Sebastian Staszewski, Interia: - Za nami bardzo słaby mecz w wykonaniu reprezentacji Polski, która przegrała z Holandią 0:2. Gdzie widzi pan przyczyny porażki? Stefan Majewski: - Tych przyczyn jest wiele. Na pewno było widać większą dynamikę w grze naszego przeciwnika. Tu Holendrzy mieli zdecydowaną przewagę. Po takim meczu Czesław Michniewicz musi się poważnie zastanowić co dalej z kadrą... Są jakiekolwiek pozytywy tego spotkania? - Jeśli miałbym gdzieś ich szukać, to w pierwszych dziesięciu minutach drugiej połowy. Zareagowaliśmy poprawnie, doskoczyliśmy do rywala, stworzyliśmy sobie dwie sytuacje. Szkoda szczególnie tej Arka Milika, gdyby wtedy padł gol, mecz ułożyłby się inaczej. Jak skomentuje pan zachowanie Roberta Lewandowskiego, który kilkukrotnie wściekle upominał kolegów? - Robert jest przyzwyczajony do większej ilości piłek, które są do niego adresowane. A w meczu z Holandią tych piłek właściwie nie było. I z tego wynikała jego złość. Niestety, ale nawet Lewandowski nie poradzi sobie bez wsparcia pomocników. A to nie wyglądało najlepiej. Sporo uwag można mieć także do naszych obrońców, bo ani Kamil Glik, ani Jan Bednarek nie przypominali zawodników w szczycie formy. Glik miał zresztą udział przy jednej z bramek, gdy źle wyprowadził piłkę. - Tak, nie był to ich najlepszy występ. Problemem była wspomniana dynamika akcji. Kiedy Holendrzy przyspieszali w okolicach naszego pola karnego, Janek Kamil i Kuba Kiwior mieli duże kłopoty. Na mundialu wolniej nie będzie... - No nie będzie. Polscy zawodnicy zawsze słynęli z tego, że potrafili ustawić się dobrze w defensywie i przejść szybko do kontrataku. Nam w Warszawie czasami udawało się to wyjście, ale w pewnym momencie brakowało przebojowości, zdecydowania. Często sami przerywaliśmy akcję i sami ją stopowaliśmy. To duży minus. I jeśli chcemy powalczyć o coś na mistrzostwach, musimy to poprawić. Rozmawiał Sebastian Staszewski, Interia