z Bayernem Monachium. Lewandowski nie zawiódł oczekiwań fanów i zawrócił z autobusu, by przez kilka minut cierpliwie podpisywać koszulki i pozostałe suweniry, choć z pewnością - po przegranym boleśnie spotkaniu - nie miał na to najmniejszej ochoty. Gdy jeden z młodych kibiców wyrwał się ochronie i jakimś cudem znalazł w pobliżu Lewandowskiego, Polak życzliwie złożył autograf i zapozował z fanem do wspólnego zdjęcia. Aby "uwolnić się" od nabierających wciąż na sile kibiców - wokół stadionu z prędkością błyskawicy rozniosła się bowiem wieść, że Lewandowski rozdaje autografy - "Lewy" potrzebował pracownika PZPN, który odprowadził go z powrotem do autokaru, dziękując jednocześnie mołdawskim fanom. Polaków czekają konsekwencje po blamażu z Mołdawią. Oto jedna z nich Podpisane przez Lewandowskiego koszulki z pewnością staną się cennymi eksponatami w kolekcji mołdawskich fanów, którzy nieczęsto mogą oglądać u siebie największe futbolowe gwiazdy. Gospodarze kładli się wczoraj spać wyjątkowo szczęśliwi. Nie dość, że część z nich zrobiła sobie zdjęcia z idolem z pierwszych stron światowych gazet, to jeszcze niespodziewanie zdołała pokonać jego zespół w bezpośrednim starciu. Nam pozostaje jedynie pytanie - jak doszło do tego, że z Mołdawii wyjeżdżamy bez punktów. A polscy kibice, zamiast polowania na autografy i wspólne zdjęcia, żegnali piłkarzy, dla których przejechali setki kilometrów, wulgarnymi wyzwiskami. Z Kiszyniowa Wojciech Górski, Interia