1. Michał Probierz ma swojego żołnierza Jakub Piotrowski - to autorski "wynalazek" w reprezentacji Polski selekcjonera Michała Probierza. To on mu zaufał, pozwalając 26-letniemu już pomocnikowi zadebiutować w narodowych barwach, a ten odwdzięcza się trenerowi swoją grą. Z każdym kolejnym występem zawodnik Łudogorca umacnia swoją pozycję w naszej kadrze, stając się murowanym faworytem do gry w wyjściowym składzie. Zwłaszcza, w meczach z takimi rywalami, jak Estonia. Wówczas - podocznie jak w czwartek na PGE Narodowym - gdy przeciwnicy barykadują się przed swoim polem karnym, może skorzystać ze swojej piekielnie skutecznej broni, uderzając z dystansu. 2. Miało być tak pięknie, ale... Początek kadencji Michała Probierza został zaznaczony przez gole tracone po stałych fragmentach gry, nad czym sam selekcjoner narzekał w wielu wywiadach. A przed meczem z Estonią należało zakładać, że i tym razem "Biało-Czerwoni" zostaną sprawdzeni w tym aspekcie gry. Podkreślał to w rozmowie z Interią specjalizujący się właśnie w stałych fragmentach gry trener Michał Macek. Przez długi czas reprezentacji Polski udało się unikać zagrożenia. W pierwszej połowie Estończycy nie zdołali oddać choćby jednego strzału... Aż w końcu przyszła 78. minuta i... stały fragment gry. Tym razem rzut z autu. I po krótkim rozegraniu piłkę wpakował do naszej siatki Martin Vetkal. To rozwścieczyło Wojciecha Szczęsnego, który nie wytrzymał i wykrzyczał swoje pretensje w kierunku kolegów, którzy nie pozwolili zachować mu czystego konta. Polacy zaskoczyli, idą na "rekord". To już jest miazga. Aż trudno uwierzyć 3. I co, można? Otóż tak! Stawka meczu z Estonią była wysoka, w przeciwieństwie do - z całym szacunkiem - klasy rywala. Zwycięstwo była dla reprezentacji Polski obowiązkiem, a przy tym można było wymagać, że nasi piłkarze zdołają udowodnić na murawie PGE Narodowego swoją sportową przewagę, prezentując przy tym grę - choćby i fragmentami - przyjemną dla oka. Bo jeśli nie teraz, to kiedy? I w końcu, udało się - reprezentacja Polski była w stanie wywiązać się z roli faworyta, przenosząc swoją "papierową" przewagę na murawę. Pięć goli, wiele ciekawych akcji, po których publiczność na PGE Narodowym miała okazję się ekscytować, a przy tym pełna dominacja. A dodatkowo podkreślić należy, że "Biało-Czerwoni" zdołali wbić rywalom aż 5 goli, przy czym żadna z nich nie była autorstwa Roberta Lewandowskiego. To pozwala naładować baterię i złapać nieco pewności siebie, przed finałowym starciem z Walią. Z PGE Narodowego, Tomasz Brożek