W 29. kolejce zremisowaliście bezbramkowo z Herthą w Berlinie. To chyba cenny wynik, zwłaszcza biorąc pod uwagą dużą przewagę piłkarzy gospodarzy w drugiej połowie? Sławomir Peszko: - Tak. Przyjechaliśmy tutaj z nastawieniem, aby nie dać się pokonać. Chcieliśmy wywieźć z Berlina jeden punkt, ponieważ ostatnio tutaj głównie przegrywaliśmy. Zawsze ciężko nam się grało na stadionie Herthy. Ten remis nas satysfakcjonuje, bo to kolejny krok do utrzymania w lidze. Można już wam gratulować osiągnięcia tego celu? Zajmujecie obecnie 12. miejsce. - Dzisiaj padło kilka dobrych wyników dla FC Koeln. Zobaczymy, zostało pięć kolejek. Myślę, że jeszcze coś ugramy. Brak Pawła Olkowskiego miał wpływ w sobotę na pana grę? Macie wyuczone pewne schematy. - Na pewno tak. Z Miso Brecko dawno nie współpracowałem na tej stronie, a z Pawłem graliśmy w ostatnim czasie tydzień w tydzień. Ale cóż, trzeba się szybko przestawić. Wiadomo, że Paweł z powodu kontuzji jest wyeliminowany do końca sezonu. Jeden z kibiców FC Koeln, pytany o polskich piłkarzy w tym klubie, powiedział, że lubi pana boiskowy charakter. Wprawdzie ogląda pan sporo żółtych kartek, ale - jak podkreślił - "zawsze pan chce". Walczyć, biegać. Dzisiaj pełnił pan na boisku kilka funkcji, od obrony do ataku. Jakie były przedmeczowe założenia? - Dużo związanych z defensywą. Jak zwykle, gdyż jako beniaminek nigdy się nie odkrywamy, zwłaszcza w meczach wyjazdowych. Chcemy przede wszystkim zachowywać czyste konto z tyłu, a jeśli coś się uda z przodu, to jest dodatkowy plus. Dzisiaj w ofensywie nie byłem za bardzo widoczny. Głównie pracowałem z tyłu, jak w większości meczów wyjazdowych. W starciu z Herthą kilka razy pokazywał pan kolegom, żeby podali piłkę, ponieważ wybiegał pan na dogodną pozycję. Rzadko jednak to dostrzegali... - Człowiek na boisku zawsze myśli, że inni mogą mu łatwo i szybko podać. Trochę się wówczas irytuje, ale gdyby koledzy widzieli, na pewno chcieliby dobrze zagrać. Nie jest tak, że nie podają do mnie ze złości. W poprzedniej kolejce pauzował pan za kartki, ale przy okazji leczył uraz. Jak się pan obecnie czuje? - Niezbyt rewelacyjnie, wcześniej przez tydzień nie trenowałem, mam trochę problemów z mięśniami brzucha. Odbyłem tylko dwa treningi, zażywałem środki przeciwbólowe. Teraz zamierzam poddać się większej terapii, może wezmę jakieś zastrzyki. Bardzo zmieniło się pana życie po bramce strzelonej Irlandii w Dublinie w meczu eliminacji Euro 2016 (1-1)? - To nie tak, po prostu czuję wielką satysfakcję. Cieszę się, że w końcu przyczyniłem się w tej kadrze do zdobycia cennego punktu. Być może bezcennego w walce o awans... - Oby tak było. Chciałbym to kontynuować, jeśli będę dalej powoływany. Na pewno nie spocznę na laurach i nie zadowolę się tylko tym, że strzeliłem bramkę i już jestem jakiś wielki piłkarz. Nigdy tak nie było i nie będzie. Jestem zawodnikiem, który chce dać z siebie wszystko na boisku. A dostaje pan jeszcze sygnały z Polski, gratulacje? - Euforia już minęła, ale wcześniej otrzymałem dużo wiadomości i podziękowań. Szczególnie ucieszyły te od rodziny. Niedawno powiedział pan, że przeszedł przemianę. Na czym to polegało? - Sam nie wiem. Po prostu wznowiłem treningi i nagle wszystko zaczęło mi wychodzić o wiele lepiej niż w poprzedniej rundzie. Nie wiem dlaczego, przecież nigdy nie odpuszczałem na treningach. Widocznie wcześniej chodziło o jakieś niuanse. Dwa tygodnie byłem chory, nie przepracowałem pierwszego obozu z powodu kontuzji pachwiny. Później zobaczyłem czerwoną kartkę w meczu Pucharu Niemiec z Duisburgiem, było trochę złości na mnie w klubie. To wszystko działało na moją niekorzyść. Co pan wtedy myślał? - Powiedziałem sobie, że albo będę grał dalej w FC Koeln, albo trzeba zmiany. Trener powiedział, że mam zostać i pokazać się na obozie przygotowawczym. Tak zrobiłem. Nie zrezygnowano ze mnie, a ja zacząłem strzelać gole w sparingach, wyróżniałem się w wewnętrznych grach. Trener to zauważył. Powiedział, że wywalczyłem sobie miejsce na kolejny mecz, chociaż byłem już głęboko.... No, wiadomo gdzie... Właśnie na takiego Sławomira Peszkę polscy kibice czekają w czerwcowym meczu z Gruzją w Warszawie. - Też tego chcę. Jestem obecnie w kontakcie z selekcjonerem. Ostatnio trener Bogdan Zając (asystent Adama Nawałki - przyp. red.) był na meczu w Kolonii. Pauzowałem wówczas za kartki, ale mieliśmy okazję porozmawiać. Wiadomo, priorytetem - jeśli chodzi o powołanie do reprezentacji - jest gra w klubie. Dobra gra. Rozmawiał w Berlinie Maciej Białek