Po jednym z ligowych meczów dziennikarz ostro ściął się z Jackiem Zielińskim, trenerem Cracovii, że ten nie daje szans Kapustce. Zieliński tłumaczył, że ma tylko 11 miejsc na boisku, że na razie pracuje nad formą młodego zawodnika, i że przyjdzie jego czas. Mimo to konferencja została okrzyknięta jedną z najbardziej burzliwych przy Kałuży w ostatnich latach, a wielu kibiców trzymało stronę dziennikarza. Oni też nie wyobrażali sobie, by tak utalentowany młokos siedział na ławce. Trener Zieliński długo nie kazał się jednak przekonywać. Nie wiadomo jakimi sposobami przygotowywał Kapustkę do optymalnej formy, ale na razie 18-letni pomocnik zachowuje się, jakby przed każdym meczem brał zastrzyki z adrenaliny. W Cracovii wskoczył do pierwszego składu, choć w większości meczów był zmieniany. W kadrze notuje jednak wejście, jakiego nie powstydziłyby się największe legendy polskiej piłki. Najpierw zdobył gola w debiucie z Gibraltarem, a potem trafił do siatki w meczu z Islandią. - Po takich spotkaniach dobrze by było, gdyby ktoś mnie uszczypnął - uśmiechał się w piątek Kapustka, a już cztery dni później zanotował kolejną kapitalną akcję. W meczu z Czechami przejął piłkę, podciągnął skrzydłem i idealnie zagrał na głowę Arkadiusz Milika, który trafił do siatki. Dzięki takim zagraniom akcje Kapustki nie wystrzeliły w górę, ale eksplodowały i staje się równorzędnym rywalem dla innych skrzydłowych: Jakuba Błaszczykowskiego, który często narzeka na urazy i Kamila Grosickiego oraz Macieja Rybusa, którzy na razie nie są pewni miejsca w podstawowych składach swoich klubów. Autor: Piotr Jawor, korespondencja z Wrocławia