- Przepraszam pana bardzo, ale to jest moje miejsce - zwrócił się w przerwie meczu kibic do siedzącego obok mnie dziennikarza z Irlandii. Ten oczywiście kompletnie nic nie rozumiał, ale polski kibic płynną angielszczyzną wyjaśnił gościowi o co chodzi, podpierając się przy tym dowodem w postaci biletu na mecz. Zszokowany żurnalista z Irlandii, chcąc nie chcąc, spakował laptopa i wyniósł się w poszukiwaniu innego miejsca. Szczęśliwie się złożyło, że znalazł je w niższym rzędzie. Podobnego szczęścia nie miał mój kolega z poznańskiej "GW" Marcin Wesołek. - Drugą połowę obejrzałem stąd (korytarz za trybuną), bo na trybunie prasowej nie było dla mnie miejsca. Zajął je kibic - powiedział mi Marcin. Okazało się, że PZPN sprzedał bilety również na część miejsc prasowych. Pewnie dlatego na akredytacjach nie mieliśmy przydzielonych konkretnych miejsc, tylko siadaliśmy tam, gdzie było wolne. Okazywało się, że to wolne nie zawsze było faktycznie wolne. - Chciałem przeprosić za drobne zamieszanie, jakie miało miejsce na trybunie prasowej. Bardzo ubolewamy, przepraszamy, sprawdzimy, co się stało - powiedział rzecznik PZPN-u Jakub Kwiatkowski. Zapewnił jednocześnie, że wszyscy kibice, którzy zakupili bilety na miejsca dziennikarskie, dostaną zwrot pieniędzy. Osobiście przeprosił także dziennikarzy z Irlandii. Z Poznania Michał Białoński