Michał Białoński, Interia: Mija 10 lat od Euro 2012. Jakie ma pan wspomnienia? Franciszek Smuda, selekcjoner reprezentacji Polski podczas Euro 2012: Cały czas mam refleksje, czy można było osiągnąć więcej, przede wszystkim wyjść z grupy. Nie mieliśmy wówczas tak mocnej i licznej kadry, jak to jest obecnie, ale i tak powinniśmy awansować. Dlaczego się nie udało? - Zaczęliśmy niefortunnie, od remisu 1-1 z Grecją. Na dodatek największym bohaterem był rezerwowy bramkarz Przemysław Tytoń, który obronił rzut karny. - Nie można powiedzieć natomiast, że to był zły mecz. Zwłaszcza pierwsza połowa nam się udała. Do dziś pamiętam zaduch, w jakim graliśmy to spotkanie. Wszystko przez to, że nie mogli otworzyć dachu nad Narodowym. To prawda, pana brat nie wytrzymał i opuścił przez to stadion w przerwie. - Decydowały niuanse, które albo pomogły albo zaszkodziły. Każdy mnie dziś pyta, czy mogliśmy zrobić więcej. Gdybyśmy z Czechami, przy stanie 0-0, wykorzystali trzy naprawdę klarowne sytuacje, typowe "patelnie", to byśmy wygrali i awansowali. Pamiętajmy, że nie mieliśmy wtedy tak mocnej kadry jak ta obecna. To był początek po Leo Beenhakkerze, gdy wielu wartościowych zawodników zakończyło karierę reprezentacyjną i trzeba było budować skład na nowo. Bazując na tercecie z Borussii Dortmund: Błaszczykowski - Lewandowski - Piszczek, bo to była największa siła naszej kadry. Dziś takiego tria nie mamy. Piszczek z Błaszczykowskim nie występują już w kadrze. - Ale w tej chwili w samej włoskiej Serie A grywa po 14 piłkarzy. A za moich selekcjonerskich czasów grał tam jeden. Nie żałuje pan, że wprowadził za dużo naturalizowanych piłkarzy, których określano później "farbowanymi lisami"? Sebastian Boenisch czy Damien Perquis po Euro 2012 nie zaistnieli w kadrze. Ludovic Obraniak kariery wielkiej również nie zrobił, nie wspominając o Adamie Matuszczyku. - Ok, teraz się łatwo mówi, ale proszę mi powiedzieć, kogo ja miałem wziąć w 2012 roku? Na lewą obronę pretendował Jakub Wawrzyniak, który żartował, że jest zmiennikiem zawodnika, który nie istnieje. - Obrońców nie mieliśmy prawie w ogóle. Kamil Glik rozegrał niezły sezon w Serie B, pan dał mu szansę w końcówkach meczów towarzyskich z Meksykiem i Niemcami. - Na zgrupowanie przed samym Euro 2012 przyjechał kontuzjowany. To prawda, ostatni mecz ligowy w Torino rozegrał na początku maja, w czterech spotkaniach kończących sezon nie wystąpił z powodu kontuzji. - Nasz wybór był naprawdę niewielki. A czy drużyna nie spaliła się mentalnie? Ona miała dobre początki meczów, zarówno z Grecją, jak i z Czechami. Ale później, gdy emocje opadły, obniżał się też poziom jej gry. - Na pewno jest w tym źdźbło prawdy, jeśli nie więcej. Zwłaszcza w meczu z Czechami. Każdy był w nim napakowany emocjami po dobrym meczu z Rosją. Być może to powinienem utemperować. Oni naprawdę byli tak naładowani, że chcieli mi szatnię roznieść. Mieli ogromną chęć wygrania meczu. Było to od razu widać. Smuda o Euro 2012: Solan? Chcieliśmy ograniczyć ryzyko nietrafienia z formą. Sam mogłem przygotowywać Za przygotowanie fizyczne odpowiadał Amerykanin Barry Solan. Później się okazało, że on nigdy wcześniej nie pracował z piłkarzami, tylko z żeglarzami. Skąd go pan wytrzasnął? - To była nasza wspólna decyzja - moja i zarządu PZPN-u. Chcieliśmy ograniczyć ryzyko nietrafienia z formą na mistrzostwa Europy. Dlatego sięgnęliśmy po fachowca z USA. Polecił nam go amerykański fizjolog, który przygotowywał wówczas piłkarzy Bayernu Monachium. Bayern świetnie się prezentował przy tym Amerykaninie. Dlatego postanowiliśmy skorzystać z pomocy fachowca przez niego poleconego. Człowiek nie chciał popełnić błędu. Zresztą nie zgodzę się z zarzutem, że drużyna na Euro 2012 była źle przygotowana. Tego absolutnie nie można nam zarzucić. Natomiast po upływie czasu twierdzę, równie dobrze mogłem sam przygotować zespół, bo miałem w tym niemałe doświadczenie. Moje drużyny zawsze dobrze wyglądały zarówno wcześniej, jak i później. Graliśmy Euro we własnym kraju, więc chcieliśmy wszystko zrobić jak najlepiej. Dlatego sprowadziliśmy Amerykanów do przygotowań. Pewnie jest pan dumny z tego, że na sto procent postawił na Roberta Lewandowskiego, a Jakuba Błaszczykowskiego mianował kapitanem kadry? U Leo Beenhakkera 20-, 21-letni wówczas "Lewy" był piłkarzem wchodzącym, u pana został wiodącym. - Trio z Borussii plus Szczęsny to był trzon kadry. Resztę musieliśmy dobierać. Czyli nie czułby pan niedosytu, gdyby się udało chociaż z drugiego miejsca wyjść z grupy? - Zarówno szanse na to, jak i emocje były do końca. Dziś tak to jednak wygląda tak, że nam nie wyszło. Rozmawiał: Michał Białoński, Interia CZYTAJ TEŻ: Radosław Nawrot: "Byłem na Stadionie Narodowym podczas otwarcia Euro 2012. I nie mogłem w to uwierzyć""Podczas Euro 2012 trener się bał'. Tak Robert Lewandowski i Adam Nawałka wyciągnęli wnioski Ile kosztują nas stadiony z Euro 2012? Jak je wykorzystujemy? Finały, koncerty, szpital i... festiwal piwaMiało być show na Euro 2012, skończyło się skandalem. Co słychać u zespołu Jarzębina od "Koko, koko, Euro spoko"?