Były selekcjoner reprezentacji Polski z okazji 75. urodzin odpowiadał na pytania fanów futbolu. Pytany, czy chciałby znów zostać szkoleniowcem kadry, odpowiedział: "Podobno nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki. Powiem inaczej - chciałbym mieć kiedyś takie możliwości i warunki dla zawodników, które teraz ma Adam Nawałka". Strejlau przypomniał też mało chlubne epizody z historii polskiej reprezentacji. - Za moich czasów przed meczem eliminacyjnym Polska - Anglia trzeba było wstrzymywać bunt wśród drużyny, która nie miała w czym grać. 22 maja 1993 roku o godzinie 22:00, dzień przed spotkaniem, na koszulach Hamburger SV przyszywane były orzełki, żebyśmy mieli w czym wyjść na boisko. Zremisowaliśmy 1-1, chociaż do 83. minuty prowadziliśmy - powiedział. - Anglia ze mną nigdy nie wygrała w Polsce, miałem trzy szczęśliwe remisy: 0-0 w Chorzowie, 1-1, kiedy Lineker zdobył bramkę i ponownie Chorzów, kiedy wygrywaliśmy po strzale Adamczuka, a rywale wyrównali w tej 83. minucie. Wtedy zrobiłem błąd, wtedy powinienem się podać do dymisji, a nie dopiero 22 września 1993 roku po porażce z Norwegią, po oszustwie włoskiego sędziego Pairetto - podkreślił Strejlau. Zagadnięty o najzabawniejszą przygodę w czasie komentowania meczów w telewizji, powiedział: "Miałem taką, ale zabawna to ona nie była, bowiem doszłoby do dramatu. Komentowaliśmy mistrzostwa Europy w 1992 roku z Darkiem Szpakowskim. Nie pamiętam w trakcie którego meczu to było, ale nagle po moich plecach ktoś zrzucił butelkę coli, a ja zacząłem kląć jak szewc. I albo ja, albo Darek zdążyliśmy jakimś cudem wcisnąć guzik, tzw. kaszlaka, dzięki czemu to nie poszło w eter. Gdyby poszło, pewnie już bym więcej nie komentował..." - Dziś, jak tak patrzę na niektórych moich byłych zawodników, to bardzo żałuję, że są komentatorami. Powinni się wziąć do innej pracy, bo opowiadają czasem duperele. Mógłbym wskazać parę nazwisk, które wyniku nigdy nie zrobiły ani jako zawodnicy, ani jako trenerzy, a mówi się o nich fachowcy. Kpina - stwierdził Strejlau.