Zwolennicy trenera z zagranicy niech porzucą złudzenia. Z tego, co prezes PZPN mówił na konferencji prasowej dzień po porażce na Wembley wynika jasno, że ta opcja w ogóle nie wchodzi w grę. Boniek jest zbyt rozsądny, by przyznać się do tego otwarcie. Zdaje sobie przecież sprawę z liczby zwolenników zatrudnienia w kadrze szkoleniowca mającego jak najmniej wspólnego z Ekstraklasą. On wyśmiewa ich dyskretnie słowami: "absurdem jest twierdzić, że nieznajomość polskiego lub nieposiadanie polskiego paszportu to atuty w pracy z naszą kadrą". Szkoleniowca z zagranicy Boniek dyskredytował opowieściami o Holendrze Dicku Advocaatcie, który po swojej przygodzie z kadrą Rosji uważany jest tam za persona non grata lub o bezimiennym, zaprzyjaźnionym szkoleniowcu, który z polskich piłkarzy zna tylko Lewandowskiego, Szczęsnego i Piszczka. "Ile czasu zajęłoby mu poznanie wszystkich?" - pytał retorycznie prezes PZPN, choć przyznał, że sam lubi działać bardzo szybko. Dodał, że nie zatrudni selekcjonera z pensją dwóch lub trzech milionów euro rocznie, bo "zjadłyby" go polskie media. Dla mnie to wystarczy. Oczywiste jest, że Boniek z góry odrzucił możliwość poszukiwania następcy Waldemara Fornalika za granicą. A więc Ekstraklasa? Tak, to niemal pewne, choć prezes PZPN twierdzi, że 90 proc nazwisk pojawiających się w mediach, to strzały chybione, bez żadnych, uzasadnionych podstaw. "Czytam, słucham i śmieję się" - mówi prezes podkreślając jednak, że prasę uwielbia. Za czytanie "Przeglądu Sportowego" pod ławką dostał kilka dwój jeszcze jako uczeń. Współpracownicy Bońka zaklinają się, że nie znają jego decyzji. Dyrektor do spraw mediów PZPN Janusz Basałaj odmawiał wizyt w telewizjach, twierdząc, że to bez sensu, bo nie ma nic do powiedzenia. "Prezes trzyma swój wybór w tajemnicy, ja niczego się nawet nie domyślam" - powtarza. Skąd więc moje przekonanie, że Boniek postawi na Nawałkę, skoro nawet jego najbardziej zaufani podwładni tego nie wiedzą? Aby to wyjaśnić, muszę pozwolić sobie na osobistą dygresję. Wiele lat temu, jeszcze w czasach, gdy byłem zatrudniony w "Gazecie Wyborczej", zapracowałem na opinię najlepszego w dziale sportowym interpretatora słów Bońka. Nie dość, że był jednym z moich ulubionych piłkarzy, to potem jeszcze został jednym z ulubionych rozmówców. Anegdotami sypał jak z rękawa, mówił barwnie, z pasją, mogłem go słuchać wytrwale i długo. Fakty traktował dość oględnie, często się z nimi mijał, jak czynią ludzie obdarzeni nietuzinkową wyobraźnią dla dobra opowieści. Koledzy z "Gazety" mieli to Bońkowi za złe. Uważali, że ktoś zajmujący tak znaczącą pozycję w polskiej piłce powinien być odpowiedzialny za słowa. Nie może zaprzeczać sobie w co drugim zdaniu, bo to ujmuje mu autorytetu. Ja traktowałem te słabostki Bońka, jako jego atuty. Dość było w naszej piłce siermiężnych nudziarzy mielących językiem tylko po to, by nic nie zostało powiedziane. Nie zawsze wychodziłem jednak dobrze na sympatii do Bońka, bo, przyznam ze skruchą, stałem się jednym ze zwolenników powierzenia mu pracy z reprezentacją Polski w 2002 roku. A ta misja zakończyła się przecież totalną klapą. Wracając do tematu, nauczyłem się rozumieć Bońka lepiej niż koledzy z "Gazety". Interpretować jego poglądy i spostrzeżenia. Toteż, gdy ktoś z młodszych dziennikarzy "Gazety" robił wywiad z obecnym prezesem PZPN, przychodził do mnie, odtwarzał mi nagranie, bym wytłumaczył mu, co Boniek mógł mieć na myśli? Zazwyczaj wychodziłem zwycięsko z tej misji. Mam nadzieję, że Czytelnicy tego tekstu wyczują wystarczającą dozę autoironii w tym moim osobliwym wyznaniu. Z tego, co mówił prezes PZPN po porażce na Wembley wyczuwam, że Adam Nawałka to dla niego najwłaściwszy człowiek do zastąpienia Fornalika. "Ambitny, z wizją, charyzmą, głodny sukcesu z kadrą, a nie dorobienia się na niej kilku milionów" - wyliczał prezes. Wspomniał przy tym o Ukraińcach, którzy już po starcie eliminacji MŚ 2014 szukali trenera po całym świecie, tymczasem trochę w akcie rozpaczy postawili na rodaka Mychajło Fomienkę, który podniósł zespół z kolan prowadząc do baraży. Co do CV przyszłego selekcjonera Boniek specjalnych oczekiwań nie ma. Przypomina, że tak Kazimierz Górski, jak i Antoni Piechniczek przed rozpoczęciem pracy z reprezentacją wielkich rzeczy nie zdobyli. Nawałka pasuje do tych "wymagań" jak ulał, choć nie jest oczywiście jedynym kandydatem, który dotąd nic spektakularnego nie wygrał, to samo da się powiedzieć o niemal każdym trenerze z Ekstraklasy. Wypada życzyć wszystkim kibicom i całej polskiej piłce, by Boniek się nie pomylił, bo co najmniej kolejne trzy lata zostaną zaprzepaszczone. Niewykluczone za to, że pomylę się ja. Może Boniek postawi jednak nie na Nawałkę, ale na kogoś innego? Może moja umiejętność interpretowania jego słów jest znacznie bardziej ograniczona, niż mi się zdaje. Za dwa tygodnie wszystko będzie jasne. Wtedy się przekonamy, czy czytanie między słowami prezesa może mieć jakąkolwiek wartość. Kogo typujecie na selekcjonera kadry? Dyskutuj z autorem artykułu na jego blogu